Zosia i Janek Golańscy to bliźniacy, niespełna 13-letni uczniowie SP nr 1, harcerze i wolontariusze WOŚP. Współorganizatorzy "Jedynkowego finału", ale także kwestujący z puszkami na ulicach Oławy. Rozmawialiśmy z nimi tuż przed wośpowym weekendem.
Co to znaczy, że z Orkiestrą gracie od zawsze?
Zosia: - Z tego, co opowiadał nam tata, już w wieku dwóch lat chodziliśmy, zbieraliśmy pieniądze na WOŚP ze starszą siostrą Weroniką, która była wtedy wolontariuszką. Byliśmy jeszcze za mali, by być wolontariuszami, ale dzień finału zawsze był dla naszej rodziny ważny. Po kilku latach zobaczyłam dzieci w podobnym wieku, które chodzą z puszkami i namówiłam rodziców, żeby nas też zapisali. Zgodzili się i tak zostaliśmy wolontariuszami, którymi jesteśmy co roku. Razem z nami chodzi tata i wspólnie zbieramy bardzo dużo pieniędzy. Kwestujemy od rana do wieczora, a w zeszłym roku udało mi się zostać drugą rekordzistką Oławy. W nagrodę pojechaliśmy wszyscy do fabryki cukierków.
W puszce znalazło się wtedy ponad 3000 zł, a dodatkowo 2000 zł to zbiórka w internetowej eskarbonce. Jak to zrobić, by zebrać tak dużo? Bliźniacy przyznają, że wstają bardzo wcześnie - już o 6.00 rano, o 7.00 wychodzą na ulice Oławy i zbierają do wieczora, nawet do godz. 19.00.
- To też dzięki naszemu tacie, który nawet jeśli mówi, że jest bardzo zmęczony, to cały czas cierpliwie chodzi i jeździ z nami, bardzo się dla nas poświęca - podkreślają. Mówią też, że po latach kwestowania mają już takie miejsca, w których wiedzą, że zbiorą dużo.
- Mam też taką śmieszną historię - wtrąca Zosia. - Kiedyś nazbierałam tyle do puszki, że była tak ciężka, że jak ją położyłam na fotelu w samochodzie, to samochód myślał, że siedzi tam człowiek i "pipczał", że trzeba zapiąć pasy. No więc musieliśmy zapiąć puszkę!
Dlaczego grają? Co ich zdaniem jest najfajniejsze w Wielkiej Orkiestrze Świątecznej Pomocy? Na te pytania odpowiadają mówiąc, że dla nich WOŚP jest wyjątkowa, a ponadto Szkoła Podstawowa nr 1, do której uczęszczają, bardzo angażuje się w tę akcję. Oprócz wolontariatu w dzień finału, współorganizują także "Jedynkowy finał WOŚP", który w SP nr 1 tradycyjnie odbywa się w piątek, dwa dni przed głównym świętem Orkiestry.
- Dla nas WOŚP jest szczególna przez to, że najpierw patrzyliśmy na starszą siostrę, a potem zaczęliśmy sami zbierać razem z tatą - opowiadają. - To taka nasza rodzinna tradycja. Zawsze po kwestowaniu, gdy już oddamy puszki, jedziemy wszyscy na gorącą czekoladę. Rodzice opowiadali nam, że sami leżeliśmy w inkubatorach z serduszkiem WOŚP. Cieszymy się, że możemy pomóc fundacji kupić więcej sprzętu i uratować więcej dzieci. To fajne i bardzo miłe!
Z wolontariuszami rozmawialiśmy w czwartek 23 stycznia, czyli dzień przed "Jedynkowym finałem" i trzy dni przed głównym finałem. Oboje opowiadali, że w ich szkole będzie bardzo dużo atrakcji, w przygotowanie których włączają się uczniowie, rodzice i nauczyciele. Co istotne, to okazja także dla tych, którzy nie kwestują z puszkami, ale chcieliby się jakoś włączyć w akcję.
