Jelcz-Laskowice
Dlaczego upadł Jelcz?
Zamiast Mercedesa“ weszła” do Jelcza spółka z ograniczoną odpowiedzialnością “Głowno-Centrum”. Jelcz odkupił tę spółkę od swego inwestora strategicznego Sobiesław Zasada Centrum SA prawie za 21 mln złotych. Ciekawe, że tę transakcję, sfinalizowaną 29 grudnia 1997, zaproponował zarząd Jelcza. Uzasadnieniem miało być dążenie do dywersyfikacji produkcji oraz zwiększenia przychodów ze sprzedaży. Rzekomo wynikało to z prowadzonej przez Jelcz polityki restrukturyzacji firmy i dywersyfikacji przychodów, a także z tego, że w Głownie i Jelczu prowadzono działalność związaną z produkcją i montażem pojazdów marki Mercedes-Benz. To zaś, zdaniem zarządu Jelcza, miało bardzo ważne znaczenie, gdyż przyszłą współpracę z partnerem niemieckim można było skupić w jednym podmiocie gospodarczym. Trzeba też dodać, że spółka “Głowno-Centrum” miała nowoczesną stację serwisową, autoryzowaną przez firmę Mercedes-Benz. Przewidywano również przyszłe korzyści z udziału spółki “Głowno-Centrum” w programie “Hyundai”. Nabytą spółkę zrestrukturyzowano, tworząc trzy spółki z o.o. - AMZ Głowno, WZMot Głowno i Głowno Serwis. Pierwsza jest w likwidacji, druga - w upadłości, a po trzeciej już nie ma śladu.
Kupno “Głowna” i związane z tym wyprowadzenie z Jelcza co najmniej 30 mln złotych można potraktować jako nietrafioną decyzję biznesową, albo jako gwóźdź do trumny.
W Jelczu nie kontrolowano kosztów. Często skutkowało to sprzedażą wyrobów poniżej kosztów. Takie zdarzenia miały miejsce szczególnie po utworzeniu spółki “Polskie Autobusy”, która negocjowała ceny pojazdów z klientami. Czkawką odbił się brak skutecznej restrukturyzacji fabryki, skutkującej dyscyplinowaniem kosztów. Znawcy zagadnienia twierdzą, że o restrukturyzacji należy myśleć w czasie prosperity firmy. Można więc powiedzieć, że lata 1995–1997, kiedy Jelcz pracował z zyskiem, zostały stracone. Może myślano, że wynegocjowany z inwestorem strategicznym pakiet gwarancji socjalnych załatwia wszystko.
Warto zwrócić uwagę na jedną zmianę personalną, dokonaną w Jelczu w roku 1997. Rada Nadzorcza odwołała Wiesława Cieślę, członka zarządu, dyrektora marketingu i rozwoju. Jego miejsce zajął Edward Edmund Nowak, który wcześniej - jako wiceminister przemysłu i handlu - namawiał jelczan do nawiązania współpracy najpierw z Volvo, później z Zasadą. Żegnając się, Wiesław Cieśla napisał w “Głosie Jelcza”: Los zdarzył, że 31 stycznia 1997 zakończyłem pracę w Jelczu. Zabrakło pół roku, bym mógł obchodzić trzydziestolecie pracy w tym pięknym zakładzie, w którym spędziłem niemal 30 z 49 lat mego życia – to ogromny szmat czasu. Pracowałem nie szczędząc wysiłku. Zawsze z dumą będę wspominał te lata. Na miarę swoich możliwości, wniosłem skromną cząstkę w dostosowanie firmy do działania w warunkach gospodarki rynkowej… Mimo odwołania Cieśla chciał zostać w Jelczu. Widział siebie w roli szefa spółki-córki, produkującej samochody pożarnicze. Okazało się, że była to wizja nie do spełnienia. Znalazł pracę w Neoplanie. Prezes Jelcza Krzysztof Rozenberg później cierpko żartował: - Neoplan i Jelcz korzysta z takich samych dokumentów marketingowych. Z Cieślą odeszło z Jelcza trochę klientów.
Know-how, czyli wiedzę techniczną i technologiczną, potrzebną do stworzenia określonego produktu, wniesioną przez inwestora strategicznego, niektórzy postrzegali jako rzeczywistość wirtualną, mimo że prof. Piotr Wrzecioniarz wycenił ją na 48 mln złotych, które powiększyły kapitał Jelcza. Ta wycena na pewno podobała inwestorowi strategicznemu. Świadczy o tym włączenie pana profesora w skład Rady Nadzorczej, a także ofiarowanie mu symbolicznego gadżetu - breloczka z gwiazdą Mercedesa i jakimiś kluczykami.
Dziś już nieżyjący radca prawny Zygmunt Wolf, wskazując na stertę papierów leżących w szafie pancernej, kiedyś powiedział: - To gówno jest całym know-how. Ktoś inny stwierdził, że know-how od razu opatrzono klauzulą “ściśle tajne”, zamknięto w szafie pancernej i prawdopodobnie nawet zarząd tego nie czytał.
Jelczem nikt specjalnie się nie przejmował. Nawet skarb państwa zrezygnował z tzw. “złotej akcji”, która dawała podstawę do blokowania decyzji niekorzystnych dla spółki. Dlatego bez żadnych przeszkód spółka akcyjna Jelcz Motors mogła nabyć ponad 82 proc. akcji Jelcza za 10 tys. złotych. Na temat okoliczności upadku Jelcza można jeszcze dużo napisać. Wydaje się, że o tym warto porozmawiać z ludźmi, którzy mają większą wiedzę. Zaczniemy od rozmowy z byłym dyrektorem Jelcza - Janem Dalgiewiczem, który na pewno nie przyczynił się do upadku fabryki.
Jerzy Smyk
[email protected]
Fot. archiwum ZS Jelcz
Napisz komentarz
Komentarze