Po Giseli zostało pudełko - brązowe, drewniane, z ręcznie napisaną dedykacją dla Heli. Było gdzieś jeszcze zdjęcie czeskich sióstr na łące, ale się zapodziało. Gisela była w Gościęcicach tylko raz, jeszcze w ubiegłym wieku. Weszła do domu z kamienną mozaiką w sieni, która wilgotnieje na deszcz, i poprosiła gospodarza o kieliszek wódki. Wypiła i rozpłakała się. Dzieci mówiły, że to Niemka, bo miała czekoladę i gumy, pachnące zachodem. A ona była stąd, tylko przyjechała z Niemiec.
Początek zmian
Exodus Czechów z ziemi strzelińskiej rozpoczął się w latach 50. Na ich ziemi nagle zrobiło się ciasno.W drzwiach stanęli repatrianci z Kresów, z obrazami Serca Pana Jezusa pod pachą i krową na postronku. Potrzebne były domy. Domów było mało, a ludzi dużo.
Julia Ostrowska, jedna z najstarszych mieszkanek Gościęcic, która przyjechała tam po wojnie z Łoszniowa, w powiecie trembowelskim, pamięta tamten smutek i tę niepewność zabużan, którzy stracili swoją ziemię, i Czechów, którzy nie wiedzieli, co będzie dalej. Władza ludowa wprowadzała nowe porządki. Od sierpnia do października 1945 roku rodzina Julii Ostrowskiej dzieliła dom z Czechami, dopóki nie wyjechali do Czechosłowacji.
Tygiel
- Po wojnie wszystko było tu poplątane - wspomina Julia Ostrowska. - Czechów było najwięcej, małżeństwa mieszane czesko-niemieckie. Nie wiedzieli, co będzie dla nich lepsze - raz podawali się za Czechów, raz za Niemców. I wyjeżdżali do Czechosłowacji, do zachodnich Niemiec.
W Gościęcicach wspominają, że zatargów nie było. Żyło się normalnie, dobrze. Nikt nie pytał o narodowość, repatrianci zza Buga byli przyzwyczajeni do kulturowej różnorodności. Pomimo że świeżo po wojnie i propaganda komunistyczna nie próżnowała, nikt nie brał rewanżu na Niemcach. Wkrótce i tak prawie wszyscy wyjechali.
Jednak w 1957 spłonęła czeska świetlica. Podobno ktoś ją podpalił. Czy to był sabotaż, czy podpalił miejscowy, czy Polak? Do dziś nie wiadomo.
- Pani, tu nie ma żadnych Czechów - twierdzi Czech, ożeniony z Polką. Mieszka niedaleko czeskiej świetlicy w Gęsińcu. Jego siostra Róża opiekuje się świetlicą. - Po co o tym pisać? Kogo to dziś interesuje?
Z tej ziemi
Irmgard Włoczkowska z Gościęcic (zwana też Irką) po polsku mówi twardo. Gdy przechodzi na czeski - bardziej śpiewnie. Mówi też po niemiecku. Imię ma germańskie, bo urodziła się wtedy, gdy jej wieś była pod panowaniem niemieckim. Wciąż mieszka w domu, w którym przyszła na świat. Na pytanie - kim się czuje - Czeszką czy Polką, odpowiada, że nie wie. Po prostu jest stąd. Urodziła się w Niemczech, chodziła do niemieckiej szkoły. W domu mówiła po niemiecku, u babci - tylko po czesku. Mieszane małżeństwa i skomplikowana historia tych ziem spowodowały, że trudno się jednoznacznie określić.
Gdy kiedyś Telewizja Polska kręciła reportaż o mniejszości czeskiej spod Strzelina, zatytułowała go "Polskie serce, czeska dusza".
Dziecięce przyjaźnie
Mieszkanka Gościęcic Ludwika Juryniec pamięta, że gdy zaczynała naukę w szkole powszechnej w Gościęcicach, w 1956 roku, były w niej oddziały czeskie i polskie. Jedni nauczyciele uczyli po czesku, inni po polsku. Ale to trwało krótko: - Bardzo się przyjaźniliśmy, miałam koleżankę Zigridę. Czeskie dzieci chodziły razem z nami do szkoły, ale zajęcia mieliśmy osobno.
