Jego wnuk, Peter Volpert zmarł w lipcu 2024 roku, czego jak dotąd nikt w Oławie nie odnotował.
- Po osiedleniu się Petera Volperta po wojnie w Neuruppin pod Berlinem pracował on nadal jako fotograf i robił zdjęcia miasta - mówi Kryspin Matusewicz. - Jego córka Uta nie kontynuowała już fotograficznych tradycji rodzinnych. Odpisała mi kiedyś na list adresowany do ojca, właśnie Petera, gdzie pomimo kliku gorzkich uwag na temat wykorzystywania w polskiej Oławie zdjęć Volpertów, zamieściła entuzjastyczną opinię ojca na temat pomysłu oławskiego pomnika Volpertów i dołączyła jego zdjęcia przedstawiające dawny zakład Volpertów (te dokumenty przekazałem miastu).
O projekcie tego pomnika oławskich fotografów Volpertów i Żydłów pisaliśmy TU:
A tu fragment tekstu Krzysztofa Trybulskiego z 2014 roku oławskich fotografach, w tym właśnie o zmarłym niedawno Peterze Volpercie:
To właśnie dzięki Kryspinowi mogliśmy się dowiedzieć, że z dorobku Juliusa, Maxa i Wernera Volpertów oraz innych niemieckich fotografów, takich jak Carl Kühnczy Franz Leichter, w polskiej Oławie korzystali i korzystają niemal wszyscy - urzędnicy z pałacu Luizy, którego ściany ozdobione są reprodukcjami zdjęć Ohlau, właściciele wielu restauracji, hoteli i barów, architekci i planiści przestrzenni, odbudowujący po wojnie nasze miasto, autorzy książek o historii Oławy, którzy wypełniają strony pocztówkami przedwojennych fotografów. Carl Kühn, którego atelier mieściło się na dzisiejszej ulicy św. Rocha, naprzeciw starego szpitala, niegdyś przytułku św. Józefa, przebudowanego kilka lat temu na hotel "Jakub Sobieski", specjalizował się w fotografowaniu żołnierzy i oficerów husarii von Schilla. Franz Leichter z kolei fotografował głównie oławskie mosty, parki i ulice, przerabiając potem swoje zdjęcia na widokówki.
Kryspinowi Matusewiczowi udało się dotrzeć do ostatniego z rodu Volpertów, 82-letniego Petera, którego rodzina od czterech pokoleń zajmowała się fotografią w niemieckiej Ohlau. Działania wojenne oraz powojenne traktaty z Jałty i Poczdamu wypędziły go z rodzinnego miasta, do podberlińskiego Neuruppin. Jesienią 1991 roku, na łamach wydawanej tam gazety lokalnej "Ruppiner Tageblatt", niespełna 60-letni wówczas Peter Volpert żalił się, że wraz z nim skończy się trwająca wtedy już 125 lat tradycja rodzinna, ponieważ nie ma następcy, który mógłby kontynuować prowadzenie zakładu fotograficznego. Druga przyczyna, to coraz bardziej powszechna i agresywna fotografia, zabijająca kunszt artystyczny, obrabiana w masowych laboratoriach sieciowych, z którymi mały rzemieślniczy zakład nie był w stanie skutecznie konkurować.
Z artykułu, zamieszczonego na łamach "RT", mogliśmy także poznać historię zawodowych losów rodziny Volpertów. Zapoczątkował je pradziadek Petera - Julius Volpert, który został fotografem w bardzo nietypowy sposób. Pracując w Urzędzie Miejskim Ohlau, w charakterze asystenta biurowego, Julius Volpert otrzymał pod zastaw, za pożyczone pieniądze, aparat fotograficzny. Po zapoznaniu się z obsługą urządzenia i kilku udanych próbach robienia zdjęć, 1 października 1866 otworzył w Oławie własne atelier. Początkowo zakład mieścił się "pod chmurką", ale w 1875 Julius wybudował dom i urządził w nim przeszklone studio fotograficzne, bardzo nowoczesne, jak na tamte lata. W 1898 interes rodzinny przejął jego syn Max, który prowadził zakład do końca sierpnia 1935, gdy nagle zmarł, w wieku 70 lat. Po Maksie przejął firmę jego syn - Werner Volpert, który rozbudował zakład, powiększył pomieszczenia i rozszerzył ofertę usług. Trafił jednak na najtrudniejszy okres w historii współczesnych Niemiec - rządy nazistów i wywołaną przez nich wojnę.
