Spotkanie rozpoczęło się w godzinach popołudniowych mszą świętą w intencji dziadków Piotra i Rozalii oraz pozostałych zmarłych członków rodziny. Mszę odprawiał proboszcz ks. Franciszek Kutrowski, również Kresowianin, wielce zasłużony dla mieszkańców i miasta Oławy.
Po mszy świętej uczestnicy udali się do restauracji Ratuszowa, gdzie zaplanowano uroczysty bankiet. Początkowo atmosfera była poważna, wszyscy mieli jeszcze w pamięci nabożeństwo, jednak w miarę upływu czasu, a także, nie ma co ukrywać, ubytku trunków, atmosfera stawała się coraz bardziej biesiadna, ale o przekroczeniu norm kulturalnego i godnego zachowania nie było mowy.
Od spotkania kołomyjan z rodziny Kargów i ich potomków minęło ponad 30 lat. W tym czasie odeszło do Pana 20 osób, naszych krewnych, uczestników zjazdu. Ich świętej pamięci te wspomnienia dedykuję. Jest wśród nich też moja mama - Maria Piskozub.
Mamo, zawsze o Tobie pamiętam i o tych kołomyjskich przykazaniach, których mnie uczyłaś. Zawsze byłaś najukochańsza, nadal Cię kocham i bardzo mi Ciebie brakuje.
*
Tak pisałem prawie 6 lat temu. Od owego czasu odeszli od nas kolejni bliscy. W tej chwili cieszy się życiem sześcioro Kresowian, w tym dwoje oławian. Pięć pań i jeden pan (właśnie ja). Czworo z nich to kałuszanie, a dwoje - kołomyjanie. Kolejnego spotkania nie będzie, minęło zbyt wiele lat i ubyło sporo sił.
Prawnukowie i praprawnukowie Rozalii i Piotra zajęci pracą, troską o rodzinę i codziennymi kłopotami, a nad to już znacznie mniej związani emocjonalnie z Kresami nie podejmą trudu organizacyjnego, o co absolutnie nie wolno ich winić.
Przywołana na wstępie rozmowa z Michałem miała jeden istotny walor, bowiem wspomniał o tym, iż oławscy Kresowianie i ich potomkowie zbiorą się w styczniu na spotkaniu opłatkowym. Zapytałem, czy czynią to również wiosną na spotkaniu przy jajku. Odpowiedź zasmuciła mnie, brzmiała: "Nie", a chciałem się na nie wprosić. Drodzy oławianie-Kresowianie, a może zmienicie zdanie. Oława to przecież miasto ludzi otwartych, przyjaznych, serdecznych i uczynnych. Wiem o tym nie tylko z lat mojej młodości, ale także z doświadczeń aktualnych. Dowody czy przykłady można mnożyć: mój były sąsiad, a obecny bliski znajomy Waldemar ze Zwierzyńca, dzięki któremu mogę odwiedzać "stare kąty", profesor Eugeniusz - przyjazny i otwarty dla swoich uczniów sprzed dziesięcioleci, pani Małgorzata, która znacząco pomogła mi przy pisaniu wspomnienia o mojej wychowawczyni, pan Jerzy - prekursor pojednania dwóch społeczności oławskich: polskiej i niemieckiej, które doświadczyły tej samej traumy przymusowego wysiedlenia, doktor Bożena, która nadzwyczaj skutecznie i trwale uzdrowiła mnie z dolegliwości, a wizytę u niej do dziś mile wspominam, czy wreszcie moja rodzina, moje koleżanki i moi koledzy ze szkoły podstawowej i liceum.
Napisz komentarz
Komentarze