Reklama
Oława/Wrocław Sukces
Piotr Chrzanowski z Gimnazjum nr 1 został laureatem IX Ogólnopolskiego Konkursu na felieton. Zdobył trzecie miejsce w skali kraju oraz nagrodę Dolnośląskiego Kuratora Oświaty
Na tegoroczny konkurs wpłynęło 311 prac uczniów z całej Polski. Do ścisłego finału zakwalifikowało się pięciu gimnazjalistów i dwunastu uczniów szkół ponadgimnazjalnych. Tematem prac miały być cytaty z twórczości Sławomira Mrożka. - To nie było łatwe - podkreślał przewodniczący jury, profesor Stanisław Bereś. - Jestem jurorem od kilku lat i w ciągu mojej pracy udało mi się zauważyć, że są felietony słabe, średnie i takie, które wywołują uśmiech na twarzy. Dobry felieton powinien być zabawny. Dobry felietonista to osoba, która jest sobą i nie udaje nikogo innego. W zwycięskich tekstach można było zauważyć szczerość płynącą z młodych piór.
Piotr Chrzanowski zdobył dwie prestiżowe nagrody pisząc felieton "O nieudanym poszukiwaniu nizin". - Jestem bardzo zaskoczony - mówił autor. - Samo znalezienie się w ścisłej czołówce i elitarnym gronie było ogromnym sukcesem. O podium nawet nie marzyłem!
Opiekunką Piotra jest polonistka Jolanta Szewczyk. Towarzyszyła mu podczas uroczystej gali, 22 kwietnia w XII LO we Wrocławiu. To właśnie tam spotkali się autorzy wszystkich wyróżnionych prac. Podekscytowani i zadowoleni z niecierpliwością czekali na ogłoszenie wyników, które poprzedził wykład prof. Beresia. Językoznawca odniósł się w swojej wypowiedzi m.in. do felietonu Piotra. - Autor nie sili się na górnolotny język, w prostych, humorystycznych scenkach ukazuje udręki młodego człowieka. Nie szydzi, a ironizuje, posługuje się kontrastem, podkreśla wieloznaczności. Pozornie zżyma się na los, a tak naprawdę głosi pochwałę rodzicielskiej miłości i troski.
Nagrodzony felieton Piotra Chrzanowskiego
O nieudanym poszukiwaniu nizin
Tytułem wstępu
Jestem czternastoletnim gimnazjalistą. To wiele tłumaczy. Nie żebym się użalał nad swoim losem, ale osiem godzin odpytywań, sprawdzianów i udawanych zachwytów nad sonetami w szkole? Po to, by wrócić do domu i znowu zostać posadzonym do odrabiania lekcji?
Staram się, jak mogę, a i tak na półrocze od góry do dołu same trójczyny, a zachowanie poprawne. W domu rodzice - niezadowoleni z moich edukacyjnych postępów - z zapałem godnym większej sprawy wymyślają, jak zainteresować mnie nauką. Nieustannie narzekają i nie dają ani chwili spokoju.
Broń
Moją jedyną bronią przeciwko marudzącym są słuchawki i muzyka, ale to też chcą mi odebrać, bo wszechwiedząca mama wie lepiej, że taka muzyka szkodzi na słuch. Jak na mnie krzyczą, że się nie uczę, to mi bardziej szkodzi. Zwłaszcza na mózg.
Wakacje
Myślałby ktoś, że na wakacjach mam spokój... O nie! Moi rodzice są miłośnikami podróży. Myślicie: Super - hotele, spa i kurorty... Ha, ha, ha! Dla nich przygoda jest dopiero wtedy, jak człowiek, wychodząc z namiotu rozbitego w lesie (oczywiście bez jakiegokolwiek pozwolenia, bo kogo o nie prosić w takiej dziczy) do latryny za jakimiś kłującymi krzaczorami, spotyka się oko w oko z... rumuńskim niedźwiedziem. A po takim spotkaniu i jakichś puszkach na śniadanie zachwycone: "Idziemy na spacer". Po sześciu godzinach wspinaczki, kiedy marzę już tylko o karimacie i śpiworze, tato pociesza: "Spokojnie, Piotrek, już niedaleko" oraz jego słynne: "To tylko rzut beretem", po czym... wędrujemy jeszcze trzy godziny. W górę, rzecz jasna. To znaczy oni wędrują. A ja się ciągnę i ciągnę, i ciągnę i...
Jakoś przeżyłem te wakacje, nawet po nich bez żalu wracałem do szkoły. Zawsze to jakiś ciepły obiad z talerza przy stole i wycieczka co najwyżej do wrocławskiego teatru .
Sylwester
Wszyscy się cieszą, znów wolne. Sylwester! Kumple planowali, że pogramy w sieciówkę obłożeni chipsami i colą. Zapowiadało się nieźle. Ale nie, nie, nie! Bo tato z mamą wpadli na rewelacyjny pomysł, że Nowy Rok powitamy rodzinnie na Ślęży! No i jak koledzy klikali, to ja goniłem po jakichś oblodzonych kamieniach! Ku mojej rozpaczy im chyba z wiekiem poprawia się kondycja!
Chwila wytchnienia
Jakoś przeżyłem survival na Ślęży. Gdy dojechaliśmy do domu, marzyłem tylko o tym, by w spokoju pograć na kompie. A tu co? Internet nie działa, a laptop się psuje. Teraz to już tylko pogotowie komputerowe wezwać, ale skąd mam wziąć pieniądze? Za kieszonkowe musiałem kupić lekturę, bo zapomniałem wypożyczyć z biblioteki. No to siadam do czytania - to o podróżniku na szczycie Mont Blanc... Czy ja wyglądam na alpinistę? Chyba tak. Rodzice właśnie kupili mieszkanie na poddaszu. Całe życie pod górę...
(kt)
Reklama
Napisz komentarz
Komentarze