- Mija panu pierwsza, wyjątkowo krótka kadencja i już dwie osoby rzucają panu wyzwanie w wyborach. To dużo?
- Myślę, że w sam raz. Na pewno w tej niepełnej kadencji nie mogłem rozwinąć skrzydeł. Wcześniej byłem prywatnym biznesmenem i wiem, że w biznesie mógłbym pewne rzeczy zrobić zdecydowanie szybciej. W samorządzie to jednak tak nie działa, tutaj często zderzam się z papierologiczną ścianą. Oczekiwanie na różne wymagane zgody trwa bardzo długo, więc realizacja inwestycji się przesuwa. Z drugiej strony pomimo tego krótkiego czasu udało się zrobić wiele. Wystarczy spojrzeć na inwestycje drogowe - zanim objąłem stanowisko, bywało np. 30 zleceń w ciągu roku, a w 2023 było ponad 100. To duży progres.
- Spodziewał się pan, że będą dwie rywalki w walce o fotel wójta?
- Tak, bo stawką poprzednich wyborów była półtoraroczna kadencja i pewnie nie każdy, kto myślał o zostaniu wójtem, chciał się zdecydować na start już wtedy. Teraz gra toczy się o pełną kadencję, więc zwycięzca będzie miał większy spokój i dostanie czas na zrealizowanie konkretnych inwestycji. Szczerze mówiąc spodziewałem się, że kontrkandydatów może być nawet więcej.
- Z drugiej strony wygrywając ostatnie wybory stał się pan naturalnym faworytem do reelekcji. 1,5 roku to zwykle zbyt mało, by zniechęcić do siebie większość społeczeństwa.
- Patrzę na to, jak na okres, który mnie stale napędzał. Pokochałem swoją pracę, chętnie wstaję rano, by przyjechać do urzędu, uwielbiam jeździć w teren, doglądać inwestycji i spotykać się z mieszkańcami. Widzę ich problemy i dlatego, bez względu na to, czy ktoś nazywa mnie faworytem, chcę pokazać, że w kolejnej kadencji będę kontynuował i zakończę wiele spraw, które rozpocząłem niedawno.
- A może się pomyliłem i kontrkandydatki pojawiły się dlatego, że zdążył pan zniechęcić do siebie sporą grupę ludzi i one właśnie tych mieszkańców reprezentują?
- Jest wiele osób, które chcą spróbować startu w wyborach. Mają do tego prawo. Nie sądzę, że popełniłem duże błędy, które miałyby wpłynąć na nastroje mieszkańców gminy Oława. Naprawiam pewne rzeczy, mam swoją wizję, usprawniam pracę urzędu, rozpocząłem kilka nowych inwestycji i jestem przekonany, że jako samorząd idziemy w dobrym kierunku. Podejrzewam więc, że panie Monika Dewerenda i Edyta Kubik po prostu chciały wystartować, bo mają swoją wizję i chcą ją przedstawić mieszkańcom. Od razu mówię, że nie jest to lekki kawałek chleba. Praktycznie wszystkie weekendy są zajęte, bo przecież wójt ma nienormowany czas pracy.
- Próbuje pan zniechęcić rywalki?
- Nie o to chodzi. Po prostu mówię, że nie jest to lekki kawałek chleba.
- A co pan myśli o Edycie Kubik i Monice Dewerendzie?
- Nie znam ich zbyt dobrze. Panią Edytę oczywiście widywałem podczas komisji czy sesji, ale nie mam o niej wyrobionego zdania. O pani Monice usłyszałem dopiero w kampanii wyborczej i również nie chciałbym się wypowiadać na jej temat.
- Proszę wskazać dwie rzeczy, które wydarzyły się podczas tej krótkiej kadencji. Jedną, z której jest pan dumny, i jedną, z której wręcz przeciwnie...
- Jestem dumny z inwestycji, które lada moment będą widoczne. Mam tu na myśli np. żłobek w Marcinkowicach i świetlice w Siecieborowicach, Marszowicach oraz Marcinkowicach. Cieszę się też, że udało się przejąć działkę od KOWR-u i wspólnie z innymi samorządami wybudujemy niebawem schronisko dla zwierząt. Nie jestem zadowolony z budowy świetlicy w Jaczkowicach, ponieważ cały czas blokuje nas konserwator zabytków. Walczymy o tę sprawę, mam nadzieję, że zbliżamy się do końca i niebawem rozpoczniemy budowę.
- W wywiadzie udzielonym naszej Gazecie po objęciu stanowiska powiedział pan, że "wójt nie powinien być sztywniakiem, schowanym w urzędzie". Dziś nie brakuje internetowych komentarzy, w których można przeczytać, że Artur Piotrowski głównie śpiewa i biesiaduje...
