Oława. Takie są przepisy
Mieszkaniec ulicy Dąbrowskiego jeździł maluchem. Kilka miesięcy temu kupił czterodrzwiowego opla corsę. Auto znacznie większe niż poprzednie. Na wprost garażu, w odległości około siedmiu metrów, rośnie sosna. Trzeba zachować czujność, żeby bez otarcia zderzaka wyjechać czterometrowym samochodem. Da się to zrobić, ale Władysław i jego żona nie chcą codziennej nerwówki, że uszkodzą nowy nabytek. Poza tym, dawno zaplanowali, że w pobliżu garażu postawią małe ogrodzenie, aby zrobić wybieg dla psa. Jedynym wyjściem, aby bezpiecznie wyjechać, jest wycięcie drzewa. W przeciwnym razie - manewry za kółkiem będą znacznie utrudnione. Skrętkowicz był pewny, że nie będzie problemu z wycięciem świerku. Przecież na posesji jest 28 innych drzew. - Kiedy się tu wprowadziłem, były same grządki - tłumaczy. - Wspólnie z żoną zadecydowaliśmy, że trzeba posadzić drzewa. Osobiście kupowałem i sadziłem.
Dla kogo jest świerk?
W sierpniu wpłynął wniosek do Urzędu Miejskiego o usunięcie świerka pospolitego. We wrześniu przyszła komisja, która oceniła sprawę. - Tłumaczę, że trudno mi wyjechać, bo albo uderzę w drzewo, albo w płotek, który wkrótce tu stanie - mówi Władysław. - Usłyszałem, że mogę zawracać "na trzy". Jasne, mogę i na cztery! Ale czy świerk jest dla mnie, czy ja dla niego? Przecież nie robię tego złośliwie. Jak miałem malucha, to nic mi nie przeszkadzało, wyjeżdżałem bez problemu. Teraz na manewry praktycznie nie ma miejsca. To żaden mój kaprys ani fanaberia. Wycięcie tego drzewa to konieczność. Dlaczego mam się męczyć? Przyjdzie zima, będzie jeszcze trudniej.
W decyzji specjalistów z magistratu, czytamy: - Po przeprowadzeniu oględzin, stwierdzono iż drzewo to okazały świerk pospolity, w wieku powyżej 10 lat, o malowniczym pokroju i bardzo dobrym stanie zdrowotnym, będący cennym siedliskiem ptaków. Usytuowanie w odległości 1,5 metra od ogrodzenia i 7 metrów od wiaty garażowej nie uniemożliwia manewru parkowania.
Biurokracja górą
Władysław nie pogodził się z tą decyzją. Zapowiada, że na pewno się odwoła. Cenne siedlisko ptaków, o którym mowa w piśmie, to budka, którą mieszkaniec kupił i sam zawiesił. - Jaki problem? - pyta retorycznie. - Zamierzam zamontować jeszcze dwie na innych drzewach, bo nie mam nic przeciw temu, żeby żyły tu ptaki. To, co robią w urzędzie, to zwykła biurokracja. Nie patrzą na potrzeby człowieka. Gdyby kobieta, która była u mnie na oględzinach, wyobraziła sobie, że jest w takiej sytuacji, na pewno podjęłaby inną decyzję.
Mieszkaniec ma również pretensje o to, że sam musiał przyjść do urzędu po odpowiedź: - Codziennie sprawdzałem skrzynkę, i nic. Po kilku tygodniach takiego czekania powinienem stwierdzić, że mogę wyciąć drzewo, skoro odmowy nie ma. Kiedy przyszedłem, byli bardzo zdziwieni, że nic do mnie nie dotarło. Dostałem ksero decyzji, którą rzekomo wysłali pocztą. Ksero nie jest żadnym dokumentem, wciąż czekam na oficjalne pismo.
Dzień przed wypuszczeniem tego tekstu do druku, dowiedzieliśmy się, że pismo dotarło do adresata.
Lubi drzewa
Nie trzeba długo rozmawiać, żeby się zorientować, że Władysław lubi przyrodę. - Niech pani popatrzy. Tu mam jodłę kalifornijską, tu sosnę wejmutkę, daglezję, która jest świetna na kłopoty z oskrzelami. Dalej rosną biały świerk i czarna sosna. Wyciąłem nawet piękną wiśnię, żeby tym drzewom lepiej się rosło. Nie mogę zrozumieć tego, że urzędnicy kierują się zasadą: zdrowe drzewo, to nie można wyciąć. Przecież sam ten świerk sadziłem i naprawdę mam powód, aby go usunąć, wokół jest mnóstwo innych drzew... Powinni wziąć to pod uwagę. Chciałem wszystko zrobić zgodnie z prawem, żeby później uniknąć płacenia kar i problemów. Jak widać, nie ma w tym ludzkiego podejścia do sprawy.
- Rozumiem sytuację tego mieszkańca - mówi Ewa Szczepanik, sekretarz miasta. - Niestety, przepisy mówią wyraźnie, że nie wolno wycinać zdrowych drzew, chyba że zaistnieją wyjątkowe okoliczności, bądź drzewo stwarza zagrożenie. Pan Władysław może odwołać się od decyzji, którą otrzymał.
Tekst i fot.: Agnieszka Herba
Napisz komentarz
Komentarze