- Mieli propozycję ewakuacji, ale zdecydowało się na to zaledwie parę osób - mówi wójt Gminy Oława Artur Piotrowski. - Pozostałym staramy się zapewnić wszystko, czego potrzebują.
- Niewiele osób zdecydowało się stąd ewakuować - przyznaje Monika Dziębowska-Łakomska, sołtys Starego Górnika. - Raczej tylko osoby starsze lub schorowane. Dosłownie parę osób, w tym jedna pani leżąca. Początkowo i ona nie chciała, po pół godzinie rozmowy ze mną, ostatecznie się zgodziło i bardzo się z tego cieszę.
Jak wylicza sołtys Starego Górnika takich najbardziej pokrzywdzonych rodzin/gospodarstw jest tu obecnie około 10. Chodzi o domy, które zalała lub uszkodziła woda.
- W 1997 roku było jednak znacznie gorzej - przyznaje pani sołtys.
- Nie wiemy jeszcze, co będzie dalej - mówi jeden z mężczyzn z Bystrzycy, który po sąsiedzku przyjechał pomagać. - My mieszkamy na górce, więc jesteśmy bezpieczni, ale pomagamy tutaj. Dobrze gdyby na przyszłość wioskę ogrodzić wałami. Teraz oczywiście najważniejsze są worki z piaskiem, ale jak już się woda nie podniesie, to będzie dobrze.
Życie wsi koncentruje się teraz na kawałku zieleni naprzeciw świetlicy, gdzie co bardziej zapobiegli zaparkowali też samochody.
- Ale przy pompie cały czas są pełnione dyżury, bo ona pracuje na okrągło przy największej tamie z worków, od strony Janikowa - mówi pani Agnieszka. - Staramy się sobie wzajemnie pomagać, ale jak to w każdej społeczności różnie bywa. Na razie jest dobrze.
W środę wieczorem wzięła dwa kociołki, coś tam wrzuciła, zaprosiła innych na wspólną kolację. Sporo osób przyszło. Wczoraj wieczorem wszyscy przy stołach ustawionych na drodze, naprzeciw wiejskiej świetlicy, też razem jedni grochówkę w wielkiego kotła. Muszą się integrować, bo wiedzą, że mają ze sobą wytrzymać co najmniej parę dni, zanim będzie można stąd wyjechać. W 1997 roku, gdy powódź była znacznie większa, uruchomiono specjalne kursy amfibią z Oławy do Bystrzycy przez Stary Górnik. Teraz na razie tego nie ma. Władze gminne przy pomocy strażaków, policjantów i ochotników zapewniają im jednak wszystkie podstawowe produkty.
- Nie możemy się normalnie stąd wydostać - mówi pani Agnieszka - ale mam nadzieję, że to wszystko, co się u nas teraz dzieje, zjednoczy ludzi.
Zwykłym samochodem oczywiście się nie da, ale jak ktoś bardzo chce, może. Sołtyska dziś przyjechała do Urzędu Gminy... rowerem. Na drodze widać też traktory, którymi ludzie próbują dostać się poza polder. Niektórzy próbują pieszo, bo nie jest głęboko. Trochę jednak niebezpieczne - nurt wciąż wartki.
- Bardzo proszę napisać, że chcemy podziękować panu Romanowi Wiśniewskiemu, to nasz mieszkaniec, który wiele serca włożył w obronę domu państwa Nowaków - mówi pani Teresa Bałuk. - Dziękujemy także Piotrowi Tyszeckiemu z synem Wojciechem, którzy swoimi ciągnikami też wozili worki na wały, bardzo się zaangażowali. Pan Henryk Pióro też zasługuje na słowa uznania. On teraz mieszka w Bystrzycy, ale kiedyś był mieszkańcem Starego Górnika i bardzo się zaangażował w ratowanie wsi, sterował pracami przy układaniu wałów.
Pani Teresa mówi, że to już jest dla niej szósta powódź w Starym Górniku, bo - jak wylicza - między tymi z 1997 i 2020 roku a obecną, były jeszcze trzy mniejsze powodzie. Przyznaje, że najgorsza była ta w 1997 roku, ale wtedy wysadzono wał w Starych Kolniach, więc woda zupełnie inaczej płynęła. Większą masą i nagle.
- Teraz ludzie byli spokojniejsi - ocenia - Większe też jest zaangażowanie i pomoc innych mieszkańców, których woda bezpośrednio nie dotknęła. Ta powódź dokonało wiele zniszczeń, ale nie tylko materialnych. Trzeba pamiętać też o tych zniszczeniach psychicznych, o strach przed tym, co teraz będzie, bo czeka nas teraz ogrom pracy. Powódź na pewno odcisnęła na nas wszystkich piętno...
*
Więcej zdjęć ze Starego Górnika w materiale niżej:
Napisz komentarz
Komentarze