- Podobno to był słaby rok dla pszczelarzy. Dlaczego?
- Zacznijmy od wiosny. Zaczęło się pięknie, a potem zimno, zimno, zimno. Połowa rzepaku przy temperaturze minusowej, wszystko pomarzło. Troszkę wielokwiatu wzięliśmy z rzepaku, ale słabo. Potem jeździliśmy jak zawsze na akacje koło Zielonej Góry. A tam kłykcie sterczały, bo był mróz. Zazwyczaj, gdy wracamy z akacji, to jest lipa. ale w tym roku wszystko wyschło. Kwitła lipa, ale w ogóle pszczół nie było na nich. Facelii, to taki międzyplon o niebieskich kwiatach, też nie było, nie miodowała. Jedynie gryki trochę było, ale w okolicach Jeleniej Góry. Tam troszkę pogoda była inna, popadało. Gryki było niezbyt dużo, trochę nawet razem z lipą, której u nas już dawno nie było. Owszem, coś było, ale też pod kreską. Mieliśmy spadź - tam było troszkę lipy, słonecznica, nawłoć. Wyszedł taki szarobury miodzik, ale bardzo smaczny. Dopiero wrzos dopisał, Bogu dzięki, dawno takiego nie było. I to jest pięknej jakości miód. Kto się odważył, zaryzykował, to ma wrzosowy miód.
- Czyli najlepszy?
- Ja to określam tak: Tu mamy bmw, to jest audi, volkswagen, fiat itd., ale ten miód, właśnie wrzosowy, to jest mercedes wśród miodów.
- A jak z ceną miodu?
- Od trzech lat nie ruszamy. Jest ta sama, bo nawlekli do Polski tych tworów miodopodobnych, tanich...
- No to jak ja jako klient, który się na tym nie zna, ma rozeznać się w tym wszystkim? Co kupować, a czego nie ruszać?
- Nie jest dla klienta ważne co, byle było tańsze. Taka prawda. A rozeznać bardzo prosto - 30-40 lat praktyki, popatrzy pan tylko i od razu wie, czy coś jest warte czy nie. Ja nie muszę nawet próbować czy macać, ja wiem.
- A jeśli nie mam tych 30-40 lat praktyki?
- To idziesz wtedy do pszczelarza, patrzysz mu w oczy i sprawdzasz, czy warto, czy godne zaufania czy nie. Jak godne, to kupuj u niego miód. A jak trafisz na szubrawca, to już nic nie poradzę.
- A kupować te egzotyczne, z dalekich krajów?
- Mój Boże! Jest taki miód manuka. Słyszał pan?
- Nie.
- To jest nowozelandzki miód.
- I lepszy od naszych?
- A skąd! Też kiedyś kupiłem mały słoiczek za 200 zł, bo ponoć rewelacja. Okazał się słodki, ale... On zawartością był między naszym gryczanym a wielokwiatowym, co stwierdziły nasze laboratoria.
- A kosztował ze cztery razy tyle, co nasze miody.
- Pięć razy tyle! Nasi eksperci napisali potem, że Arabowie tylko pieniądz piorą na tym.
- Czyli nie kupować?
- Kto chce, niech kupuje, ale po co? Ja uważam, że najlepsze miody dla nas są te, które powstają tu, gdzie mieszkamy. Oczywiście niektórych tutaj nie mamy w Oławie, np. gryki czy wrzosu, ale to jest w Borach Dolnośląskich, czyli też u nas. Najlepsze miody są - powtarzam - lokalne. Był kiedyś taki rosyjski uczony, bardzo mądry, profesor Taranow. I on wysunął taką teorię - zawsze jedz to, co rośnie wokół ciebie, bo jesteśmy częścią właśnie tego, co nas otacza. To dotyczy też owoców, warzyw. Inne można spróbować dla ciekawości, co jakiś czas, ale najlepsze są te, co blisko ciebie. Lokalne.
- Jaka jest na dziś dobra cena miodu?
- Kiedyś był taki doktor Pidek, który wypracował bardzo dobry schemat, że dobra cena kilograma miodu od niepamiętnych czasów równa się cenie kilograma masła. Może były wahnięcia okresowe, ale generalnie to się sprawdza.
- Jakie są najdroższe miody, te ponadprzeciętne.
- To właśnie wrzos. Jest bardzo trudny do pozyskania, nie ma go co roku. Ja lubię pozyskiwać go, bo lubię jechać do lasu, ale wrzos nie zawsze wystąpi. Czasem kwitnie, ale gdy wystąpi brusznica, to już nie jest ten wrzos, jaki powinien być. A ja przecież zbieram tylko to, co Bozia da, co pszczółki zbiorą, a ja im to... wykręcę.
- Najtańszy miód zawsze jest wielokwiatowy?
- Tylko dlatego tak jest, że jest go dużo. Uważam, że to jest jeden z najlepszych miodów. Zwłaszcza ten pierwszy, majowy, tam jest mniszek lekarski, tam są sady, jest wierzba... Wszystko, co żyje wiosną. Także trochę rzepaku.
- I mówi to pan z perspektywy człowieka, który pszczelarstwem zajmuje się od...
- Od 1971 roku mam swoje pszczoły. Ja jestem pszczelarzem dosłownie z dziada pradziada. Pradziad Kazimierz miał pszczoły, dziad Józef miał, ojciec Józef też, no i na mnie to jakoś spadło. Nie wiem, czy to Pan Bóg czy diabeł jaki mnie na to pchnął...
- Czy po tylu latach nadal smakuje panu miód?
- Oczywiście. Bardzo go lubię.
- A najbardziej?
- To zależy. Na przykład do kawy nauczyliśmy się z żoną używać łyżeczki miodu gryczanego. Do zupy mlecznej też jest przepyszny. Trzeba znać ten "smrodek", bo to jest specyficzny zapach karotenu, ale to jest jeden z lepszych miodów. Z kolei rzepak jest świetny dla sercowców.
- Czy w tym roku doskwierały wam choroby pszczół?
- Może to niepopularne i nie każdy wie o tym... Już z warrozą nauczyliśmy się żyć, ale przyszła taka nowa choroba... Znaliśmy nosema apis, ale ją widać było już na pierwszy rzut oka. A teraz jest nosema ceranae - gorsza, bo nie daje objawów, a pszczoły giną. Wiosną dałem swoje do badania do Puław i potwierdzono, że i u mnie jest ta choroba. Na szczęście dużo nie straciłem, bo w porę zacząłem leczyć, ale pasieka osłabła. Ale to sami sobie nawlekliśmy tych chorób, bo matki kupujemy Bóg wie skąd, a czasem jest właśnie tak, że kupujesz matkę, a ona w genach przekaże chorobę dalej.
- Ile ma pan teraz uli?
- Ponad 60, dokładnie nie pamiętam.
- Ile to będzie pszczół.
- A wie pan, jak się liczy pszczoły?
- Niby skąd.
- Bierze pan ramkę z pszczołami, liczy pan nogi, dzieli przez 6 i już wiadomo ile pszczół... Żartowałem. W kilogramie pszczół jest około 10 tys. osobników. Rodzina liczy 1,5-2 kg.
- Czyli na 60 uli to 90-100 kg razy 10 tysięcy, wychodzi około miliona. Dobrze?
- Mniej więcej, orientacyjnie.
Napisz komentarz
Komentarze