Największy fachowiec
Henryk Wasylik urodził się w 1935 roku, w Oławie mieszka od 1945. Jest człowiekiem, który prawdopodobnie najdłużej był związany z oławską "Odrą". Jego ojciec pełnił funkcję biletera, a on pracował jako operator, od początku lat pięćdziesiątych do 1985 roku. Zna wiele tajemnic oraz historii związanych z kinem.
- Kiedy rozpocząłem pracę, aparatura filmowa była już nowa - opowiada. - Korzystaliśmy ze sprzętu pozwalającego odtwarzać tzw. trzysetki, czyli szpule filmowe o średnicy 300 mm i szerokości 35 mm. Z boku, przy klatkach z obrazem, był zapisany dźwięk. Jeden film pełnometrażowy zazwyczaj mieścił się na sześciu takich szpulach. W latach pięćdziesiątych ceny biletów wynosiły 1,25 zł dla widowni blisko ekranu oraz 3,60 nieco dalej.
Przez większość czasu istnienia kina, seanse odbywały się codziennie, oprócz poniedziałku. Czasem organizowano nocne maratony filmowe. W niedzielne poranki puszczano produkcje dla dzieci, później przychodzili dorośli. W poniedziałki w sali kinowej odbywały się przedstawienia teatralne oraz występy śpiewaków. Gościli u nas np. Irena Santor, Jerzy Połomski, Maria Koterbska czy Zbigniew Kurtycz. Zdarzało się, że na widowni organizowano zabawy i sylwestra oraz obchody, związane ze świętami narodowymi.
Remont
Kino było centrum wydarzeń kulturalnych miasta. Nigdy nie brakowało widowni. W 1960 roku rozpoczęto remont budynku, który zakończył się dopiero w 1965. Wtedy projekcje odbywały się w tzw. "hutniku", czyli świetlicy należącej do Huty Marta, w budynku przy ulicy Browarnianej. - Tam było dosyć obskurnie, pod ekranem biegały szczury, ale ludzie i tak przychodzili - opowiada Wasylik. - W tym okresie odbyła się największa premiera, jaką pamiętam - wyświetlaliśmy western "Rio Bravo". Seanse odbywały się jeden po drugim, a kolejki nie malały. Każdy chciał przyjść i obejrzeć amerykański western, nawet kilka razy. Pierwotnie prace remontowe w "Odrze" miały się zakończyć przed Dniami Oławy, w 1964 roku. Terminu nie udało się dotrzymać, zrobiono więc prowizorkę - na szybko odlano podłogę i wyświetlono film "Krzyżacy". Zainteresowanie było ogromne, seanse trwały jeszcze jeden dzień, a potem kino zamknięto i kontynuowano remont. Na początku sala kinowa wyglądała nieco inaczej niż po 1965 roku. Z tyłu na górze znajdował się balkonik z 45 miejscami, skąd można było oglądać filmy. Pomiędzy nim a widownią, przed ekranem, był pokoik z projektorem. Pamiętam, że kiedyś jeden z widzów bardzo się upił przed seansem i chciał skoczyć z balkoniku na ludzi, siedzących na dole. Na szczęście ktoś w porę zareagował. Po remoncie pokój z projektorem był w miejscu widowni na piętrze. Zrobiono też pochyłą podłogę, tak aby ludziom z dalszych rzędów nie przeszkadzały osoby siedzące bliżej. Przy wejściu urządzono bufet, wynajęto też artystę, który wziął ogromne honorarium za ozdobienie kolorowymi płytkami ściany pod sufitem. W czasie remontu zaadaptowano też pobliską restaurację na budynek mieszkalny.
Napisz komentarz
Komentarze