Oława O filmach i nie tylko
- Prawie trzy lata temu przyjechał pan tutaj i trochę zamieszał w naszym powiatowym świecie. Koncerty, działalność w nowym lokalu, imprezy charytatywne i eventy to tylko część pana pomysłów na życie.
- Mamy XXI wieku i niektóre sytuacje dzieją się błyskawicznie, samoistnie, nie mamy na nie wpływu. Inne sytuacje potrzebują animacji i ludzi dobrej woli, żeby mogły zaistnieć. Potrzebna jest tylko odrobina wiary, chęci i już zaczyna się dziać. Czasami nie trzeba wiele. Wystarczy parę rozmów, kilka chętnych osób do działania i już można stworzyć coś fajnego dla innych. Tak właśnie dzieje się m.in. z Dniem Dziecka w Jankowicach, obecnie już cykliczną gminną imprezą, którą organizujemy wspólnie z Gminnym Centrum Kultury Sportu i Rekreacji, z "Gazetą Powiatową", z przyjaciółmi i ludźmi wielkiego serca. W tym roku 27 maja w niedzielę odbędzie już trzecia edycja tej imprezy. Przyświeca jej jeden i najważniejszy cel - żeby dzieci, które nie mają rodziców lub takich możliwości, jak ich rówieśnicy, mogły chociaż przez jeden dzień poczuć się wyjątkowo i wspaniale. Mogły poczuć, że jest to impreza zorganizowana specjalnie dla nich.
- Dlaczego aktor, który pochodzi z Bielawy, mieszka w Oławie, organizuje Dzień Dziecka akurat w Jankowicach?
- Nie ma znaczenia, skąd pochodzimy, gdzie i komu pomagamy. Liczą się cel i skuteczność działania. Już wcześniej dzieciom pomagała w różnych formach właścicielka "Karczmy u Michelle" w Jankowicach, moja przyjaciółka Michelle Ćwirko-Nasierowska. Gdy o tym usłyszałem, od razu pomyślałem, że to świetna sprawa i trzeba to, co Michelle zaczęła rozkręcić, rozpropagować oraz zaangażować w ten projekt osoby z fajnymi pomysłami i inicjatywą. Więc z Michelle, z jej mężem Jackiem Ćwirko, z przyjaciółmi, znajomymi i różnymi instytucjami, postanowiliśmy zrobić wielką, cykliczną imprezę dla dzieci. Tym bardziej, że cel jest szczytny - można bezinteresownie zrobić coś dobrego dla innych. Przez te kilka lat nawiązaliśmy kontakt z gminą, Domem Dziecka w Oławie, stowarzyszeniem "Tęcza", fundacją "Krok po kroku", stowarzyszeniem "Wiosna", wieloma instytucjami i prywatnymi osobami. Na dzieci będzie czekało wiele atrakcji, będą mogły obserwować w akcji znanego i docenianego szefa kuchnia Edwarda Janego, który przygotuje dla nich pyszne potrawy z grilla. Będą dmuchane zamki, występy na scenie, zwierzęta, zabawy, motory, samochody i wiele, wiele atrakcji - najmłodsi naprawdę nie będą się nudzić. Bardzo się cieszę, że mieszkańcy Jankowic z sołtysem Grzegorzem Kotulą z tak wielkim oddaniem i zaangażowaniem, jak co roku, pomagają w organizacji naszej wspólnej imprezy i bardzo im za to dziękuję.
- Ta działalność to odskocznia od aktorstwa?
- Czasami tak. Daje mi niesamowity komfort psychiczny i wielką przyjemność.
Uwielbiam pracę z ludźmi i dla ludzi. To jest to, co sprawia mi wielką radość.
- Nie nudzi pana jeszcze granie monotematycznych ról zbirów i typów spod ciemnej gwiazdy?
- Lubię grać konkretne, charakterystyczne, męskie role. Wolę to niż role słodkich amantów czy mdłych kochanków. Pociągają mnie ciekawe wyzwania aktorskie, gdzie można pokazać "pazur" aktorski, złe emocje czy swoją ciemną stronę i to czasami w formie maksymalnie dosadnej oraz realistycznej, a czasem w formie groteskowo-pastiszowej, z przymrużeniem oka. To lubię, to mnie kręci. Poza tym, jak się nie ma, co się lubi, to się lubi co się ma.
- Kiedy przegląda się pan w lustrze i zastanawia się, dlaczego reżyserzy obsadzają pana najczęściej w rolach zbirów, można się nabawić kompleksów?
- Rzadko przeglądam się w lustrze (śmech). Jest takie powiedzenie, że aktor jest od grania. Jesteśmy ludźmi do wynajęcia, więc tak naprawdę mamy niewielki wpływ na role, które się dla nas pisze, i na propozycje, które dostajemy. Staram się oddzielać dwie sfery - aktorstwo i życie prywatne. Nie mieszam tego. W szkole teatralnej i w teatrze postrzegany byłem jako aktor komediowy, ale kiedy to było... (śmiech). Dla mnie każda rola jest wyzwaniem. Staram się, żeby moje postacie nie były jednowymiarowe ani powtarzalne - nie jest to łatwe przy tego rodzaju propozycjach. Wydaje mi się jednak, że mam zdrowe podejście do zawodu. Zresztą jest wielu aktorów, którzy obsadzani są tylko w takich rolach i myślę, że nie mają jakichkolwiek dylematów z tego powodu. Ja też nie mam.