- Wójt to jest tylko funkcja, mój styl bycia w niczym mi nie przeszkadza. Skoro mam pogodę ducha, chodzę uśmiechnięty, lubię być między ludźmi i nikogo nie chcę udawać, to dlaczego miałbym to zmieniać? Niedawno w Szkole Podstawowej w Marcinkowicach odbywała się akcja pod hasłem "pasje i talenty". Pani dyrektor zapytała się mnie o moją pasję. Odpowiedziałem, że jest nią śpiewanie i nie uważam, że powinienem się tego wstydzić. Ludzie z pasją są szczęśliwsi. Zawsze też mogę odpowiedzieć złośliwym, że tak już mam, że wszystkie problemy mieszkańców rozwiązuję śpiewająco... A tak już całkiem serio, to w życiu jest czas, by być poważnym i czas, w którym można wyluzować. Warto to rozróżniać.
- W tym pierwszym wywiadzie zapowiadał pan także zatrudnienie zastępcy. Czy coś się w tej kwestii zmieniło?
- Założyłem sobie, że podczas tej pierwszej krótkiej kadencji dogłębnie poznam gminę i pracowników wszystkich referatów, by po ewentualnej wygranej w tegorocznych wyborach, zatrudnić zastępcę. Jeszcze tej osoby nie wybrałem, ale na pewno będę się nad tym zastanawiał.
- Czy mieszkańcy muszą płacić aż 40 zł za wywóz odpadów?
- Przede wszystkim trzeba wiedzieć, że jesteśmy obwarzankiem miasta. Cała procedura nie wygląda u nas tak, jak w Oławie, gdzie podjedzie samochód do bloku, opróżni śmietniki i pojedzie do Zakładu Gospodarowania Odpadami. W naszym przypadku każda trasa oznacza pokonywanie wielu kilometrów, co generuje bardzo duże koszty transportu. To są kilometry... Ceny paliwa są wysokie i z tym się trzeba zderzyć. Podjęliśmy wraz z Radą Gminy uchwałę o powołaniu spółki, która będzie odpowiadała za przewóz odpadów. Liczę, że w ten sposób zmniejszymy koszty. Obecnie, gdybyśmy chcieli nie dopłacać z budżetu gminy, to stawka powinna wynosić 49 zł. Wtedy cena byłaby realna i wychodzilibyśmy na zero. My ustaliliśmy jednak cenę na 40 zł, co pozwala nieco odciążyć mieszkańca, ale musimy do tego dopłacać.
- Kiedy spółka ruszy?
- Stałoby się to już dawno, gdybyśmy zrealizowali pierwotny pomysł umiejscowienia jej w Gaci. Okazało się jednak, że właścicielka budynku, który chcieliśmy kupić, nie ma odbioru technicznego. Szkoda, bo byłoby blisko do ZGO, ale to się nie udało. Szukamy nowej lokalizacji i jeśli ponownie zostanę wójtem, to na pewno rozwiążę ten problem w najbliższych latach.
- I wtedy cena będzie niższa?
- Na pewno chcemy obniżyć koszty, ale nie wiem, jak będą wyglądały ceny za rok czy dwa. To zależy od wielu czynników, ale na pewno nie będzie u nas drożej niż w innych samorządach.
- Co z pałacem w Jakubowicach?
- Cały czas toczą się rozmowy, dotyczące rewitalizacji tego obiektu, staraliśmy się o dofinansowanie remontu dachu, ale niestety się nie udało. Jest to przepiękny pałac i nie ma wątpliwości, że trzeba go zagospodarować. Jeszcze wójt Jan Kownacki planował tam Dom Pomocy Społecznej, projekt opiewał wtedy na kwotę 38 milionów złotych, ale nierealne jest wykonanie tego z budżetu gminy. Staraliśmy się o pieniądze zewnętrzne, ale nasze wnioski były odrzucane. Szukamy źródeł finansowania, pomysł DPS wciąż jest aktualny, mamy też inny, bardziej realny, ale nie chcę jeszcze o nim mówić.
- Pod konic stycznia mieszkańców zaskoczyło włączenie sygnalizacji świetlnej w Godzikowicach. W internecie pojawił się też pana komunikat, z którego dało się odczytać, że pan również był zaskoczony tą inwestycją. Brzmiało to trochę tak, jakby wójt mówił, że on nie ma z tym nic wspólnego i umywa ręce...
