- Skąd się wziął pomysł na uporządkowanie przedwojennego ewangelickiego cmentarza w Siedlcach ?
- Jestem studentem historii i historii sztuki. Ten cmentarz od zawsze bardzo mnie ciekawił, dlatego zdecydowałem, że napiszę o nim pracę licencjacką. Mieszkam w Siedlcach od urodzenia, ale zawsze było to miejsce tajemnicze i obce. Coś tam się o nim mówiło, zarówno w domu jak i wśród sąsiadów, ale temat nie funkcjonował w społecznej codzienności. Często obok niego przechodziłem, ale zwiedziłem dopiero jesienią 2010. Wtedy zdecydowałem, że podejmę działania żeby uporządkować to miejsce.
- Po co?
- Po pierwsze dlatego, że to jeden z najlepiej zachowanych cmentarzy ewangelickich na Dolnym Śląsku. Po drugie - minęło prawie 70 lat od zakończenia II wojny światowej, a tu walały się ludzkie szczątki. Trumny były pootwierane, a grobowce zasypane butelkami po trunkach. Cmentarz był miejscem libacji i śmietnikiem.
- Takie przedsięwzięcie wymaga czasu, pieniędzy i pracy wielu osób. Ty byłeś sam. To cię nie przerażało?
- Bardzo chciałem odnaleźć i zinwentaryzować nagrobki. Żeby cokolwiek zacząć robić, musiałem ustalić właściciela terenu. Jest nim gmina Oława. Bardzo mi pomogła, ale brakowało osoby, której udzieliłby się mój zapał. Wszystkie sprawy, związane z cmentarzem, musiały przechodzić przez właściciela terenu, a także wojewódzkiego konserwatora zabytków - załatwienie czegokolwiek wymagało czasu, zaangażowania, często mocnych nerwów. W końcu jednak udało się zdobyć wszelkie uzgodnienia i pozwolenia. W marcu 2011 roku można było rozpocząć prace. Początkowo moje działania wsparli mój tata i pan Stanisław Ilnicki, z czasem była to coraz większa, grupa mieszkańców Siedlec i Zakrzowa, studentów, moich bliskich i przyjaciół.
- Cmentarz założono w roku 1831. Ile grobów przetrwało próbę czasu?
- Przed podjęciem prac porządkowych znalazłem 13 płyt nagrobnych. Po wycięciu krzaków i drzew było ich 30. Po wyzbieraniu kilku ton śmieci i porządkach okazało się, że jest 40 kamiennych płyt z inskrypcjami. Zachowało się również dużo marblitowych i porcelanowych, z przepiękną symboliką roślinną. 5 października na uroczystości poświęcenia krzyża i tablicy, pokazaliśmy tylko kilka. Pozostałe czekają na inwentaryzację. Chciałbym, aby cała porcelana została wyeksponowana. Jeżeli to się nie uda, podejmę starania, aby trafiła do muzeum. Najlepiej byłoby jednak, aby wróciła na cmentarz.
- Czy w związku z porządkowaniem niemieckiego cmentarza, spotkały cię nieprzyjemności ze strony mieszkańców Siedlec i okolic?
- Raczej nie. Niektórzy insynuowali jednak, że ja i pani sołtys Jolanta Godlewska, która aktywnie zaangażowała się w pracę, robimy to dla pieniędzy, co jest nieprawdą. Pojawiały się pytania - po co ratować ten cmentarz? Jaki to zabytek? Na polskich cmentarzach po 25 latach likwiduje się nagrobki, więc po co chronić te, które powstały tak dawno? Niektórzy mówili też, że to Niemcy powinni się tym zająć, bo to ich cmentarz. To trochę przytłaczało, tym bardziej, że ja też miałem wątpliwości.
- Mimo to nie zrezygnowałeś ?
- Nie zrezygnowałem.Często jednak zdarzało się, że byłem na cmentarzu zupełnie sam. Czułem się szczególnie niezręcznie, widząc ludzi po drugiej stronie ogrodzenia. Sprzątali swoje groby i przyglądali się, komentując to, co robię. Pewnego dnia z krzaków wyleciał gołąb i przysiadł na grobowcu rodziny Bilke. Miało to dla mnie znaczenie symboliczne i napełniło pozytywną energią. W trudnych momentach pomagali mi bliscy.
- Czy przed przystąpieniem do prac zapytałeś o zdanie Niemców, dawnych mieszkańców Siedlec?
