- Kiedy zaczął pan robić szopki bożonarodzeniowe?
- 25 lat temu.
- Czy był to jakiś szczególny moment w pana życiu? Czy po prostu nagle pojawiła się myśl, że od dzisiaj zaczynam robić szopki?
- Wena przychodzi do mnie zawsze co roku, w grudniu. Wydaje mi się wtedy, że jestem 2000 lat wstecz, w czasach, gdy Chrystus chodził po ziemi. I tak w spokoju, w ciszy sobie tworzę. Ktoś mi kiedyś powiedział tak, że te szopki są ładne, bo nie są robione rączkami, tylko od serca. Może się z tym zgodzę? Oczywiście, nie chcę sam siebie chwalić. To ludzie powinni oceniać.
- Wystawia je pan gdzieś? Jeździ z nimi po Polsce?
- Co roku robiłem wystawy w Oławskiej Telewizji Kablowej oraz jednorazowo parę lat temu w "Gazecie Wrocławskiej". W Oławie jestem znany od dawna, ponieważ przez 10 lat regularnie wystawiałem swoje szopki w galerii w Gimnazjum nr 2 w Oławie. Znajomi przez znajomych donoszą o mnie, i tak to idzie w świat. Po prostu mam pasję. Już sam fakt, że chce mi się je robić... Wiadomo, że taka szopka też trochę kosztuje. Wszystko muszę kupić, począwszy od figurki, poprzez kamień, drzewo i wiklinę. Niby taka jedna szopka jest mała, ale żeby ją w całości skleić potrzeba trzech dni! Każdy bok musi być osobno klejony. Sam nie wiem czemu, ale ludziom się podobają. Jeżeli ktoś powie: zrób mi pan szopkę, to ja tego nie będę robił. Inicjatywa musi wyjść ode mnie.
- Robił pan też takie wielkie szopki do kościołów?
- Tak, w kościele na Sobieskiego robiłem dwa lata pod rząd takie ogromne stajenki, że można było wejść do środka.
- Od dawna pan tworzy w tym warsztacie, w którym się aktualnie znajdujemy?
- Sam go wyremontowałem i tutaj robię swoje szopki. Dzięki temu nie ma w domu tzw. sajgonu.
- Rozumiem, że pierwsze szopki robił pan w domu? Jak żona na to reagowała?
- Jest niemożliwością pracować w domu, tyle tego sianka i tego wszystkiego. Chociaż pierwsze szopki faktycznie robiłem w domu. Rodzina się denerwowała, ale co zrobić? (śmiech) Miałem jeden pokój do dyspozycji i tam sobie tworzyłem.
- Czyli w szopkach też panuje moda?
- Tak. Zauważyłem, że teraz przyszedł czas na minimalizm. Najlepsza stajenka to ta jak najmniejsza. Generalnie dzieciaki uwielbiają takie szopki bożonarodzeniowe. A im więcej światełek, tym maluch szczęśliwszy. Niech patrzą, gdzie się Chrystus urodził. Żaden pałac, tylko zwykła stara szopa.
Dziękuję za rozmowę.
Napisz komentarz
Komentarze