Lata 1957-1958 to były czasy ostatnich transportów i - jak to nazywała komunistyczna propaganda - "łączenia rodzin". Większość Czechów wyjechała. Zostali starsi albo ci, którzy połączyli się z Polakami lub Polkami węzłem małżeńskim. Z upływem lat różnice pomiędzy Czechami, Polakami i Niemcami zaczęły się zacierać. Było coraz więcej małżeństw mieszanych, Czesi zmieniali wiarę, nazwiska, niektórzy zapominali języka. Ale nie wszyscy.
Spaloną świetlicę odbudowano, bo gdzieś trzeba się było spotykać, tańczyć, modlić.
Sąsiedzi
Gisela wyjechała do Niemiec razem z mężem - Polakiem z Gościęcic. Ona przyjechała raz, ale inni bywali częściej. Ostrowskich na przykład odwiedzał Herman. Ale zanim zaczął przyjeżdżać z zagranicy, Julia pamięta, jak przychodził do nich składać życzenia świąteczne i noworoczne. Dziwił się, że dom, zgodnie z kresową tradycją, jest ustrojony świerkiem - "a proć wy taki les sobie zrobili?" Dziewczyną Hermana była Renata. Z Renatą przyjaźniła się Hela, której Gisela podarowała pudełko. Zigrida, z którą bawiła się mała Lilka, to siostra Giseli (Gisela przyjedzie tylko raz i poprosi o kieliszek wódki). W Gościęcicach pamiętają, że sióstr było dużo. Na pewno była jeszcze Jana.
Na górkę
Żyjący pod Strzelinem Czesi są ewangelikami reformowanymi. Razem z innymi autochtonami - Niemcami, którzy nie wyjechali po wojnie, do niedawna stanowili całkiem liczną grupę, modlącą się razem z dojeżdżającym tam pastorem. Przychodzili z Gęsińca, Strzelina, Gościęcic, Kuropatnika i Dębnik. Kilkanaście lat temu taki widok powtarzał się co niedzielę. Katolicy szli na sumę do kościoła w Kuropatniku, a oni podążali "na górkę", skąd rozciąga się wspaniały widok na Ślężę i Przedgórze Sudeckie. Tam do dziś stoi ceska klubovna v Husinci, czyli czeska świetlica w Gęsińcu. Kiedyś na tych ziemiach żyło dużo ewangelików, nie tylko reformowanych, ale także luteran, i ewangelików augsburskich. Dziś to garstka starszych pań, przywożonych coraz rzadziej do świetlicy, albo do kościoła w Strzelinie, przy ul. Staromiejskiej, przez dzieci i wnuków. Czas zrobił swoje.
Tańce i zabawy
A bywało gwarno i wesoło, bo Czesi to naród pogodny. Polskie dzieci wymykały się na ich zabawy. - Pamiętam, że robili swoje dożynki, potrafili się bawić i byli przyjaźnie do nas nastawieni - wspomina Ludwika Juryniec.
Często bawiono się wspólnie. Tak przynajmniej zapamiętała to Julia Ostrowska. W tamtych, powojennych czasach, trudno było kupić cokolwiek "do bufetu". Czesi hodowali świnie, robili z nich różne wyroby: - My tam naokoło posiadali przy stołach przed świetlicą, były tańce, Czesi mieli swoją orkiestrę, organizowali przedstawienia i występy.
Staroczeski spod Strzelina
Najmłodsza w tej społeczności, Lotta Hoszowska z Gościęcic, ma 75 lat. - Pastor przyjeżdża do nas z Warszawy i spod Łodzi - mówi. - Kiedyś przyjeżdżał ksiądz Michał Jabłoński, który był pastorem zborów w Strzelinie i Pstrążnej koło Kłodzka, ale to dawne dzieje. Teraz bardzo rzadko gościmy pastora, czasem ktoś przyjedzie z Czech. Nie ma dla kogo, młodzi już są katolikami.
