Jelcz-Laskowice
Obiecanki cacanki
Głównym punktem zebrania miała być rozmowa z Joanną Gustowską, z Dolnośląskiego Zarządu Melioracji i Urządzeń Wodnych. Mimo wielu zaproszeń i tym razem dyrektorka nie przyjechała. Edward Kociszewski - przewodniczący osiedla Jelcz mówił, że przed spotkaniem dzwonił do spółek wodnych i zapewniano go, że pani Gustowska dotrze na zebranie. Przyjechali tylko przedstawiciele oławskiego inspektoratu DZMiUW, by pokazać mieszkańcom projekt budowy nowych wałów przeciwpowodziowych, które mają osłaniać osiedle z trzech stron. Zaprojektowany wał będzie się zaczynał przy ośrodku „Nad stawem”, dalej pobiegnie do rzeki Młynówki, gdzie przewidziano budowę zabezpieczenia przed zbyt wysoką wodą, dalej do ulicy Oławskiej i do istniejącego wału odrzańskiego. Zabezpieczenie przed falą powodziową stanie też przy Młynówce z drugiej strony osiedla, a wał zakończy się na podwyższeniu terenu w Łęgu. Takie rozwiązanie ma chronić osiedle przed wodą w ojętości 2.300 m sześciennych. Budowa ma być realizowana dopiero w latach 2012 - 2015, a nie, jak wcześniej obiecywano, w roku 2011.
Środowisko ważniejsze niż ludzie
Takiej informacji powodzianie się nie spodziewali. W maju, na spotkaniu z nimi, wojewoda dolnośląski Rafał Jurkowlaniec obiecywał, że budowa wałów przeciwpowodziowych rozpocznie się w 2011. - Rozumiem, że do tego czasu jesteśmy zdani na samych siebie, bo poinformowano nas, że nie macie zamiaru naprawiać wału w lesie między Hanną a Jelczem-Laskowicami - mówił zdenerwowany Jacek Hełka, członek „Stowarzyszenia Mieszkańców Osiedla Jelcz i Łęgu Poszkodowanych przez Powódź 2010”. - To wał, który powinien nas chronić przed wodą z polderu Lipki-Oława, a nie chroni, bo od lat nikt go nie remontuje. Jest zarośnięty drzewami i nie spełnia swojej funkcji, a zawsze zalewa nas od strony polderu.
Andrzej Mosiak z oławskiego inspektoratu DZMIUW, odpowiedzialny za inwestycje stwierdził, że Jelcz ma obwałowania, które są naprawiane i to na razie musi wystarczyć. Co do wału w lesie, nie można go naprawiać, bo znajduje się na terenie obszaru chronionego programem „Natura 2000”, gdzie ingerencja w środowisko naturalne jest zabroniona.
- Ten wał powstał w celu ochrony osiedla w roku 1936, czyli dużo wcześniej, niż program ochrony środowiska - kontynuował Hełka. - Czemu nikt nie wziął tego pod uwagę, wprowadzając program ochronny? Dziś środowisko jest ważniejsze niż ludzie. Proponuję więc zamknięcie ulicy Oławskiej. Też biegnie przez chroniony las. To nikomu nie przeszkadza? Dlaczego droga może istnieć, a wał nie?
Andrzej Mosiak tłumaczył, że takie jest prawo i nic nie może w tej sprawie zrobić, bo nie on je uchwala, a musi respektować: - Chcieliśmy budować wały po starej trasie, ale nie uzyskaliśmy na to zgody, więc z konieczności robimy go w innym miejscu.
Deklaracje bez pokrycia
Do rozmowy włączył się obecny na spotkaniu wiceburmistrz Tomasz Kołodziej. Twierdził, że jest jednym ze świadków obietnicy, złożonej w maju przez wojewodę. Wiceburmistrz zadeklarował, że pojedzie pod Urząd Wojewódzki i nie ruszy się stamtąd, dopóki nie znajdą się pieniądze na budowę wałów.