Szkoła Podstawowa nr 1 w Oławie to miejsce, w którym pomaganie jest najbardziej naturalną rzeczą na świecie. Dyrekcja i nauczyciele chwalą swoich uczniów, podkreślając, że dzieci w "Jedynce" uwielbiają włączać się we wszelkie akcje charytatywne, a WOŚP jest po prostu jedną z nich. Jedynkowy finał nie mógłby się jednak udać, gdyby nie zaangażowanie kadry pedagogicznej.
Zosia i Janek, którzy podobnie jak ich starsza siostra są harcerzami, wspominają szczególnie jedną osobę: - Druhna Justyna (Piotrowska - przyp. red.) wkłada w to całe swoje serce. Jest dla nas inspiracją. Angażuje się we wszystko. Bardzo lubi pomagać i chyba zaraża tym całą szkołę. To wszystko wychodzi od niej.
Dzieci są świadome, że na WOŚP rokrocznie spada fala krytyki. Oni się tym jednak nie przejmują, choć nie ukrywają, że trafia to także do nich.
- Kiedyś staliśmy pod jakimś kościołem i jedna pani powiedziała do swojej koleżanki, żeby nie dawała nam pieniędzy, bo Owsiak zabija dzieci - opowiada Janek. - Ta druga pani jednak nam wrzuciła i powiedziała, żebyśmy nie słuchali jej koleżanki, bo ona po prostu tak ma... Jest to trochę przykre, totalnie tego nie zrozumieliśmy. Każdy niech sobie myśli co chce, ale nie powinno się naskakiwać na dzieci, które kwestują. Na szczęście taka sytuacja zdarzyła się tylko raz.
Co powiedzieliby swoim rówieśnikom, którzy wahają się czy zostać wolontariuszami WOŚP?
- Że warto pomagać - odpowiadają. - Wyjść z puszką chociaż na kilka godzin i zebrać trochę pieniędzy. Każda cegiełka może może kogoś uratować. Każdy grosz się liczy. Tegoroczny cel to hematologia i onkologia dziecięca, bardzo ważny temat, bo nowotwory atakują też dzieci.
Żaden hejt nas nie zniechęci
Nauczyciele, z którymi rozmawialiśmy, nie chcieli, by wymieniać ich z nazwiska. Ich zdaniem najważniejsze są dzieci i to ich zaangażowanie warto pokazywać jako przykład. Na pytania o motywację odpowiadają: - Wierzymy, że to, co robimy w szkole, jest dobre. A dzięki temu, że my w to wierzymy, wierzą także rodzice naszych uczniów i przede wszystkim nasi uczniowie. Każdy dokłada swoją cegiełkę, a po wszystkim jest wielka radość i satysfakcja. Jako społeczność szkolna jesteśmy bardzo zaangażowani w wolontariat. Nie tylko w czasie Orkiestry. Działamy przy Polach Nadziei, robimy akcje dla Afryki, w trakcie roku jest tego naprawdę sporo. Mamy przekonanie, że w ludziach jest naturalna potrzeba pomagania. W trakcie pandemii wszyscy pytali, czy będzie "Jedynkowy finał". I choć jego forma była nieco inna, to udało się go zorganizować.
Jak reagujecie na krytykę, która co roku dotyka Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy?
- Oczywiście widzimy, że ona z roku na rok się nasila. Nie zwracamy na to jednak uwagi. Wystarczy wejść do którejkolwiek klasy i zapytać, czy ktoś z uczniów skorzystał ze sprzętu WOŚP. W każdej klasie będę osoby, którym orkiestrowy sprzęt uratował życie. Żaden hejt nie jest nas w stanie zniechęcić do działania.
***
Podczas "Jedynkowego finału" w ostatni piątek zebrano rekordowe 27 662 zł.
Napisz komentarz
Komentarze