Kobieta nie zgadza się z decyzją policjantów, bo uważa, że znak z ograniczeniem do 30 km/h był źle ustawiony i niewidoczny. - Jest mi wstyd, bo rzeczywiście jechałam za szybko, nie kwestionuję mandatu, ale wcześniej było tam ograniczenie do 50 km/h, a nowego znaku po prostu nie widać Bystrzyca Drogowe absurdy Na fot. Kobieta dojechała do krawędzi jezdni i nie zauważyła znaku. Według policji to nie jest skrzyżowanie, tylko droga wewnętrzna, a znak ten pełni funkcję informacyjną i wcale nie musi go tam być. Ten dzień dentystka zapamięta na długo. 18 maja spieszyła się do pracy w Oławie. Po godzinie 12.00 wyjechała z ulicy Niecałej na Kościuszki. 800 metrów dalej, naprzeciw przystanku autobusowego zatrzymała ją policja. Na liczniku bmw miała 87 km. To był teren zabudowany, obowiązywało ograniczenie do 50 km/h. No właśnie, obowiązywało, bo na czas prac remontowych postawiono znaki, ograniczające prędkość do 30 km/h. Mieszkanka Bystrzycy była bardzo zdziwiona, gdy usłyszała, że przekroczyła prędkość aż o 57 kilometrów, a nie o 37. Dostała mandat, punkty karne i straciła prawo jazdy na trzy miesiące.
Zaskoczona całą sytuacją, przyjęła mandat. Później na spokojnie zaczęła analizować. - Na ulicy Niecałej znak jest postawiony tak, że go nie widać. Dojechałam do krawędzi drogi, popatrzyłam w lewo, w prawo i włączyłam się do ruchu. Znak stał z prawej strony, ale za autem. Dojechałam do krawędzi drogi i nie sposób zwrócić na niego uwagę. Od ładnych paru dni nie używałam samochodu i nie wiedziałam, że w Bystrzycy postawili nowe znaki. Byłam pewna, że wciąż jest tam ograniczenie do 50 km/h. Na odcinku 800 m nie ma ani jednego znaku, informującego o zmianie. Nie kwestionuję tego mandatu, jechałam za szybko, nie jestem święta za kierownicą i jest mi wstyd, ale uważam, że prawo jazdy odebrano mi bezprawnie. Czuję się skrzywdzona, bo ograniczono mi wolność! Prywatnie wszyscy mi współczują, mówią, że sytuacja jest kuriozalna, każdy radzi, żeby iść do prawnika. Moim zdaniem akcja policji była tendencyjna, albo nieprzygotowana, bo nie powinno się karać w miejscach, gdzie znaki są źle ustawione. Dentystka szukała pomocy w starostwie, na policji i w prokuraturze. Bez efektu. Postanowiła nagłośnić sprawę w mediach.
Zdjęcie pokazaliśmy doświadczonemu instruktorowi nauki jazdy. Marek Rokicki z Oławy twierdzi, że sytuacja jest ewidentna i kobieta powinna się odwołać. Według niego znak ma być ustawiony w miejscu widocznym i czytelnym, aby na niego właściwie zareagować: - To zwykła logika. Jest przepis, który mówi, że w sytuacjach niejasnych decyduje zwykły zdrowy rozsadek, a ten podpowiada, że znak jest nieczytelny, tym bardziej, że kierowca zatrzymuje auto przy krawędzi drogi. Nie jestem uprawniony do wskazywania, gdzie i w jaki sposób powinny być ustawiane znaki drogowe, ale moje kwalifikacje pozwalają na interpretację i komentarz z zakresu stosowania znaków i przepisów o ruchu drogowym. Nasuwa się wniosek ogólny - bałaganiarstwo i lekceważenie podstawowych zasad w ruchu drogowym rodzi konflikty, koszty, antagonizmy, a w skrajnych przypadkach dramaty... Witold Walkowiak, szef oławskiej drogówki, też odniósł się do sprawy i dla niego sytuacja jest jasna. - Jeżeli byłoby to skrzyżowanie, kobieta miałaby rację, ale to wyjazd z drogi wewnętrznej - tłumaczy. - Kierująca nie tylko ma obowiązek patrzeć w lewo, ale również w prawo i znak musiała zauważyć. Poza tym to ograniczenie obowiązywało w całej Bystrzycy od kwietnia, a mieszkanka dostała mandat w maju. Jadąc od strony Janikowa taki znak jest umieszczony pod tablicą "obszar zabudowany", z drugiej strony wsi - wjeżdżając od piaskowni - też jest ograniczenie do 30 km/godz. i znak jest powtarzany, m.in. za skrzyżowaniem obok szkoły, za sklepem spożywczym i na Niecałej, w tym miejscu spełnia funkcję informacyjną, bo zgodnie z przepisami wcale nie musi tam być. NA fot. Kolejny absurd. Parę tygodni temu sygnalizowaliśmy, że znaki w Bystrzycy bywają idiotyczne Walkowiak podkreśla, że policjanci nie przekroczyli uprawnień i postąpili słusznie. - Teraz każdy mieszkaniec Bystrzycy mógłby się tłumaczyć, tak jak ta pani, i mówić, że wyjechał z posesji na ulicę Kościuszki i nie wie, że jest ograniczenie, bo od dłuższego czasu nie wychodził z domu. Ograniczenie jest umieszczone pod tablicą "obszar zabudowany" i