W tym budynku po prawej (rys. z przedwojennej pocztówki) mieściło się studio fotograficzne Volpertów (dziś to skrzyżowanie ul. Chrobrego z ul. Piotra Własta)
A tak studio fotograficzne wyglądało na przedwojennym zdjęciu
To samo miejsce w 1969 roku - wtedy to już była ulica Piotra Własta (z przedwojennej zabudowy studia pozostał tylko ten mały budyneczek po lewej)
Gdy światowa zawierucha trwała na dobre, Wernera Volperta wcielono do armii. Pod koniec wojny, jako żołnierz Wehrmachtu, trafił do alianckiej niewoli. Pozostawione w Oławie bez opieki studio fotograficzne całkowicie spłonęło latem 1945 roku, na skutek pożaru, wznieconego przez żołnierzy sowieckich. Wtedy jeszcze niewielu wiedziało, że niemiecka Ohlau zostanie polską Oławą i trzeba będzie wielkiego wysiłku, by ją odbudować. Frontowe walki nie ominęły Oławy, ale z tego powodu miasto prawie nie ucierpiało. Zostało w dużym stopniu zniszczone już po przejściu frontu, w wyniku prymitywnej i często bezmyślnej zemsty żołnierzy z czerwoną gwiazdą na furażerkach i hełmach. Ogień zniszczył nie tylko sam budynek, w którym było studio Volpertów, usytuowane przy dzisiejszej ulicy Piotra Własta, ale również zgromadzony tam sprzęt fotograficzny oraz archiwalne klisze i negatywy. Płomienie strawiły więc bezcenne dla historyków zdjęcia miasta i portrety jego mieszkańców, którzy przez prawie 80 lat wykonywali w zakładzie Volpertów fotografie potrzebne do różnych dokumentów, a także fotki okolicznościowe.
Max Volpert prowadził rodzinny zakład fotograficzny od 1898 roku, aż do nagłej śmierci w 1935
Gdy Wernera Volperta zwolniono z obozu jenieckiego w Anglii (prawdopodobnie dopiero pod koniec 1948 roku), do Oławy nie mógł już wrócić. Z ogłoszeń prasowych dowiedział się, że miasto Neuruppin, położone w radzieckiej strefie okupacyjnej i w pobliżu totalnie zniszczonego Berlina, poszukuje do pracy kierownika miejskiego zakładu fotograficznego. Zaczął ją tam w 1949 roku, a dwa lata później wykupił zakład i założył prywatne przedsiębiorstwo. 1 października 1959 przekazał pracownię fotograficzną swojemu synowi - Peterowi, który wspólnie z małżonką prowadził tę firmę do połowy lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku, gdy przeszedł na emeryturę. Nikt już nie chciał po nim kontynuować rodzinnej tradycji - głównie z powodów, o których mówił w 1991 roku, na łamach "Ruppiner Tageblatt".
*
Dzięki pocztówkom ze zdjęciami przedwojennych niemieckich fotografów, możemy dzisiaj poznawać piękno miasta Ohlau, które bezpowrotnie przeminęło w 1945 roku.
- Najważniejsze w fotografii jest światło - mówi Kryspin Matusewicz, pomysłodawca postawienia pomnika, poświęconego oławskim fotografom. - W wolnym tłumaczeniu, fotografia to malowanie światłem. Pocztówki niemieckich fotografów z Ohlau rzucają światło na to, jak wyglądało przed wojną nasze miasto, a zdjęcia pionierów polskiej fotografii w powojennej Oławie - na to, co się działo później. Stąd właśnie pomysł, żeby monument przybrał postać źródła światła - lampy, oświetlającej ulice. Czasza lampy powinna emitować światło przez cały czas po zmroku, kręcąc się powoli, wokół własnej osi, niczym latarnia morska. Kształtem przypominać będzie dawną lampę błyskową, ustawioną na statywie, z wielkim, okrągłym odbłyśnikiem, jakie widuje się czasem na starych filmach. To będzie więc pewien symbol, mający jednocześnie użyteczną funkcję ulicznej latarni. Można ją będzie zaopatrzyć w mały solar, zapewniający stały dopływ energii oraz czujnik ruchu, który uruchomi błysk, kiedy ktoś przejdzie pod trójnogiem. Ma to być monument bez patosu, nadęcia, przemówień, kwiatów i - nie daj Boże - mszy okolicznościowych. Może ewentualnie jakaś kostka brukowa z nazwiskiem każdego fotografa, albo kamień. Coś na kształt głazów z pomnika Losów Ojczyzny. Szczegóły powinien zaprojektować architekt. Według naszych założeń, latarnia fotograficzna ma być miejscem spotkań i punktem orientacyjnym - jak pręgierz albo iglica we Wrocławiu.
Tak wyobrażał sobie pomnik sam Peter Volpert
Obiekt miałby stanąć w pobliżu miejsca, gdzie znajdowało się atelier Volpertów, w okolicach skrzyżowania ulic Piotra Własta z 3 Maja i Kopernika.
- Dzięki takiej lokalizacji, tuż przy najpopularniejszych ciągach pieszych, w miejscu zadrzewionym, z kawałkiem zieleni, byłby to taki meeting point, gdzie można przysiąść, zjeść pączek, umówić się ze znajomymi, złapać zasięg do internetu i może obejrzeć jakąś plenerową wystawę zdjęć - wyjaśnia zamysł Kryspin Matusewicz. - Jednocześnie latarnia fotograficzna stałaby się drogowskazem na skrzyżowaniu szlaków, z których jeden prowadzi do Neuruppin, gdzie wyemigrował po wojnie Peter Volpert, drugi do Kołomyi, skąd przyjechali Żydłowie, a pozostałe drogi - do innych miejsc, z których przyjadą lub do których dotrą w przyszłości inni zasłużeni dla miasta fotografowie...
Tak wyglądało w latach czterdziestych wnętrze studia fotograficznego Volpertów
Napisz komentarz
Komentarze