- Panie Kołodziej! Zrób pan jedną malutką rzecz do końca, wtedy będziemy gadać! - ripostował z ironią jeden z mieszkańców. - Cały czas pan obiecuje, a do tej pory nie zrobił nic!
Na słowa wiceburmistrza zareagował też obecny w sali starosta Marek Szponar:
- Z przerażeniem słucham deklaracji z ust człowieka, który przed powodzią twierdził, że nie ma żadnego zagrożenia dla Jelcza. Mówił, że gmina jest doskonale przygotowana. Ma taki zapas piasku i worków, że może nawet przekazać powiatowi. Dalej starosta wytykał władzom Jelcza-Laskowic, czego nie zrobiły i bronił wojewody.
Do dyskusji włączył się prowadzący spotkanie Edward Kociszewski. Upomniał przedstawicieli samorządów, że to nie miejsce i czas na wytykanie sobie zaszłości. - Powiedzcie lepiej, co zrobiliście by nas zabezpieczyć przed kolejną powodzią? - pytał retorycznie. - Ja twierdzę, że nic. Wszyscy urzędnicy nas zbywają. Boją się bezpośredniego spotkania z nami, czego najlepszym przykładem jest dyrektor Gustowska. Od powodzi w 1997 nie zrobiono w tej gminie nic, by nas zabezpieczyć. Nasze pisma pozostają bez odpowiedzi. Kolejny raz się zbieramy i niczego się nie dowiadujemy, bo nie ma tu ludzi, którzy być powinni.
Będziemy pływać jak kaczki
Rozgoryczenie mieszkańców wzmagało się coraz bardziej. Jeden przez drugiego z żalem w głosie krzyczeli, pytając: - Gdzie mamy szukać pomocy? Kto jest odpowiedzialny za zdrowie dzieci, które muszą mieszkać w zawilgoconych murach? Jaki jest sens remontowania domów i wydawania olbrzymich pieniędzy, skoro nadal mamy żyć jak na bombie? Woda może przyjść w każdej chwili i będziemy pływać jak kaczki, bo wały, które są, nie spełniają swojego zadania.
W tym roku na usuwanie skutków powodzi w naszej gminie wydano 17,5 miliona złotych, a przez pięć lat ani grosza, aby nas uchronić przed powodzią. Czy to ma sens? Czy ktoś zastanawia się, jakie są społeczne koszty tej powodzi? Konflikty rodzinne, nerwy, kłótnie, czy kogokolwiek to obchodzi?
Poszkodowani podczas tegorocznej powodzi twierdzą, że rządzący tak naprawdę nie chcą budować wałów i chronić Jelcza, bo zalewanie osiedla jest sposobem na ochronę Wrocławia przed powodzią.
Stowarzyszenie poszkodowanych
Dzień przed zebraniem spotkaliśmy się z członkami stowarzyszenia poszkodowanych przez powódź 2010, które powstało 9 sierpnia tego roku. Założyli je powodzianie z osiedli Jelcz i Łęg, którzy mają dość obietnic i bierności osób odpowiedzialnych za ich bezpieczeństwo. Celem stowarzyszenia jest podejmowanie działań na rzecz poprawy stanu bezpieczeństwa powodziowego na terenie Jelcza-Laskowic. - Nie mamy innego wyboru - mówią Jacek Hełka i Bogusława Kutkowska, członkowie stowarzyszenia. - Skoro nikt się nami nie interesuje, albo zbywa nas kolejnymi obietnicami, sami musimy walczyć o swoje.
W tej gminie nie ma nawet planu działania w sytuacji zagrożenia powodzią, o czym się przekonaliśmy parę miesięcy temu. Nikt nie umie nam powiedzieć, gdzie kończy się polder Lipki-Oława. Tak być nie może. Jeżeli będzie taka potrzeba, zasypiemy urzędy pismami, ale nie damy za wygraną, dopóki nie otrzymamy jasnych odpowiedzi.