- Za jakiś czas widzowie będą mogli oglądać pana w kolejnej odsłonie, tym razem w znanym serialu "M jak miłość", który ma kilkumilionową widownię.
- Tak, dostałem propozycję. Na razie jednak nie mogę zdradzać szczegółów. Powiem tylko tyle, że nie będę przystojnym wysokim brunetem ani kochankiem, ani amantem (śmiech). Mam nadzieję, że zamieszam "trochę" w życiu niektórych bohaterów.
- Coraz częściej można zobaczyć pana na ekranie. Był film "1920 - Bitwa Warszawska", teraz "Hans Kloss", będzie "M jak miłość", a słyszymy nawet o jakiejś zagranicznej produkcji.
- To ma być film szwedzko-amerykański. Na razie dostałem wstępną propozycję i trwają negocjacje, więc nic jeszcze nie wiem. Jeżeli zagram, to psychopatycznego mordercę (śmiech). Co z tego wyjdzie? Zobaczymy. Na razie czekam na potwierdzenie, czyli "klepnięcie".
- Nie ma pan kompleksu aktora epizodysty?
- Zawsze miałem zdrowy stosunek do tego, co robię. Nigdy nie miałem wielkiego ciśnienia ani - jak to się teraz mówi - "parcia na szkło". Zawsze staram się robić to, co robię, jak najlepiej potrafię. Cieszę się z tego, co mam i co zsyła mi los. Niczego nikomu nie zazdroszczę. Wciąż wierzę, że mam do tego właściwy stosunek. Ten zawód wymaga wielkiej pokory i cierpliwości, polega na ciągłym czekaniu. Jeśli nie na propozycje, to w garderobie, czy na planie, i tego się ciągle uczę - cierpliwości i czekania. Do tego zawodu i do siebie trzeba więc podchodzić z dystansem i właśnie staram się to robić.
- Aktorstwo to nie jest jedyne pana zajęcie. Wie pan dużo o gastronomii i lubi gotować.
- Wszystko się u mnie zmienia jak w kalejdoskopie. Z aktorstwem jestem najbardziej związany emocjonalnie, pewnie również ze względu na wykształcenie i lata wykonywania tego zawodu. Gastronomia jednak pochłania mnie podobnie jak aktorstwo, a te dwie sfery są do siebie bardzo podobne, maksymalnie wciągają i uzależniają. Interesuję się kuchnią azjatycką - chińską, a zwłaszcza seczuańską i mandaryńską. W planach mam przygotowanie dla telewizji programu kulinarnego, który - mam nadzieję - będzie odbiegał formą od tego, co możemy zobaczyć w rodzimych produkcjach. Znajdą się tam fachowe porady dla amatorów i profesjonalistów z zakresu gotowania oraz przygotowywania potraw i koktajli. Zresztą miksologia - sztuka tworzenia koktajli - to dziedzina niezwykle fascynująca i interesująca. Tutaj na miejscu w Oławie mamy jednego z najlepszych barmanów i szkoleniowców w Polsce, mojego przyjaciela Pawła Mroziewskiego. Dzięki niemu mogę się wiele nauczyć, mogę podejrzeć oraz spróbować niezwykłych połączeń smaków.
- Te wszystkie zajęcia łączy jedno - kontakt z ludźmi. To jest coś, czego pan potrzebuje?
- Zdecydowanie tak. Kontakt z ludźmi sprawa mi niesamowitą przyjemność i daje ogromną radość. To jest tak jak z dobrymi prezentami. Mój dziadek powtarzał mi, że trzeba dawać takie prezenty, jakie sami chcielibyśmy otrzymywać. Ile się da z siebie, tyle się dostanie. I tak jest. Prawdziwą radością nie jest branie, ale właśnie dawanie i staram się to robić wspólnie z przyjaciółmi. Mam taką dewizę: "Nie żyjemy trzy tysiące lat, a człowiek potrzebuje człowieka".
Rozmawiała Malwina Gadawa
Reklama
M jak Mostowicz-Gerszt
Ostatnio wszędzie go coraz więcej. Niedawno grał w filmach "1920 - Bitwa Warszawska", "Hans Kloss. Stawka większa niż śmierć". Można go także zobaczyć w serialach, m.in. "Ojcu Mateuszu", niedługo pojawi się w "M jak miłość" i sporo zamiesza. Być może zagra także w dużej produkcji szwedzko-amerykańskiej oraz stworzy program kulinarny. Co jeszcze robi aktor Grzegorz Mostowicz-Gerszt?
- 10.04.2012 11:55 (aktualizacja 27.09.2023 16:47)
Reklama
Napisz komentarz
Komentarze