- Mieliśmy dwa ceramiczne piece komorowe na węgiel - wspomina Monkiewicz. - Jeden remontowany, a drugi w eksploatacji. W wyniku procesu spalania powstawała smoła, gaz i koks, który służył do ogrzewania miejscowych budynków, np. szpitala oławskiego. Byli prywatni wozacy, którzy końmi wozili ten koks do odbiorców. Na miesiąc przerabialiśmy 3,5 - 4 tys. ton węgla, który ciężarówki PKS przywoziły do nas z bocznicy przy ul. Różanej.
Jak tłumaczy chemik Monkiewicz, węgiel ma różne właściwości, a oni używali zwykle węgla typu 34-35, bo to musiał być węgiel gazujący, ale i koksujący.
Ponieważ na węgiel były wtedy odgórne przydziały, bywało, że go brakowało. Wtedy z pomocą przychodziła... Armia Radziecka, stacjonująca wtedy w Oławie.
- Przyszedł kiedyś do mnie szef gospodarczy jednostki, major Seweryn, i mówi, że on chciałby nam płacić za nasze wszystkie usługi w węglu, a nie w gotówce. Pan mi spadł z nieba! - powiedziałem do niego. I taki handel był korzystny dla obu stron, bo węgiel od wojska był znacznie tańszy. Mogłem wtedy lepiej ogrzewać miejskie budynki.
Najważniejszy w gazowni był jednak gaz. Aby ostateczny produkt był w miarę czysty, trzeba go było uzdatniać. Jak? Najpierw szedł na urządzenia, gdzie zraszało się go wodą. Ponieważ amoniak jest rozpuszczalny w wodzie, więc się z gazu wypłukiwał i w efekcie powstawała tzw. woda amoniakalna. Gaz miał jeszcze jedną "brzydką zawartość", czyli siarkowodór, mocno korozyjny, więc zabójczy dla rur. No i niesamowicie trujący. Trzeba było ten siarkowodór oddzielić. Do tego celu służyły skrzynie z rudą darniową (to taka ruda żelaza gorszej jakości). Gaz przechodził przez nią, siarkowodór łączył się z tlenkiem żelaza. Powstały w ten sposób siarczek żelaza zostawał w skrzyniach, a gaz szedł dalej.
A co ze smołą? Spływała do dołów smołowych, które były pod ziemią. Gdy się zapełniły, trzeba było zadzwonić na Śląsk, skąd przysyłali cysternę i zabierali smołę do rafinerii.
Lampy
Monkiewicz zapamiętał, że gdy przyszedł do pracy w Oławie, w mieście działały jeszcze 32 lampy gazowe, które powoli były jednak likwidowane, a w ich miejsce wchodziło oświetlenie elektryczne. Te gazowe zapalał latarnik - tę funkcję sprawował wtedy pan Tyczyński.
- Mieszkał gdzieś niedaleko Rynku - mówi Monkiewicz. - Ale zajmowanie się lampami przez niego było tylko dodatkiem, bo poza tym, że codziennie rano gasił lampy, a wieczorem je zapalał, był syfoniarzem. Ta dość tajemnicza funkcja ma związek z gromadzeniem się wody wytrąconej z gazu w najniższych punktach sieci, czyli w tzw. syfonach. Praca syfoniarza polegała na tym, że od czasu do czasu wchodził do studzienki i ręczną pompką wodę usuwał.
W gazowni pracowało wtedy około 20 osób. Z daleka można było ją rozpoznać po wielkim ceglanym kominie i charakterystycznych dwóch dużych zbiornikach na gaz. Jeden był poniemiecki, a drugi zbudowany już po wojnie, miały po około 1000 metrów sześć pojemności. W miarę napełniania górna cześć zbiornika podnosiła i było widać, że jest w nim gaz.
Rok 1964 Monkiewicz przepracował na stażu. Po roku został kierownikiem gazowni. Przestał nim być dwa lata później, gdy oławska gazownia w ramach reorganizacji branży wyszła ze struktur miejskich do Dolnośląskiego Okręgowego Zakładu Gazownictwa we Wrocławiu. Zajmował się wtedy miejskimi wodociągami i organizował laboratorium wodno-ściekowe. W 1970 został dyrektorem Miejskiego Przedsiębiorstwa Gospodarki Komunalnej w Oławie.
Wtedy już było wiadomo, że nadchodzi koniec oławskiej gazowni, a przyszłość należy do gazu ziemnego z rurociągu prowadzonego ze Zdzieszowic, gdzie od lat prężnie rozwijały się zakłady koksownicze. Magistralę gazową Zdzieszowice - Opole - Brzeg - Wrocław budowano w latach 1967-1969 i mniej więcej właśnie w tym czasie pracę gazowni w Oławie zaczęto stopniowo wygaszać. Potem, już w latach 70, pozostałości zakładu stały jeszcze parę lat u zbiegu ulic 1 Maja i Gazowej. Ostatecznie wraz z charakterystycznym kominem zostały wyburzone. Zostawiono tylko budynek administracji, gdzie po latach zlokalizowano Prokuraturę Rejonową, która mieści się tam do dzisiaj.
Oława. Przełom 60. i 70. Komin gazowni jeszcze stoi, ale budynki właśnie są zawalane (fot. z arch. Izby Muzealnej Ziemi Oławskiej)
Przy ulicy Gazowej pod nazwą Gazownia Oława - Oddział Zakładu Gazowniczego we Wrocławiu działa dziś biuro obsługi klientów Polskiej Spółki Gazownictwa, zajmującej się dystrybucją gazu.
Niby nazywa się Gazownia w Oławie, ale to tylko biuro obsługi klientów Polskiej Spółki Gazownictwa. Za to przy ulicy Gazowej
2024 rok. Z prawej w mniejszym budynku mieści się dziś Prokuratura Rejonowa - tu była administracja gazowni, potem (do 1974) Miejskich Zakładów Gospodarki Komunalnej w Oławie. Produkcja gazu mieściła się w nieistniejącym dziś budynku, na którego miejscu stoi teraz hotel
PS
Tadeusz Monkiewicz po latach powrócił do Lewina Brzeskiego, gdzie przez wiele lat z sukcesami był burmistrzem i gdzie mieszka do tej pory.
Jerzy Kamiński
Napisz komentarz
Komentarze