Liliowce o nazwach wielkich oławskich pań? Tak, są takie w Ratowicach, o czym opowiada jeden z twórców ratowickiej hodowli Jerzy Byczyński:
- Skąd pomysł, aby nazwać liliowce nazwiskami oławianek?
- Jestem absolwentem oławskiego ogólniaka, więc z miłości do naszych profesorów nazwałem dwa liliowce nazwiskami nauczycielek. Chodzi o panie Stefanię Żarowską i Marię Polańską-Krasuską. Trzecia oławianka to Seweryna Siemiradzka - tej pani nie znałem, ale wiem, że mieszkała w Oławie i pochodziła z rodziny tego słynnego malarza.
Jerzy Byczyński z liliowcem o nazwie Maria Polańska-Krasuska
- Pan nie pochodzi z Oławy?
- Nie, jestem przedwojenny. Moja rodzina pochodzi z Polesia, a mieszkałem w Wójcicach, w Oławie zaś chodziłem do ogólniaka. Teraz mieszkam we Wrocławiu.
- Jak się rejestruje nowe odmiany liliowców i nadaje im nazwy?
- Sama nazwa odmiany jest bardzo trudna do zarejestrowania. Zarejestrowanych jest w tej chwili około 100 tysięcy odmian, a nie można powtórzyć tej samej nazwy, nawet się do niej zbliżyć, wszystkie muszą być oryginalne. A skąd się bierze nową odmianę? Albo przez krzyżowanie samoistne albo hodowca krzyżuje - bierze pyłek z jednej rośliny i przenosi na słupek drugiej. Jeżeli w ten sposób się rozmnaża, to z tego skrzyżowania jest kilka czy kilkanaście nasion, które się wysiewa i wychodzą nowe rośliny. Te jednak nigdy nie powtarzają cech rodzicielskich, zawsze jest to coś innego. W torebce nasiennej nigdy się nie powtarza tak, aby wszystkie nasiona były jednakowe, każde jest inne. Tak zwane klony się obserwuje potem przez 3 do 5 lat, a gdy one nie zmieniają swoich cech, to się je rejestruje w Amerykańskim Towarzystwie Liliowcowym. Nazwy naszych zarejestrowanych liliowców, także tych oławskich, obowiązują na całym świecie. Nikt nie może innej swoje odmiany tak samo. Te są zaklepane.
- Ile w ogóle macie zarejestrowanych odmian?
- Tu w ratowickiej hodowli mamy ponad 300 odmian.
- Mamy, to znaczy kto...?
- Duży wkład w tę ratowicką linię odmian miał profesor Nowak z Uniwersytetu Wrocławskiego, z którym to wszystko zaczynałem. Potem był on szefem w Wojsławicach. To z nim rejestrowałem nasze odmiany. Dzisiaj hodowlę przejęło młode pokolenie, a szefem gospodarstwa jest Jakub Żukowski. On - syn mojego przyjaciela Romana Żarowskiego - kontynuuje tradycję.
- Wiem, że wśród waszych liliowców jest też taki o nazwie "Maria Kaczyńska".
- To prawda. Mamy też kilku "przedwojennych generałów". Z lokalnych nazw jest jeszcze liliowiec Ratowice, ale jest też odmiana Henryk - na cześć profesora matematyki, który mnie uczył w LO. Chodzi o Henryka Wojewodę.
- Czym się różnią poszczególne odmiany, bo laik widzi zwykle tylko kolory i wielkość, ale zapewne tych parametrów jest więcej.
- Różnią się przede wszystkim kształtem, ale tych cech jest znacznie więcej. Może powiem na przykładzie liliowca "Maria Polańska". To jest tetraploid kielichowy, okółkowy, lekko fryzowany. Oczywiście kolor też ma znaczenie, podobnie jak liczba płatków - są liliowce sześciopłatkowe i wielopłatkowe. Oczko, czyli to zabarwienie w środku, też może być różne, np. bardzo mocne, a wtedy nazywa się halo, ale może być też kontrastowe lub bardzo zbliżone do reszty płatków. Środek to jest gardło.
- Jak widać sporo terminologii do wyuczenia. Jak rozumiem, wszystkie kwiaty o nazwie np. Ratowice będą wyglądały identycznie?
- Tak. Jeśli się je rozmnaża z kłącza, wtedy muszą być takie same. Gdyby jednak zebrać z nich nasiona i wysiać, to wyjdzie zupełnie inna odmiana. Nie powtórzy cech matecznych. Ważne jest więc tzw. rozmnażanie wegetatywne. Sadzi się sadzonkę, która się rozrasta i potem dzieli się tę kępę. Tylko tak można pociągnąć daną odmianę. Jeśli więc ktoś chce z nasionek uzyskać to, co gdzieś widział, to się nie uda. Będzie miał co innego, bo geny zawarte w pyłku mogą być np. od pradziadka i nigdy nie wiadomo, co wyjdzie. Na tym zresztą polega przyjemność hodowli.
- Jak długo taka roślina w konkretnej odmianie może istnieć?
- To są rośliny wieloletnie. Ona są praktycznie niezniszczalne, bo gdy się oddzieli kawałek kłącza, to z niej wyrośnie konkretna odmiana, potem ją się dzieli i znów ona wyrośnie itd. Teoretycznie w nieskończoność, bo to wciąż jest roślina z tego samego kłącza.
- Czyli ratowickie odmiany na pewno pana przetrwają?
Napisz komentarz
Komentarze