Reklama
OŁAWA/ŚWIDNICA Co się z nim stało?
Sąd Okręgowy w Świdnicy uchylił postanowienie prokuratury o umorzeniu śledztwa w sprawie Zenona Kozłowskiego. Sprawa wróci do ponownego zbadania
O tym, że oławianka Grażyna Kiełbasa poszukuje swojego brata, pisaliśmy obszernie parę tygodni temu w materiale "Osiem minut po północy". Przypomnijmy, że po kłótni ze swoją życiową partnerką Zenon zniknął z Witostowic u podnóży Wzgórz Strzelińskich. I to dosłownie. Do dziś nikt nie wie, co się z nim stało. Nie odezwał się od dwóch lat, nie znaleziono jego ciała.
Zenon nigdy nie rozstawał się z komórką. Ostatni raz jego telefon logował się osiem minut po północy z 19 na 20 lipca 2014 roku. Mimo wielomiesięcznej pracy policji, prokuratury, dwóch detektywów, Centrum Poszukiwań Ludzi Zaginionych, a nawet jasnowidza, do tej pory nie wiadomo, co się stało z bratem oławianki. Siostra podejrzewa najgorsze. W grudniu 2014 roku zgłosiła do Prokuratury Rejonowej w Ząbkowicach Śląskich doniesienie o możliwości popełnienia przestępstwa. Według niej, okoliczności zaginięcia brata, a zwłaszcza groźby wobec niego, ewidentne kłamstwa konkubiny i rozbieżności w zeznaniach świadków wskazują na uzasadnione podejrzenie, że mogło dojść do popełnienia przestępstwa, którego ofiarą padł Zenon.
W ostatnim dniu 2015 roku prokuratura umorzyła śledztwo "wobec braku danych dostatecznie uzasadniających popełnienia czynu zabronionego". Według prokuratora przeszukania domu w Witostowicach nic nie dały, podobnie jak przesłuchania świadków. Badano posesję georadarem, robiono nawet kontrolne wykopy, ale nie znaleziono niczego, co mogłoby mieć związek ze zniknięciem Zenona. Same wątpliwości. Bezsporne jest tylko to, że w nocy z 19 na 20 lipca 2014 widziano go ostatni raz.
Grażyna Kiełbasa zaskarżyło postanowienie prokuratury, a 14 kwietnia sąd je uwzględnił, uznając decyzję prokuratury za przedwczesną i nakazując ponowne zbadanie sprawy. - Analiza treści zażalenia wskazuje, że nie przeprowadzono wszystkich dowodów, jakie można byłoby uzyskać, a które niewątpliwie byłyby przydatne do podjęcia ostatecznej decyzji - czytamy w uzasadnieniu postanowienia Sądu Okręgowego w Świdnicy. Sąd zgodził się, że prokuratura nie sprawdziła dokładnie wszystkich bilingów połączeń telefonicznych osób, które mogłyby coś wiedzieć o tym, co stało się z Zenonem. Nie zbadała też dokładnie informacji, jakie zebrał prywatny detektyw. Chodzi np. o wypowiedź jednego z synów partnerki Zenona, który miał mu powiedzieć: "Zenka już nie ma i nie będzie". Sąd uznał, że detektyw powinien być przesłuchany jako świadek.
(ck)
Reklama
Napisz komentarz
Komentarze