- Udało mi się zdobyć kilka adresów i napisałem listy. Później dotarłem do niemieckiego czasopisma, tam znalazłem 80. Napisałem, kim jestem, że piszę pracę licencjacką o siedleckim cmentarzu i szukam informacji. Że interesują mnie ludzie, którzy tu kiedyś mieszkali i ich historie. Poprosiłem o kroniki, mapy, zdjęcia. W listach pisałem, że zamierzam uporządkować cmentarz. Odzew był duży. Wśród tych, którzy odpisali był m. in. Volkmar Marschall, który z niesamowitym zapałem zaangażował się w projekt. Później to głównie z nim się kontaktowałem. Z Siedlec pochodził jego ojciec, którego rodzina posiadała rzeźnię i gospodę (obecna świetlica wiejska). Przechodząc na wegetarianizm, ojciec wybrał pracę nauczyciela i zamieszkał w Gross Rosen. Tam w roku 1939 urodził się Volkmar. Ostatni list, który rodzina Volkmara otrzymała od ojca (wysłanego na front), został napisany w Auschwitz.
- Czy oni cieszą się z renowacji tego cmentarza?
- Tak, tyle że to radość przez łzy. Można to było dostrzec na październikowej uroczystości w słowach Liselotty Schmitt, z domu Bilke. Oni wiedzą, co na tym cmentarzu się zdarzyło. Jak on wyglądał i co się stało z grobowcami. Większość została splądrowana, w tym ten największy rodziny Bilke, najbogatszych mieszkańców Siedlec. Cały czas mają w pamięci ucieczkę do Czech na początku 1945 roku, i powrót do przetrzebionej wioski, a także wysiedlenie. Poczucie krzywdy jest w nich wciąż bardzo żywe. W większości nie znają historii obecnych mieszkańców wsi. Nie wiedzą, albo nie chcą wiedzieć, że Polacy, w tym mieszkańcy Siedlec, też zostali wysiedleni i zmuszeni do pozostawienia swoich rodzinnych domów.
- Prace przy porządkowaniu cmentarza trwały prawie trzy lata. Co było najtrudniejsze?
- Wszytko.Najwięcej problemów sprawiła jednak przyroda. Wycinane krzaki i drzewa bez przerwy odrastały. Do wakacji nie było śladu po tym co zrobiliśmy. Problem przerastał możliwości małej grupki ludzi. Konieczne było użycie koparki. Nie był to jednak najlepszy pomysł.
- Dlaczego?
- Bo ciężki sprzęt i korzenie zniszczyły kilkanaście nagrobków i ich fundamenty. Wiele elementów było bowiem przysypanych ziemią i śmieciami.
- W roku 2011 na tym cmentarzu odkryto zbiorową mogiłę. To wynik waszych prac?
- Od początku wiedziałem, że ta mogiła tam jest. Nie było jednak wiadome, kto tam leży: żołnierze polscy, niemieccy czy rosyjscy? W kronikach udało się ustalić, że są to Niemcy i jest ich około 70. Mogiłą zajęło się Stowarzyszenie "Pomost" z Poznania, na zlecenie Niemieckiego Związku Opieki nad Grobami Wojennymi. Szczątki przeniesiono na cmentarz wojskowy do Nadolic Wielkich.
- Porządkowanie cmentarza wymagało pieniędzy. Skąd wziąłeś na to fundusze i ile to kosztowało?
- 17 tysięcy złotych przekazał Urząd Gminy Oława. Wykorzystaliśmy te pieniądze na ogrodzenie i nadzór archeologiczny. Obecni mieszkańcy Siedlec, podczas trzech zbiórek w kościele, zebrali ponad 1200 złotych. Zbiórkę zorganizowali także Niemcy, byli mieszkańcy Siedlec i okolicy. Przekazali ponad 3 tysiące euro. Kolejne 6 tysięcy złotych zebraliśmy podczas uroczystości, 5 października. Jeszcze nie rozliczyliśmy wszystkich prac, wykorzystaliśmy połowę zebranych pieniędzy. Resztę zdeponowaliśmy na specjalnym koncie, założonym przez panią sołtys. Wykorzystane będą na utrzymanie cmentarza.
- Czy Niemcy mieli swoją wizję renowacji cmentarza?
