Krzysztof mówił, że 2 marca jego brat robił zakupy i widział, jak MiG przelatywał nad wieżowcem, w pobliżu dworca PKS. Potwierdził, że leciał zadziwiająco nisko i widać było, że pilot walczy z maszyną. Na ogłoszenie przylepione pośród plakatów wyborczych natknął się też Adam, który w 1989 roku miał 16 lat i tego dnia bawił się z kolegami na boisku przy Szkole Podstawowej nr 2. Pamięta dokładnie, że samolot zostawiał czarną smugę dymu i leciał prosto na wieżowce, stojące nad Odrą. Tuż za pierwszym odchylił się w prawo, a za kilka sekund rozbił. Adam pojechał w to miejsce rowerem, spotkał po drodze rolnika, który pracował na pobliskim polu. - Dokładnie opisał chłopakowi, skąd nadleciał MiG - mówi Robert Hes. - Od razu pobiegli do pilota, zapiętego w fotelu katapultowym, nie było widać krwi ani obrażeń zewnętrznych. Zdjęli mu hełm i próbowali wyczuć tętno. Rolnik podobno wyczuł słaby puls, Adam już nie. Ciała pilotów zabrano do śmigłowca, który odleciał w kierunku Brzegu. Robert prowadził swoje śledztwo również w internecie, kosztowało go to wiele nieprzespanych nocy, ale było warto. Znalazł artykuł z 2000 roku rosyjskiego dziennikarza gazety „Aviamaster”, który dotarł do akt wojskowych i raportu powypadkowego. Szczegółowo przedstawił, co się działo z samolotem do chwili katastrofy. Na podstawie tego opisu i relacji świadków z Rosji, Ukrainy i Oławy, Hes stworzył swoją hipotezę, która w znacznym stopniu różni się od przedstawionej dwadzieścia lat temu. Wówczas przypuszczano, że powodem katastrofy była awaria i płonący silnik. Niektórzy mieszkańcy mówili, że widzieli jak MiG palił się w locie i gubił elementy. Dziś wiadomo, że było zupełnie inaczej. Potwierdza to Władimir Kaczanowski, który badał przyczyny wypadku.
Zagadkowe sześć sekund
Na początku ćwiczeń 22-letni porucznik Anatolij prawidłowo wykonywał polecenia swojego instruktora. Zrobił zakręty, górkę i nurkowanie. Problemy zaczęły się w 16 minucie, wtedy popełnił pierwszy błąd. Zbyt energicznie wprowadził samolot w prawy zwrot bojowy. - Zigolenko był przyzwyczajony do zwrotnych maszyn, jak MiG-21 i MiG-23, na których się uczył - mówi Robert. - MiG-25 miał latać szybko i prosto, do tego był skonstruowany, latało się nim zupełnie inaczej. Młody pilot wykonał manewr gwałtownie i bez powiązania z tempem wzrostu obrotów silników. Zabrakło ciągu, maszyna nie mogła się rozpędzić i zamiast naboru wysokości, zaczęła intensywnie tracić prędkość i przepadać. W ciągu 12 sekund prędkość spadła z 780 do 405 km na godzinę. Samolot stał się niestateczny i będąc w zakręcie, zaczął się ślizgać na prawe skrzydło, grożąc przeciągnięciem... Młody pilot próbował skontrolować przechylenie maszyny, ale popełnił kolejne błędy i MiG wpadł w korkociąg. Wówczas można było uratować sytuację, pozwalał na to odpowiedni zapas wysokości. Instruktor mówił Zigolence, co powinien zrobić. Niestety, nie udało się. Grinik przejął stery, próbował jeszcze wygrać z maszyną.
Napisz komentarz
Komentarze