Jednym z punktów działania stowarzyszenia jest monitorowanie przebiegu budowy wałów przeciwpowodziowych i remontów. Zdaniem członków stowarzyszenia wał polderowy w Janikowie to jeden z ważniejszych zabezpieczających Jelcz przed powodzią. Ma nie tylko domykać polder Lipki-Oława, ale też kierować wodę z polderu do Odry. Podczas tegorocznej powodzi nie spełnił swojego zadania, bo od lat go nie naprawiano. Był przerwany na kilkunastu metrach. Przez to woda z polderu, zamiast wrócić do Odry, popłynęła przez las do Jelcza-Laskowic.
Powodzianie opierają swoje opinie na informacjach, jakie przekazał im profesor Czesław Szczegielniak, hydrolog z Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu. Jego zdaniem, dla bezpieczeństwa Jelcza-Laskowic najważniejsze są: wał polderowy w Janikowie i drugi w lesie między Jelczem a Hanną, którego się nie remontuje ze względu na program ochrony środowiska „Natura 2000”.
Pozostawieni samym sobie
10 września 2010 członkowie stowarzyszenia napisali kolejny list otwarty do wojewody dolnośląskiego. Tym razem w sprawie polderu Lipki-Oława: - Zawiadamiamy, że urządzenie hydrotechniczne „Polder zalewowy Lipki-Oława”, zlokalizowany niedaleko naszego miasta, jest niesprawny techniczne. Kolejne użycie tego niesprawnego polderu będzie ponownie skutkowało zagrożeniem życia i mienia mieszkańców osiedli Jelcz i Łęg w Jelczu-Laskowicach. W związku z powyższym żądamy natychmiastowej naprawy niesprawnych urządzeń hydrotechnicznych, wchodzących w skład „Polderu Lipki-Oława”. Jednocześnie informujemy, że w przypadku użycia przez administrację publiczną niesprawnego technicznie polderu, będziemy się domagać od Skarbu Państwa pełnego odszkodowania i zadośćuczynienia za poniesione szkody powodziowe, a zarazem zgłosimy do prokuratury fakt popełnienia przestępstwa przez osoby odpowiedzialne za polder.
Stowarzyszenie nie otrzymało żadnej odpowiedzi na list.
W minionym tygodniu rozpoczął się natomiast remont wału w Janikowie. - Nie wiemy, kto to remontuje i na czyje polecenie - mówi Bogusława Kutkowska. - Nikt nas o tym nie informował, chociaż o to prosiliśmy. Podejrzewamy, że remont jest odpowiedzią na nasz list.
Paweł Semenowicz, kierownik oławskiego inspektoratu DZMiUW wyjaśnił na poniedziałkowym spotkaniu, że wał jest naprawiany w ramach remontów, zaplanowanych po tegorocznej powodzi. W sumie w powiecie oławskim uszkodzonych jest 8 wałów. W gminie Jelcz-Laskowice remonty będą prowadzone w pięciu miejscach i zakończą się w listopadzie tego roku.
Stowarzyszenie zapowiada ostrą walkę, chociaż już wiadomo, że nie będzie łatwo. Kolejne urzędy i urzędnicy nie chcą z nimi rozmawiać, albo ich unikają. Nie ma też odpowiedzi na wiele zadanych pytań, w tym kierowanych do władz miasta i gminy Jelcz-Laskowice. Mieszkańcy mają żal do burmistrza i do starosty, że nie umieją się porozumieć i wspólnie działać dla dobra poszkodowanych, i że zostawili ich samym sobie i kolejny miesiąc nie robią nic, by ochronić osiedle Jelcz przed kolejną powodzią. A ta może nadejść w każdej chwili.
Więcej na stronie internetowej: jelcz-laskowice.dyn.pl/jelcz.
Tekst i fot.:
Wioletta Kamińska
[email protected]
Napisz komentarz
Komentarze