Wymienia tych starszych, którzy pozostali, ale większość nie utrzymuje kontaktu ze wspólnotą, także ze względu na stan zdrowia. Jeszcze kilka lat i nie będzie z kim rozmawiać.
Lotta Hoszowska rozmawia po czesku, najczęściej przez telefon, ze swoim bratem, który mieszka w Niemczech. Czeski pamięta z domu. Taki, który przyszedł na te ziemie 250 lat temu i został zgermanizowany i spolszczony, taki z naleciałościami. - My się tym językiem porozumiewamy, ale inni Czesi czasem się dziwią, jak go słyszą. Mówimy też po niemiecku. Na początku XX wieku na tych terenach mówiono oficjalnie po niemiecku, ale w domach nadal po czesku.
Tożsamość
Lotta też przyjaźniła się z jedną z sióstr. Imię? - Nie pamiętam, mój Boże, ile to już lat...
Ona również pamięta wizytę Giseli w Gościęcicach. Może dlatego, że była jedyna: - Rodzice Giseli byli małżeństwem mieszanym, niemiecko-czeskim, jak większość naszych rodziców. Po wojnie wyjechać musieli Niemcy. Czesi mogli zostać. Mogliśmy wyjechać do Czechosłowacji, ale mama nie chciała. Tu jej ziemia i dom.
Kim się czuje? Jest Polką, bo miała męża Polaka. Nie potrafi jednoznacznie powiedzieć, bo Czeszką też przecież jest.
- Ty, Irka, to jesteś prawdziwą Czeszką - mówi Lotta do Irmgard. - Ja to jestem mieszana, bo mój tato był Niemcem.
Husiniec od Jana Husa
Panie Nowakowa, Czajkowska, Lellkowa, Schwarzowa, Gosowa i wiele innych były ewangeliczkami. Ich córki wyszły za Polaków i przeszły na katolicyzm, synowie przyjęli wiarę swoich żon. Nie przekazali czeskiej i ewangelickiej tradycji. - Komu mieli przekazać? Jak nie ma ludzi, tradycja umiera - mówi Hoszowska. - W ostatnie Święta Wielkanocne spotkaliśmy się w kilka osób, w tym był jeden pan z Wrocławia, który przeszedł na wyznanie augsburskie. Jeszcze mąż pani Róży, który, choć jest katolikiem, zawsze sobie z nami usiądzie.
I tak to wszystko długo się trzyma. Od czasu, gdy w 1749, za panowania króla Fryderyka II Wielkiego, osiedlili się na tych ziemiach pierwsi husyci, zwani też "braćmi czeskimi". Przyszli z okolic Ziębic. Wybudowali wieś, którą na cześć reformatora Jana Husa, nazwali Husinec, dzisiejszy Gęsiniec (powojenne nazewnictwo wynikające z tłumaczenia - "husy" - gęsi, miejscowi Czesi uważają za głupie). Dzisiejsze Gościęcice to właściwie Podiebrady - na cześć czeskiego króla Podiebrada.
Mama Ana Lellkowa
Irmgard Włoczkowska ma 82 lata. Wylicza, kto jeszcze został. Wyliczanka kończy się na cyfrze siedem. Tyle liczy ich wspólnota. To dla nich przyjeżdża do Gęsińca pastor Krzysztof Góral. - Nieraz jadę tam z mamą, ale rzadko, raczej dla podtrzymania tradycji, nie jestem często praktykującą ewangeliczką - mówi Renata Klimczak z Wrocławia, jej córka.
- Kiedyś było nas dużo, bo przychodziły do nas wszystkie Niemki ze Strzelina, co wyszły za Polaków. Nawet z Jegłowej i Chociwela - Elza Kupkowa, Alma i inne - opowiada Irmgard. - Każda z nas coś przyniosła i po nabożeństwie zawsze zrobiło się kawę, stawiało ciasto. Robiliśmy urodziny i zabawy.
