Jelcz- Laskowice Nowy plan
Przyjęty przez Radę Miejska plan zagospodarowania przestrzennego odcinka wschodniej obwodnicy aglomeracji wrocławskiej - etap I "MPZP - Laskowice - Obwodnica" obejmuje ulicę Tymienieckiego. Tam od 23 lat prowadzi 60-hektarowe gospodarstwo rolne Andrzej Dziakowicz z rodziną. Działalność opiera głównie na hodowli bydła opasowego, przeznaczonego na mięso. - Gospodarstwo jest jedynym źródłem utrzymania mojej pięcioosobowej rodziny - mówi ze łzami w oczach gospodarz. - Gdy je tu zakładałem, wokół było szczere pole. Teraz urzędnicy stworzyli plan, w którym moje gospodarstwo z bydłem hodowlanym jest przeznaczone pod zabudowę mieszkaniową jednorodzinną. Byłem tu pierwszy, a teraz chcą mnie stąd wygonić, bo jakiś urzędnik o nas zapomniał i nie umieścił na mapie mojego gospodarstwa.
Pozwolenie na budowę domu, chlewni, szopy i garażu, Dziakowicz otrzymał w grudniu 1990 roku. Teren, na którym wybudował gospodarstwo, był działką siedliskową, niezabudowaną, ograniczoną pasmem drogi z jednej strony i polami uprawnymi z pozostałych. W promieniu kilkuset metrów nie było żadnych innych zabudowań, tylko grunty orne i pastwiska.
Studium uwarunkowań i kierunków zagospodarowania przestrzennego tego terenu ówczesna Rada Miejska uchwaliła w roku 2005. Na podstawie studium tworzy się plany.
Burmistrz i radni nie pomogli
Pierwszy błąd popełnili urzędnicy przy tworzeniu studium. Nie uwzględnili gospodarstwa Andrzeja Dziakowicza. Dokument w takiej formie przyjęli radni w kadencji 2002-2006. Na tej podstawie przez siedem lat powstawał plan zagospodarowania przestrzennego. Przed uchwaleniem studium i planu mieszkańcy mogli składać swoje wnioski i uwagi. Rolnik nie złożył uwag do studium. Twierdzi, że nie miał czasu na czytanie lokalnych gazet i informacji na tablicy ogłoszeń w urzędzie. O pracach nad planem dowiedział się także po terminie, w którym można było składać wnioski. Postanowił więc szukać pomocy u burmistrza Kazimierza Putyry. Opowiedział mu o swojej sytuacji, ale nie otrzymał żadnej pomocy. - Burmistrz poinformował mnie jedynie "że gmina poniosła duże koszty, związane z planem i zmian nie będzie" - pisze rolnik w liście do komisji stałych Rady Miejskiej, prosząc o pomoc, po tym jak rozmowy z szefem miasta i gminy nie przyniosły rezultatu.
W sprawę zaangażował się radny Ireneusz Stachnio. Na lipcowej sesji złożył wniosek o zdjęcie z obrad punktu, dotyczącego miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego. Przypomniał, że on i Andrzej Dziakowicz zgłaszali planistom swoje uwagi przy trzecim wyłożeniu planu. Nie zostały uwzględnione. Dlatego chcą, aby radni dogłębnie zainteresowali się tematem, zanim podejmą decyzję o przyjęciu lub odrzuceniu planu. Argumenty radnego nie przyniosły oczekiwanego rezultatu. Większość radnych - jedenastu - głosowało za odrzuceniem wniosku Ireneusza Stachni.
Nie chcą gospodarstwa, bo śmierdzi i muchy paskudzą
Kolejną próbę zablokowania uchwały w sprawie planu radny podjął przed głosowaniem nad jej podjęciem. Tłumaczył, że wprowadzenie go w życie skrzywdzi nie tylko rolnika, ale też właścicieli ośmiu innych działek. Z powodu braku odpowiedniego dojazdu do posesji, albo dlatego, że ewentualne drogi mogą przechodzić przez ich posesje. Do swoich racji przekonywał, podpierając się wyrokami Sądu Najwyższego i przestrzegał: - Zarówno właściciele działek jak i pan Dziakowicz, po przyjęciu tego projektu, odwołają się od tej decyzji. Jeżeli to nie przyniesie skutku, zwrócą się o odszkodowania. Mogą one być bardzo wysokie. To nie burmistrz będzie je płacił i nie my, lecz podatnicy.
