- Jesteś bardzo zajęty, a jeszcze znajdujesz czas, żeby pomagać sześciu syryjskim uchodźcom...
- Są bardzo samodzielni, chociaż mieszkają w Oławie dopiero cztery miesiące.
- Samodzielni?
- Gdyby mnie zabrakło, to już by sobie poradzili, oczywiście za wyjątkiem trudniejszych sytuacji. Na przykład gdy mały Adel zachorował, pojechałem z nim i jego rodzicami na SOR. Poza tym, wszystko robią sami - chodzą do sklepu, mężczyźni pomagają w ogrodzie przy parafii, mały uczęszcza do przedszkola. W tym czasie Salwa gotuje, zajmuje się domem, dba o męża, który jest zawsze ubrany z wielką dbałością. W takiej kulturze żyli w Syrii. Zachwyca i zadziwia mnie ich kuchnia. Jedzą skromnie, inaczej niż my. Są dwie miseczki - w jednej jest oliwa z oliwek, w drugiej - wymieszane przyprawy. Maczają kajzerkę w oliwie i przyprawie. Ktoś im da skrzynkę ziemniaków, inny - jabłek. Salwa robi dżemy, nawet z marchewek, nic się nie marnuje.
- Kto najlepiej opanował język polski?
- Mały Adel. Przy obcych trochę się wstydzi, ale przy nas potrafi mówić całymi zdaniami: - Tomek, gdzie byłeś, jak się masz, co robisz? Wierszyki, piosenki z przedszkola opanował świetnie, nawet akcent ma taki... polski. Mimoz też szybko chwyta. Toni, przez to, że lepiej zna angielski, w rozmowie szybko próbuje na niego przeskoczyć. Państwo Chlebni, którzy uczą ich polskiego, zastrzegają, że mają mówić tylko po polsku i bez uproszczeń.
- Codziennie widujecie się z nimi?
- Nie, nie chcemy ich krępować. Zresztą, też mamy swoje życie, nie zawsze jest czas. Nasi Syryjczycy są bardzo dyskretni, nie chcą się narzucać, ale zawsze z radością nas witają. Niedawno wystraszyłem się, bo otrzymałem telefon: - Tomek, przyjedź teraz! Okazało się, że poszła uszczelka w kranie. Poradzili sobie, zakręcili zawory, ale już z kupnem potrzebnych części mieli problem. To jeden z pojedynczych przypadków, kiedy zadzwonili, bo czegoś potrzebowali.
- Lis powiedział do Małego Księcia, że jeżeli się kogoś oswoi, jest się za niego odpowiedzialnym. Ty wziąłeś tę odpowiedzialność na siebie. - Ludzie często mnie pytają:
- Jak tam twoi uchodźcy? Twoi Syryjczycy? Przyzwyczaiłem się, ale przecież to są wolni ludzie. Mieli prawo przyjechać i tu mieszkać, a ja tylko trochę im pomagam. Zdaję sobie sprawę, że gdyby coś się stało, też usłyszałbym: - Ci twoi Syryjczycy... - ...podłożyli bombę? - Czy oni czegoś tam nie montują w piwnicy? Rozumiem, że po zamachach ludzie się boją... Nie chcę tak... Co włączę internet, tam jest nawał tego wszystkiego. Chcę się od tego odciąć, żyć normalnym życiem. - Przyjąłeś ich i akurat zaczęły się antyimigranckie protesty... - Gdy w maju zadeklarowaliśmy pomoc, było cicho. Przyjechali w lipcu i jeszcze niewiele się działo. W sierpniu coraz bardziej przecierały się uchodźcze i imigracyjne szlaki. Nawet nie przeczuwaliśmy, co będzie się dalej działo. Podejrzewam, że to i tak nie zmieniłoby naszej decyzji. Wiadomo było, że to chrześcijanie, ale podejrzewam, że gdyby mnie spytano, nie stawiałbym warunków, że przyjmę tylko i wyłącznie chrześcijan, a nie na przykład muzułmanów.