Mieszka w domu, który wybudował jej ojciec. Ją urodziła w kuchni mama Ana Lellkowa. Tato był Karol. W domu mówiło się tylko po czesku. Tu Lellków było dużo, podobnie, jak Duszków i Hradeckich.
Mala i welka baba
Renata rzadko uczestniczy w ewangelickich nabożeństwach, ale mówi po czesku. Pamięta rozmowy z prababcią - "malą babą". Druga prababcia była "ohma", a babcia - "welka baba" (wcale nie mówiła po polsku). Irmgard nazywa ich język staroczeskim. Kiedyś miała gościa z Pragi, który bardzo się nim zachwycił.
Jej córka lubi mówić w języku swojego dzieciństwa: - To czeski wymieszany z niemieckim i polskim. Mój mąż, gdy uderzał do mnie w konkury, pytał - po jakiemu wy właściwie mówicie? Oglądam filmy po czesku i prawie wszystko rozumiem. Oczywiście, teraz jest dużo nowych słów. Zanim poszłam do szkoły, lepiej mówiłam po czesku niż po polsku.
Irmgar dodaje, że w czasach, gdy ten język się kształtował, wielu rzeczy jeszcze nie było, pewne pojęcia nie istniały - ani samolot, ani samochód: - Wtenczas nie znali nawet pomidorów. Wzięliśmy więc z niemieckiego tomaten i zrobiliśmy tomati.
Lubiła sobie porozmawiać po czesku z Fridą, mamą Lotty.
Zostali tutaj
Był czas, kiedy mąż Irmgard, Polak, chciał wyjechać z Polski, ale ostatecznie Włoczkowscy zostali. - Był taki jeden, co bardzo agitował, żeby wyjeżdżać - że Czesi wysiedlają Niemców sudeckich, że będą domy i ziemia - wspomina. - Wyjeżdżali, ale niektórzy później żałowali albo przenieśli się do Niemiec.
To właśnie Marta Flugrowa, ciotka Lotty Hoszowskiej, mieszkała w 1945 na wspólnym gospodarstwie z rodziną Julii Ostrowskiej. Żyje w Czechach. W Gościęcicach była kilka razy.
Zostaną domy z kielichem
W ubiegłym roku Renata Klimczak przekazała Archiwum Państwowemu we Wrocławiu 21 ksiąg metrykalnych "braci czeskich". To historia wsi - Gościęcic Dolnych, Średnich i Górnych oraz Gęsińca, Dębnik i Pęcza - założonych przez Czechów.
Ostatnia księga - zgonów - jest u Irmgard. Ona wpisuje, kto z parafii umarł. Księga ma wpisy w językach czeskim, niemieckim i polskim. Ostatni wpis jest z 19 maja 2012 roku. Tego dnia zmarła Emma Anna Schwarz, urodzona w 1920 roku, w Gęsińcu.
Nie żyje już mama Giseli. Z mroków pamięci wyłania się imię kolejnej siostry - Marianna. Cała rodzina Tadeusza, męża Giseli, nie żyje. On nigdy nie wrócił na te ziemie. Gdy Gisela piła wódkę w domu z kamienną posadzką, był w Niemczech. - Każdy człowiek ma swoją historię... - zamyśla się Hoszowska, Czeszka z Gościęcic.
*
Husyckie kielichy na domach i szczytach stodół, pamiętają wszyscy. Nikt nie zwracał na nie uwagi, czasem dzieciom udawało się dorzucić do nich piłką. Polakom o ich symbolice często opowiadał mężczyzna, który dziś twierdzi, że w Gęsińcu i Gościęcicach nie ma żadnych Czechów.
Podiebrady, Podebrad, Mehlteuer, Hussinetz, Husinec, Friedrichstein, Dziś Gościęcice i Gęsiniec. Nazwy zmieniały się razem z historią tych ziem, która była czeska, niemiecka i polska
W księgach parafialnych jest historia kilku wsi, założonych przez Czechów
Tekst i fot.:Monika Gałuszka-Sucharska
Napisz komentarz
Komentarze