Głos na sesji w tej sprawie zabrał też Andrzej Dziakowiccz. Przypomniał, że dla dobra sąsiadów, żeby im nie utrudniać życia, już raz przenosił gospodarstwo z ulicy Folwarcznej na Tymienieckiego. Tam miał spokojnie gospodarzyć, bo wydano mu na to stosowne pozwolenia i dokumenty. - Tymczasem dzisiaj okazuje się, że na mapach moje gospodarstwo nie istnieje, bo urzędnicy go nie uwzględnili. Burmistrz mówi mi, że przy powstawaniu studium powinienem zgłosić, że tu jestem. Pytam dlaczego? Przecież pozwolenie na budowę wydano mi, zanim powstało studium, urzędnicy powinni więc wiedzieć, że tu jest gospodarstwo. Jeżeli przyjmiecie ten plan, zrobię wszystko, żeby go zniesiono, odwołam się do wojewody, sądu i gdzie będzie trzeba, bo tak być nie może!
Na sesję przyszli też zwolennicy planu, sąsiedzi Dziakowicza. Nie chcą, żeby jedyne na osiedlu gospodarstwo dalej się rozwijało. Przeszkadzają im dokuczliwy smród i muchy.
Burmistrz Kazimierz Putyra przypomniał, że problem powstał w dniu uchwalenia studium uwarunkowań. Oczywiście, można by je zmienić, jest jednak pewne ale: - Wtedy pan Dziakowicz był sam na tym terenie, dzisiaj jest tam osiedle domków jednorodzinnych, bez funkcji rolnej. Powracając do korzeni sprawy, narazimy się kilkudziesięciu mieszkańcom naszej gminy, którzy na podstawie prawa zagwarantowanego im przez ten samorząd, wybudowali tam domy. Możemy spróbować zmienić studium, ale w praktyce jest to skazane na ten stan rzeczy, co dzisiaj. Uchwalenie planu, oceniane dzisiaj przez pana Dziakowicza za zło, czy krzywdę, daje mu pewne możliwości. Prowadził tam działalność rolniczą, prowadzi i będzie prowadził, dopóki będzie chciał. Po przyjęciu planu nie będzie mógł tylko jej rozszerzać. Nie rugujemy jego działalności, więc nie mamy pewnych obowiązków, związanych z zadośćuczynieniem za to.
Radni przyjęli projekt uchwały i tym samym uchwalili plan zagospodarowania przestrzennego.
Krów będzie więcej
Osiem osób, w tym Andrzej Dziakowicz, wezwało Radę Miejską do usunięcia naruszenia prawa, którego ich zdaniem radni dopuścili się, przyjmując plan zagospodarowania przestrzennego. Nad uchwałami w tej sprawie radni głosowali na wrześniowej sesji, uznając je za bezzasadne. Wcześniej taką samą opinię wydała Komisja Samorządu i Prawa Rady Miejskiej.
Dziakowicz nie zamierza poddać się w walce o to, co mu się należy. Ma nadzieję, że uda mu się coś zrobić w tej sprawie do wiosny przyszłego roku. Wtedy liczące dziś 30 sztuk krowie stado ma się powiększyć. - Jeżeli nie będę mógł postawić chociaż wiaty, krowy będą musiały stać pod chmurką. Tego nie mogą mi zabronić.
Gospodarz jest skłonny przenieść swoje gospodarstwo. Czeka na propozycję władz gminy, ale wskazane miejsce musi być w pobliżu Jelcza-Laskowic i nie może to być gołe pole, tylko gospodarstwo. Chce też, aby to gmina poniosła koszty przenosin w nowe miejsce.
Wiceburmistrz Piotr Stajszczyk wyjaśnia, że samorząd nie może kupić rolnikowi gospodarstwa. Byłoby to niezgodne z prawem, ponieważ nikt go nie wywłaszczył. Plan ograniczył mu tylko możliwość rozwoju. Przyznaje, że powstała sytuacja jest kłopotliwa dla wszystkich i w tej chwili trudno ją rozwiązać. W przyszłości można by zmienić studium zagospodarowani dla pozostałej części działki rolnika, która teraz ma przeznaczenie przemysłowe i przekształcić to na ziemię rolną. To jednak kwestia co najmniej kilku lat, o ile studium w ogóle będzie zmieniane.
Tekst i fot.: Wioletta Kamińska
Napisz komentarz
Komentarze