- Nie, pozostawili mi pełną swobodę. Nie mogli sobie wyobrazić tego, co chcę zrobić. Nie wierzyli, że to się uda. Początkowo sugerowali, by uporządkować tylko część cmentarza i na tym fragmencie postawić krzyż i tablicę pamiątkową. Reszta miała pozostać zarośnięta. Proponowali żeby zgarnąć wszystkie kamienie w jedno miejsce i utworzyć lapidarium. W ich opinii było to najlepsze wyjście. Tak się robi, ale głównie dlatego, że z niemieckich cmentarzy korzystają obecni mieszkańcy. U nas tak nie będzie. Polski cmentarz jest tak duży, że wystarczy na długie lata. Bardzo zależało mi na tym, aby cmentarz zachował pierwotną formę. Aby "nagrobek" znajdował się nad grobem konkretnego człowieka. Na tym miała polegać jego wyjątkowość. I myślę, że w dużej części to się udało.
- Czy my, Polacy, potrafimy docenić taki gest?
- Wierzę że tak. Jestem przekonany, że większość mieszkańców Siedlec i Zakrzowa akceptuje te działania. Nie mogą jednak zrozumieć, że Niemcy tu przyjeżdżają, a nie angażują się fizycznie. My jeździmy na Kresy ratować mogiły naszych przodków. Niemcy robią to bardzo rzadko. Wydaje mi się, że to przez wciąż żywe poczucie pokrzywdzenia, które przekazują młodym pokoleniom. Ja też miałem takie dylematy. Nieraz zadawałem sobie pytanie: co ja tu robię? Czy jest potrzeba, żeby takie miejsce istniało? Dziś nie mam wątpliwości. To historia byłych i obecnych mieszkańców Siedlec, którą trzeba zachować dla przyszłych pokoleń.
- Obok pamiątkowej tablicy ustawiliście na cmentarzu krzyż z figurą okaleczonego Chrystusa. Czyj to pomysł?
- W połowie lat 90. na tym cmentarzu, pasyjkę znaleźli Kazimierz Ignatowicz i syn ostatniego pastora w Siedlcach - Ernsta Lorenza. Prawdopodobnie spadła z krzyża i się rozbiła. Odpadły stopy i jedna ręka. Po uzgodnieniu z księdzem Romualdem Budzińskim powieszono ją w przedsionku miejscowego kościoła i przez kilkanaście lat tam wisiała. Dorobiono z drewna stopy i rękę. Wiedziałem, że pochodzi z ewangelickiego cmentarza, dlatego zależało mi, żeby tam wróciła w takiej formie, jak ją tam znaleziono - bez stóp i dłoni. To nie miało być ładne, ale prawdziwe. Dla mnie ta pasyjka w takiej formie jest symbolem powojennego losu niemieckich cmentarzy na Dolnym Śląsku i polskich na Kresach.
- Jesteś z siebie dumny?
- Nie do końca. Jest mi źle z tym, że nie wszytko udało się zrobić. Część nagrobków podczas porządkowania uległa zniszczeniu. Wiem, że nie jestem specjalistą i mam prawo popełniać błędy, ale to nie jest usprawiedliwieniem. Doświadczenie uczy. Dziś wiele rzeczy zrobiłbym lepiej, inaczej. Mimo to z pomocą przyjaciół, grupy zapaleńców, a także więźniów z wrocławskiego Aresztu Śledczego, którym dziękuję za zapał i serce, udało się uratować fragment siedleckiej historii. Po większości takich miejsc nie ma już śladu, lub pozostają tylko lapidaria. Tu mamy stary ewangelicki cmentarz w pierwotnej formie, z zachowanym częściowo starodrzewem. To niezwykle interesujące miejsce, warto je zobaczyć!
*
Korzystając z okazji chciałbym podziękować wszystkim, bez których uporządkowanie cmentarza byłoby niemożliwe. Poza osobami, które już wymieniłem, dziękuję Waldemarowi Smolnickiemu, Sebastianowi Gawlikowi i Agacie Marczyk oraz Henrykowi Lubczyńskiemu, Zbigniewowi i Annie Twardochleb oraz Katarzynie Marcinkowskiej.
Reklama
Ten cmentarz to historia byłych i obecnych mieszkańców Siedlec
O renowacji ewangelickiego cmentarza, relacjach polsko-niemieckich i okaleczonym Chrystusie, który ma łączyć przeszłość obu narodów - z Piotrem Zubowskim, inicjatorem zmiany oblicza niemieckiej nekropolii - rozmawia Wioletta Kamińska
- 12.11.2013 16:03 (aktualizacja 27.09.2023 16:14)
Reklama
Napisz komentarz
Komentarze