obowiązuje w całej Bystrzycy. Miejscowych kierowców nie przekonuje ich też argument o tym, że wszyscy kierowcy z Bystrzycy powinni wiedzieć o nowych znakach drogowych, bo one "stoją od kwietnia". Czy to znaczy, że dzień po postawieniu znaków prawa jazdy by nie zabrano? A dwa dni potem? Wszystko miałoby zależeć od widzimisię policjanta? W sukurs kierowcom idzie zarządca drogi, który przyznaje, że w ostatnim czasie znak znów się zmieniły i pod tablicą "obszar zabudowany" pojawiło się ograniczenie do 40 km/h. - Zrobiłem to na początku czerwca na prośbę mieszkańców - wyjaśnia Wojciech Drożdżal. - Na tym odcinku drogi ostatnio nie prowadzono żadnych prac, dlatego się zgodziłem. Drożdżal podkreśla, że ogranicznie do 40 km/h jest chwilowe, bo za kilka dni znów wróci 30 km/h. Mają tam ruszyć prace w pasie drogowym. Wniosek nasuwa się jeden. Gdyby Tamara Konstańczak tą samą drogą jechała z prędkością 87 km/h na początku czerwca, a nie w maju, kiedy nie wiadomo dlaczego obowiązywało 30 km/h (na tym odcinku nie prowadzono prac), nie straciłaby prawa jazdy. Skończyłoby się na mandacie. Kobieta podkreśla, że znaki są ustawione bez jakiejkolwiek logiki, bo na odcinku blisko jednego kilometra w ostatnim czasie nie prowadzono żadnych prac. Drogowcy pracowali dopiero w Janikowie i według niej to właśnie tam powinno obowiązywać ograniczenie. Zwraca również uwagę na kolejny absurd. - Notorycznie znaki są odwracane, jednego dnia wiszą w stronę ulicy, drugiego w stronę domów. Na dowód pokazuje zdjęcia i jeden z poprzednich numerów "Powiatowej", w którym publikowaliśmy czerwoną kartkę za ustawienie znaków w Bystrzycy. Na jednym słupku było ograniczenie do 30 i 40 km/h. Zapytaliśmy o to zarządcę drogi. Przyznał, że faktycznie tak się dzieje. - Niestety nie mamy na to wpływu - mówi Wojciech Drożdżal. - Robią to mieszkańcy. Dentystka jest załamana i pewna, że prawo jazdy zabrano jej bezprawnie. - Mam odczucie, że stałam się ofiarą akcji pokazowej, począwszy od miejsca, gdzie stał patrol, wykorzystując tymczasowość i niejednoznaczność znaków drogowych, przez tryb wprowadzenia w życie nowych przepisów, po niejednoinstytucjonalną odpowiedzialność. Kobieta poszła do starostwa, potem na policję, aby złożyć zażalenie. - Przyjął mnie podkomisarz z wydziału prewencji i poinformował, że siedmiodniowy termin odwołania minął. Poradził znów wrócić do starostwa... Napisała m.in. do prokuratury. Prosiła o pilną pomoc w załatwieniu sprawy, twierdząc, że jej sprawa jest odbijana od urzędu do urzędu. - W związku z kontrowersyjnym pozbawieniem prawa jazdy proszę o pilną pomoc we wskazaniu płatnika faktur za codzienne przejazdy do i z pracy oraz inne związane z prowadzeniem firmy, a także za moje przejazdy kilka razy w tygodniu do Wrocławia, gdzie mieszka moja 85-letnia mama i unieruchomiony przez chorobę brat, lub proszę o pilną pomoc w wyznaczeniu mi instytucjonalnego kierowcy (samochodem dysponuję), do czasu odzyskania przeze mnie wolności w tym zakresie. Tamara kilkakrotnie podkreśla, że nie ma żalu o wystawienie mandatu za prędkość, bo po prostu należało się jej. Jechała za szybko i tego nie kwestionuje. Ma pretensje o to, że przez czyjeś niedbalstwo ograniczono jej wolność. - Muszę codziennie dzwonić do znajomych i prosić, aby wozili mnie do pracy i do domu. To naprawdę uciążliwe. Nie wiem, co dalej? Nikt nie potrafi mi pomóc, każdy współczuje, ale starostwo odsyła do policji, a policja do starostwa... *** Nie tylko mieszkanka Bystrzycy straciła uprawnienia w ostatnim czasie. Jednak w pozostałych przypadkach nie ma żadnych wątpliwości. Obywatel Rosji pędził przez Stanowice 112 km/h., a ciężarna straciła prawo jazdy za agresję drogową. - Na ulicy Wiejskiej wyminęła kilkanaście aut i przejechała przez zamknięty przejazd kolejowy - mówi asp. sztab. Witold Walkowiak. Powód? Spieszyła się do toalety.
AKTUALIZACJA
13 czerwca Dzień po naszej publikacji w papierowym wydaniu - ustawienie znaku w Bystrzycy poprawiono. Teraz stoi bliżej jezdni, przodem do kierowców i nieco dalej od wyjazdu z ulicy Niecałej, aby kierowcy, wjeżdżający stąd na ul.Kościuszki, mieli szansę go zauważyć. Pojawiły się też nowe znaki, ograniczające prędkość do 30 km/h - trzeba uważniej jechać, nie na pamięć.
Tekst i fot. Agnieszka Herba [email protected]
Napisz komentarz
Komentarze