Jak wynika z dokumentów dostępnych w Izbie Muzealnej Ziemi Oławskiej, sytuacja gazowni, wchodzącej wtedy w skład Zakładów Gazowo-Wodociągowych w Oławie, po 1945 roku była tragiczna.
Gazownia miejska. 1966 rok
W sprawozdaniu Zarządu Miejskiego w Oławie z 1950 roku czytamy, że od 1945 roku urządzenia gazowni - wchodzące w 1949 roku w skład Miejskich Zjednoczonych Zakładów Użyteczności Publicznej - nie były konserwowane ani zaopatrywane w części techniczne, dlatego ich stan był tragiczny. Jakość gazu nie była więc najlepsza także w 1950 roku. - Jest to wynik zaniedbania konserwacji urządzeń pomiędzy 1945 a 1949 - raportował Zarząd Miejski.
Wszystko zaczęło się zmieniać na lepsze pod koniec 1948 roku, kiedy dyrektorem gazowni został Stanisław Kowalski, przedwojenny poseł na Sejm II RP z listy Polskiej Partii Socjalistycznej.
Stanisław Kowalski
Urodził się w 1886 roku w Łodzi, gdzie pracę zaczynał jako robotnik w przędzalni Biedermanna. Jako działacz partyjny PPS piął się jednak szybko w górę w hierarchii politycznej i zawodowej, aż w latach 1928-30 został posłem. Od 1935 roku był pracownikiem Gazowni Miejskiej w Łodzi. Podczas II wojny światowej działał w AK, a po wojnie objął stanowisko dyrektora łódzkiej gazowni. W 1948 roku został jednak wykluczony z partii za "prawicowość", wtedy przeniósł się do Oławy, gdzie zauważono jego kwalifikacje i powierzono mu kierowanie gazownią. Zachowało się jego sprawozdanie z 8 listopada 1948 roku, a więc tuż po objęciu oławskich zakładów, gdzie czytamy:
- Po objęciu z dniem 3 listopada 1948 roku przez mnie stanowiska kierownika Miejskich Zakładów Gazowo-Wodociągowych w Oławie, stwierdziłem do obecnej chwili następujące niedostatki i wady...
I tu następuje lista tego, co trzeba natychmiast naprawić bądź kupić, aby gazownia działała poprawnie - m.in. konieczne było sporządzenie planów sieci miejskiej oraz gruntowny remont pieców wytwarzających gaz miejski.
W jakimś stopniu te zalecenia nowego dyrektora przez powojenne lata spełniano i gazownia pracowała bez przerwy, a przynajmniej nic o takich przerwach nie wiemy.
Kolejnych szefem gazowni, który rzuca nieco więcej światła na pracę tego oławskiego zakładu jest Tadeusz Monkiewicz, więc przenosimy się w czasie do lat 60.
Tadeusz Monkiewicz (fot. Jerzy Kamiński)
- Zdałem egzamin końcowy na Politechnice Wrocławskiej 11 listopada 1963 roku - wspomina Tadeusz Monkiewicz. - Potem pracy szukałem w Urzędzie Wojewódzkim we Wrocławiu. Powiedziałem im, że w okolicach Lewina Brzeskiego, gdzie mieszkałem, nie ma żadnych zakładów chemicznych, więc spytałem, gdzie by mnie ulokowali. Sekretarz urzędu podrapał się po głowie i powiedział, że chyba znajdzie się dla mnie miejsce w Oławie. Zadzwonił tam i mówi - proszę bardzo, od jutra może pan przychodzić do pracy. Był styczeń 1964 roku. Trafiłem na fantastycznego dyrektora. Drugiego takiego w życiu nie spotkałem. Kulturalny, po wydziale prawa na Uniwersytecie Wrocławskim. To on - magister Tadeusz Grzesiowski - nauczył mnie pracy. Powtarzał mi takie słowa: - Proszę pana, proszę pamiętać, że każda nieprawidłowość w pracy pociąga za sobą następne nieprawidłowości, więc jeżeli gdzieś pan oszuka, to za tym się pociągną następne oszustwa.
Tak Monkiewicz trafił do Przedsiębiorstwa Gospodarki Komunalnej w Oławie, bo tak się wtedy nazywała ta firma. Zapamiętał, że budyneczek administracyjny - ten, w którym dziś mieści się prokuratura - był malutki. Takie odniósł wrażenie, bo do tej pory w swojej karierze zawodowej przyzwyczaił się do wielkich zakładów przemysłowych. Na praktyki jeździł np. do olbrzymich Zakładów Chemicznych w Oświęcimiu.
- Gdy przyjechałem do oławskiego przedsiębiorstwa, to sekretarka pani Marysia Merunowicz już na mnie czekała, bo mieli sygnał ze Zrzeszenia, że przyjadę - opowiada Monkiewicz. - Po zakładzie oprowadziła mnie pani Reichert, opowiedziała co i jak, a następnego dnia do pracy. Ucieszyłem się, bo do firmy należała gazownia, której kierownik Władysław Piotrowski od trzech lat nie był na urlopie - do tej pory nie miał go kto zastąpić. Teraz miałem to zrobić ja. Wyznaczono mi biurko w jednym z pokoików.
Jak Tadeusz Monkiewicz zapamiętał ówczesną gazownię?
Wszystko było z XIX wieku. Nie było prądu do zasilania maszyn, więc najważniejszym urządzeniem była maszyna parowa, od której szedł wał do różnych pomieszczeń, napędzając inne urządzenia, np. regulator ciśnienia gazu na kolektorze. Były dwa kotły pracujące na zmianę - jeden pracował, drugi był w remoncie. Pracował przy nich palacz kotłowy.
Obok kotłowni była piecownia.
Napisz komentarz
Komentarze