- Nie chodzi o to, że umywam ręce, ale sprawa zaczęła się jeszcze w czasach urzędowania wójta Jana Kownackiego. Zgłosiłem się do Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad o wydanie dokumentów w tej sprawie i okazało się, że to mieszkańcy Godzikowic bardzo prosili o tę sygnalizację świetlną. Składali wnioski jeszcze w 2017 roku. Wtedy nie byłem nawet radnym. Sprawą zajmowała się GDDKiA w uzgodnieniu z powiatem, więc faktycznie byłem całkowicie poza tym. Rozmawiałem już z dyrektorem GDDKiA i on nie wie, jak ten problem rozwiązać, bo włączenie tych świateł, każdorazowo będzie powodowało korki. Obiecano mi, że spróbują przeprogramować cały system, uruchomią jeszcze raz i zobaczymy, jak będzie to działało.
- Wiceburmistrz Jelcza-Laskowic Romuald Piórko, mówiąc o ścieżce rowerowej z Jelcza-Laskowic do Oławy, zasugerował, że na obecnym etapie problemem jest wójt gminy Oława, który niekoniecznie chce partycypować w kosztach projektu. To prawda?
- Będziemy partycypować w kosztach, ale nie w takich, jakie nam przedstawiono. Stary Otok to niewielka wioska, więc na pewno ważniejszą sprawą byłoby dla mnie zrobienie ścieżki rowerowej z Bystrzycy do Oławy. Na wspomnianą przez pana inwestycję przygotowaliśmy środki, podpisaliśmy porozumienie, ale w ofercie otrzymaliśmy kwotę trzy razy większą niż zakładaliśmy. Chcemy zrobić park&ride przy stacji w Lizawicach oraz ścieżkę rowerową z Marcinkowic do Lizawic i to są dla mnie sprawy bardziej priorytetowe.
- Kontrkandydaci mówią, że powinno się zmienić funkcjonowanie urzędu. Zgadza się pan?
- Oczywiście, że tak. Przez 1,5 roku mogłem dokładnie się przyjrzeć temu, w jaki sposób urząd funkcjonuje, krok po kroku wprowadzając pewne zmiany. Nie jestem osobą, która przyjdzie i od razu wszystkich zwolni. Z każdym rozmawiam, obserwuję pracę. Jeśli nastąpią zmiany, to dopiero w trakcie pełnej kadencji.
- Jakie są trzy najważniejsze punkty pana programu wyborczego?
- Nie wymienię trzech, bo każda inwestycja jest ważna. Niedawno skończyliśmy Stację Uzdatniania Wody w Sobocisku i podobną inwestycję realizujemy w Siedlcach. Jesteśmy w XXI wieku, a ludzie mają słabe ciśnienie wody. Mieszkańcy potrzebują dobrych dróg i oświetlenia, więc jak najbardziej będziemy to realizować. Chcemy w późniejszym czasie utworzyć Centrum Usług Społecznych, które będzie realizatorem szeroko rozumianych usług społecznych, wynikających z diagnozy potrzeb adresowanych do wszystkich grup. Miejscem łączącym działania aktywizujące i kulturalne.
Gdy obejmowałem stanowisko wójta, było pięć kół gospodyń wiejskich, teraz jest trzynaście. Członkinie KGW wiedzą, że mogą na mnie liczyć, świetnie nam się współpracuje i będziemy to kontynuować. Podobnie jest z OSP, planujemy zakup wozu bojowego, który będzie największym wykorzystywanym przez strażaków-ochotników w całym powiecie oławskim. Nie będę więc wskazywał trzech punktów.
- Żałuje pan, że na pana liście do powiatu pojawił się Michał Pakosz, skazany niedawno prawomocnym wyrokiem?
- Nie znam Michała, nie widziałem go nawet na oczy. Jestem liderem tej listy jako wójt gminy Oława, ale powiat to zupełnie inna struktura. Ja zajmowałem się kandydatami do Rady Gminy.
- Nie decydował pan o tym, kto pojawi się na liście KWW Wspólnie dla Ziemi Oławskiej do powiatu?
- Na pewno większy wpływ miałem na kształt tej listy w okręgu obejmującym gminy wiejskie Oława i Domaniów oraz w okręgu miasta Oława. W przypadku Jelcza-Laskowic, zostawiłem to pełnomocnikowi Dariuszowi Rudnickiemu.
- Czyli to on podjął decyzję?
- Tak.
- Żałuje pan, że tak się stało?
- Nie, bo gdy zamykaliśmy listy, Michał Pakosz nie miał jeszcze prawomocnego wyroku, a wyrok pierwszej instancji nie dyskwalifikował jego startu. Pełnił funkcję radnego w Jelczu-Laskowicach, więc nie powinienem wchodzić w rolę sądu i decydować o tym, czy może startować czy nie.
- Dlaczego wyborcy kolejny raz powinni zaufać właśnie panu?
- Ta krótka kadencja pokazała, że naprawdę wiele można zrobić. Chcę kontynuować pracę, którą rozpocząłem i jeszcze w tym roku zobaczymy jej efekty.
Napisz komentarz
Komentarze