Ostatecznie za ladą stanęły dwie najlepsze kandydatki - od wakacji wcielają się w role peerelowskich ekspedientek, Danusię i Grażynkę. Podbijają internet, a zwiedzający je uwielbiają...
(14).jpg)
Danusia
To jej prawdziwe imię, ale nazwiska woli nie podawać
- Jak pani trafiła do Muzeum Motoryzacji Wena w Oławie?
- Przez przypadek. Przyszłam do kuchni, a wylądowałem w bufecie. I to jest moja młodość - całe życie pracowałam w Komendzie Wojewódzkiej Policji w bufecie, więc teraz znów się odmładzam. Trafiłam do fajnego miejsca, taki jest też mój obecny szef, ogólnie ludzie, którzy tu przychodzą, są bardzo ciekawi. Różni i ciekawi. W tej Komendzie Wojewódzkiej to pracowałam i na obiadach, i na śniadaniach"i na kawiarni. I VIP-ów obsługiwałam. Potem w Essity pracowałam na produkcji.
- Jest pani mieszkanką Oławy?
- Nie. Pochodzę ze Ścinawy Polskiej...
(20).jpg)
- A widziała pani to ogłoszenie szukające najbardziej peerelowskich ekspedientek, czyli nieuprzejmych, krzykliwych itd.
- Tak, ale "zalety" ekspedientek z tego ogłoszenie traktuję trochę z przymrużeniem oka.
- Zgłosiło się wiele osób. W czym pani była lepsza?
- Jestem po prostu naturalna, jestem sobą. Całe życie za PRL pracowałam w takim bufecie, więc znam sprawę, wiem jak się zachować. Nieelegancka jestem wtedy, jak są konsumenci nieeleganccy. Osobiście jestem bardzo miłą i sympatyczną osobą.
- A jak wyglądała rozmowa kwalifikacyjna? Czym pani zakasowała konkurencję?
- Przyszłam do szefa na rozmowę... Nie wiem, czy aparycją, czy spojrzałam na niego tym wzrokiem, co zawsze spoglądam, czyli z byka. W każdym razie przyprowadził mnie tu i mówi, że idealnie pasuję. Jeszcze strój trzeba - powiedział. No to strój od doktor Małko - bo mam fartuch lekarski. Kawałek koronki od majtek na głowę - jako opaskę na włosy - i już szafa gra.
- To jaka ma być ta klasyczna ekspedientka z PRL?
- Zimną, zniechęcającą... Niekoniecznie krzykliwa.
- A nie krzyczycie przypadkiem tutaj czasami?
- Krzyczymy, np. "Do kolejki!", "Cisza!". "Który następny!". "Nie blokować!". Takie coś. Oczywiście z kim można w ten sposób pożartować, to można i wtedy żartujemy. Kiedyś jednak koleżanka zażartowała, to się klient obraził, i poprosił, żebym ja go obsłużyła. Różnie bywa. trzeba wyczuć klienta. Najfajniejsi są poznaniacy, bo już z daleka krzyczą i pytają, czy będzie seta i galareta.
- A jakie są te najbardziej kultowe produkty peerelowskie, które tu sprzedajecie?
- Wszystko biorą. Chcą spróbować, są ciekawi. Galareta zawsze dobrze schodzi, ale i śledzik, blok, domek Baby Jagi. Jest i sałatka. Wszystko świeże, smaczne, robione na miejscu. Wkrótce jeszcze dojdzie karpatka. I to wystarczy.
- Jak pani się podoba cała konwencja tego bufetu rodem z PRL? Z tymi wszystkim napisami, że tych klientów się nie obsługuje, albo że "władza dba o ludzi"...
- Czuję się młoda, bo to jest moja młodość,. Powiem,panu tak - czuję się z tym bardzo dobrze. Jestem cała happy. Przychodzę się tu odmłodzić, bo trochę stara jestem Mówię nawet do szefa, że jak kiedyś zamknie muzeum, to ja chyba się rozpłaczę.
- A która z was jest bardziej ostra? Pani czy Grażynka?
(23).jpg)
- Grażynka ma bardziej donośny głos. Jeśli więc ktoś tu krzyczy, to raczej ona. Ja nie krzyczę, ale miną zawsze odpierałam ataki ludzi. Zawsze wiedzieli, że jak mam taki mocny wzrok, to już nawet nie podchodzili.
- Pani odgrywa tu swoją pani ekspedientki rodem z PRL, a czy klienci też odgrywają swoje role, wchodzą w tej klimat?
- Tak. Zwłaszcza ci z Poznania i Warszawy. "A spod lady to będzie coś?" - pytają. To odpowiadam, że spod lady mamy wszystko, bo to porządny bufet, peerelowski, tu jest wszystko.
- Jest coś uciążliwego w tej robocie?
- Nie ma. Ja to całe życie robiłem i teraz też sprawia mi satysfakcję.
- W parze z Bożenką jesteście codziennie?
- Nie, teraz tylko w weekendy pracujemy razem. Tak na co dzień to jest jedna z nas. Zapraszam oławian do naszego muzeum, bo tu jest przesympatycznie. Mam wrażenie, że z całej Polski tu przyjeżdżają, a z Oławy jakoś mało ludzi. Szkoda. Niewielu znajomych widzę. A to takie piękne miejsce, są wspomnienia. Wczoraj starszej pani łezki poleciały z oczu. Mówiła, że chciałaby, aby to wróciło, te czasy jej młodości. Pan zobaczy, jacy wtedy ludzie byli, przyjaźnili się ze sobą, dzieci ze sobą się spotykały, a teraz tylko ten internet, nawet jedno drugiemu na przystanku cześć nie powie, bo głowa w telefonie.
- A pani z klientami często żartuje?
(11).jpg)
- Zależy jakie towarzystwo. Jak ktoś nastroszony, zdenerwowany, to nie żartuję, ale najczęściej to jednak można się pośmiać, pożartować.
- Praca w weekendy nie jest kłopotem?
- Dzieci małych nie mam, nie mam takich zobowiązań, mąż obiad nagotuje, więc ja sobie spokojnie przychodzę do pracy.
- Pani też jest fanką samochodów?
- Lubię duże samochody, np. marki Jeep, choć sama jestem mała. Do pracy mąż mnie przywozi, mechanik samochodowy, bo sama nie jeżdżę.
- To pani ma super męża.
- Proszę pana, łaski nie robi, widziały gały, co brały.
- A jak się pani czuje teraz jako jedna z najsłynniejszych ekspedientek w kraju?
- Dobrze. Młodsza. I jeszcze raz zapraszam wszystkich oławian do muzeum, na setę i galaretę, także na oranżadę.
(20).jpg)
Napisz komentarz
Komentarze