- Powiedziałeś "Gazecie Wyborczej", że wolałbyś przed takim dylematem nie stawać, pewnie jak większość ludzi...
- Rodzina, której pomagam, to wspaniali, serdeczni i kochani ludzie, dlatego łatwo mi się teraz mówi. Mogłem trafić na wrednych chrześcijan albo miłych muzułmanów. A tu nie chodzi o wiarę, tylko o człowieczeństwo, o zwykłe odczucia. Powiedziałem tak, bo widzę po naszych Syryjczykach, że oni też się boją muzułmanów jako muzułmanów, chociaż wiadomo, że nie wszystkich należy utożsamiać z terroryzmem.
- Oni się boją muzułmanów, a Polacy boją się ich. Antyimigracyjne hasła, marsze, ten hejt w internecie, którego nie da się czytać. Boli cię to?
- Czytając to, co się pojawiało, mógłbym wysnuć wniosek, że wokół jest wielu wspaniałych ludzi, którzy chcą pomagać Polakom z Ukrainy, polskim bezrobotnym, polskim dzieciom.
- To dlaczego nie pomagają?
- No właśnie, dlaczego tego nie robią? To dyżurny temat i hasła. - Dyżurny temat obcego? - Tak. Skoro mamy tylu swoich potrzebujących, to im pomagajmy, zamiast ciągle jęczeć i narzekać. Czy ja komuś zabraniam?
- Czytałam, że wspólnie śpiewaliście kolędy. Opowiedz o tym. - Skontaktowano nas ze współpracownikiem rzecznika praw obywatelskich. Powiedział, że uczą się od nas gościnności. Biuro rzecznika interesuje się życiem Syryjczyków w Polsce, planuje akcje informacyjne w szkołach i instytucjach. Zadzwoniono do mnie z propozycją nagrania płyty wigilijnej w Programie Trzecim Polskiego Radia. Pojechaliśmy do Warszawy na nagranie razem z moją rodziną, Syryjczykami i naszymi polskimi przyjaciółmi.
- Co śpiewaliście?
- Gdy nas poproszono o wybór, zwróciłem się o pomoc do Jacka Chlebnego, który jest muzykiem. Stwierdził, że Syryjczycy nie są w stanie zaśpiewać "Lulajże Jezuniu" czy "Przybieżeli do Betlejem". Zaproponowali kolędę syryjską, wpadającą w ucho, bardzo rytmiczną. Jacek wziął z niej refren i ułożył po polsku. Słowa są proste, a ostatnią zwrotkę Mimoz śpiewa solo. Jacek chyba miał jakiś głos z nieba, bo wymyślił to wspaniale, zwłaszcza przesłanie. W jednej ze zwrotek śpiewa: - Gdy zapukam do twych drzwi, otwórz mi. Jest nawiązanie do rodziny Jezusa, która szuka miejsca, i do uchodźców. W ostatniej zwrotce: - Gdy zapukam do twych drzwi, ty otworzysz mi, będzie z nami Boży syn. Można do tego dopisać całą teologię...
- Ty otworzyłeś drzwi, chociaż nie pukali właśnie do ciebie.
- Ale generalnie pukali. Okres przedświąteczny sprzyja refleksji na temat swojego postępowania. Teraz zastanawiam się, jak zorganizować Wigilię, muszę porozmawiać z pozostałą rodziną.
ROZMOWA w całości ukazała się 3 grudnia w papierowym wydaniu "Powiatowej". Jeżeli chcesz przeczytać wywiad w całości wciąż możesz kupić ten numer gazety - dostępnej również w formie e-wydania na komputery i tablety. Czytaj nie wychodząc z domu. Kliknij tutaj: http://eprasa.pl/news/gazeta-powiatowa-wiadomo%C5%9Bci-o%C5%82awskie/2015-12-03
Napisz komentarz
Komentarze