POWIAT Nie stój z boku
Każdy dzień to ból i strach, które wydają się nie mieć końca. Mariola zbiera pieniądze na leczenie i opisuje swoją historię Nazywam się Mariola Kaczmarek. Mam 37 lat i jestem matką 2,5-letniej córeczki. Jeszcze do niedawna byłam ambitną, kreatywną, energiczną i cieszącą się z życia osobą. Zrobiłam prawo jazdy na autobus, bo miałam pewne plany i marzenia. Jednak los nie był dla mnie łaskawy. Po porodzie 7 stycznia 2014 moje życie przewróciło się do góry nogami. Zamiast cieszyć się życiem, młodym stażem małżeńskim i nowo narodzonym dzieckiem, przeżywam koszmar, wynikający z nasilenia się mojej choroby. Moja rodzina pogrąża się w smutku, żalu, lęku. Nie może pogodzić się z sytuacją, która nas spotkała, oraz z losem, który przyniósł chorobę. Zadaję sobie pytanie - dlaczego nas to spotkało? Przecież nawet nie nacieszyliśmy się sobą. Nie mogę się odnaleźć w rzeczywistości. Chciałabym opisać krótko przebieg mojej choroby. Po porodzie ponownie uaktywniła mi się choroba Leśniowskiego-Crohna, którą wykryto u mnie w 2011. Wcześniej nie powodowała większych strat, bo zapadła szybko w remisję. Ciąża przeszła prawidłowo, urodziłam siłami natury i nic nie wskazywało na to, że finał będzie tak dramatyczny. Przez chwilę byłam najszczęśliwszą mamą na świecie, a mój mąż nie mógł nacieszyć się śliczną, zdrową córeczką. Jednak nasze szczęście trwało krótko, bo już trzy tygodnie po porodzie, robiąc coś w kuchni usiadłam na podłodze, gdy chciałam wstać, ale już w żaden sposób nie mogłam samodzielnie tego zrobić. Zawołałam męża, bo nie wiedziałam, co się ze mną dzieje. To był dla mnie szok! Trafiłam do szpitala na oddział neurologiczny, gdzie przeszłam wiele badań. Powiedziano mi, że to polineuropatia polekowa i niedożywieniowa z powodu braku witamin, wskutek czego doszło do uszkodzenia obwodowego układu nerwowego. Ponadto z powodu wyczerpania organizmu przez ciążę i uaktywnienie się po niej choroby Leśniowskiego-Crohna mój stan się pogarszał, bo nie było właściwego leczenia i chociaż byłam w kilku innych szpitalach i prywatnych wizytach, to żadna pomoc lekarska nie była skuteczna na długo, bo - jak się okazało - jestem sterydozależna. Doszło do totalnego wyniszczenia organizmu.
Ciągłe powroty do szpitali z powodu braku odporności, leczenie antybiotykami i sterydami oraz leczenie biologiczne wyniszczyły doszczętnie mój organizm. Nie widząc poprawy wpadam w depresję i żaden psycholog nie jest w stanie mi pomóc. Mam małe dziecko, którym nie mogę się zająć, wychowywać je, ciągle się mijam z moją córeczką z powodu choroby - ta sytuacja już mnie przerasta. Ja po prostu chciałabym być mamą i patrzeć, jak dorasta moja córeczka. Dlatego musi wydarzyć się jeszcze mały cud! Jakbym miała mało nieszczęść, 18 sierpnia 2015 roku uległam wypadkowi - zostałam potrącona przez kierowcę na parkingu, moja stopa i staw skokowy zostały złamana w kilku miejscach. Od tej chwili moje zdrowie zaczęło się w szybkim tempie pogarszać, a przy nieleczonej polineuropatii i braku ruchu zaraz postępuje zanik mięśni. Ponad dwa miesiące byłam w gipsie i nie mogłam w ogóle chodzić, mięśnie przestały pracować. Od pół roku mam włączone dożywianie pozajelitowe przez port, żeby zwiększyć dobór witamin dla poprawnego funkcjonowania organizmu. Nie mam stałych środków do życia, bo zabrakło mi trzech miesięcy do uzyskania prawa do renty. Kiedyś miałam ambicje, plany, chciałam realizować się zawodowo i rozwijać swoje umiejętności, ale teraz wszystko wyblakło i życie jest takie... bez nadziei. Nie użalam się nad sobą, po prostu liczę na Waszą pomoc.
Jeśli chcecie wesprzeć młodą, ambitną matkę 2,5-letniej córki, proszę o dokonywanie wpłat na subkonto fundacji "Krok po kroku" w Oławie z dopiskiem: "Na leczenie i rehabilitację dla Marioli Kaczmarek" 37 9585 0007 0010 0022 0220 0001.
Dziękuję wszystkim za okazaną mi pomoc w walce z chorobą. Z córeczką Laurą Była na pierwszej stronie naszej gazety, jako delikatna kobieta prowadząca wielki autobus (MON)
Napisz komentarz
Komentarze