Najmłodszy synek nie odstępuje matki na krok. Przytula się do niej, pociesza: - mamo, wszystko będzie dobrze. A mama ciągle płacze. W końcu płacze też chłopczyk. Starszego syna nie ma jeszcze z przedszkola. Ilonę niepokoi, że coś złego się stało. Znów to samo.
Tak jest w tym domu prawie cały czas. Dom to mieszkanko wynajęte dzięki chwilówkom, których nie da się już spłacić. Bo kobieta, która ucieka od swojego oprawcy, nie może liczyć na zbyt wiele. Właściwie, prawie na nic liczyć nie może. Innego wyjścia jednak nie ma.
Suka śpi na ziemi
Sielanka trwała do momentu, gdy urodziło się ich wspólne dziecko. Konkubent był dobry dla jej dziecka z pierwszego związku. Ilona nie mówi o sobie. Przez 12 lat znosiła wszystko, byleby był dobry dla nieswojego dziecka. Przemoc w stosunku do niej, stosował od zawsze - na trzeźwo i po pijanemu. Spała na ziemi, bo "suka śpi na ziemi". Mówi, że nie była człowiekiem, tylko zwierzęciem. Potem przychodziły "miesiące miodowe", i tak w kółko.
Bo wcześniej były obietnice wspólnego, dobrego życia. Gdy jej syn po raz pierwszy powiedział do konkubenta "tata", nie wahała się, zamieszkali razem. Gdy urodził się ich pierwszy wspólny syn, konkubent już nie pozwalał jej synowi nazywać się tatą.
O tym się nie mówi
W pismach do prokuratury, policji, rzecznika praw obywatelskich, mediów i wielu innych instytucji, wylicza formy przemocy, stosowane przez konkubenta: ubliżanie, krzyki, drwiny, oskarżanie, wyzwiska, groźby samobójstwa jeżeli odejdzie, zabieranie pieniędzy jej i synowi. Rzucanie nożem, szarpanie, bicie. Do tego dochodzą: inwigilacja, okazywanie zazdrości, izolowanie od ludzi, podsłuchiwanie, nękanie, śledzenie. Kupował jej telefony i zakładał podsłuchy. Ilona ujawnia także to, o czym najczęściej się nie mówi - przemoc seksualną. Była gwałcona albo siłą zmuszana do współżycia.
Jak wiele kobiet, doświadczających przemocy domowej, bała się wzywać policję. Funkcjonariusze pojadą, a mężczyzna będzie się mścił. Dopóki mieszkali razem, nie wzywała policji, paraliżował ją strach. To konkubent wzywał policję - że jest pijana, że nie zajmuje się dziećmi, że w domu są awantury. Żaden zarzut się nie potwierdził
Czuła, że dłużej nie wytrzyma
W 2010 roku postanowiła odejść. - Niespełna miesiąc później zgwałcił mnie po pijanemu, zaszłam w ciążę, przez kilka dni nie wychodziłam z domu. Byłam cała w sińcach, miałam powyrywane włosy. Byłam osaczona. Ciągle mnie inwigilował, miał dostęp do mojego telefonu, przeszukiwał torebkę, zabraniał wychodzić, odliczał czas na wyjście. Miał kontrolę nad każdą minutą mojego życia.
Po pomoc zgłosiła się na Młyńską, do Wydziału Profilaktyki Uzależnień. Otrzymała pomoc psychologa.
Kontrola jej życia nie skończyła się wraz z odejściem od konkubenta. Nadal ją śledzi, pojawia się w okolicach przedszkola, śledzi dzieci.
Tekst: Monika Gałuszka-Sucharska [email protected]
Artykuł w całości w aktualnym wydaniu "Powiatowej"
Napisz komentarz
Komentarze