Powiat
Rozmowa o jubileuszu
- II wojna światowa rozpoczęła się 1 września, a oławscy kombatanci świętują tę datę raz trzeciego, innym razem szóstego września. W całym kraju obchodzono jubileusz powstania „Solidarności” 31 sierpnia, a w Oławie będzie to dopiero w niedzielę 12 września. Czyżbyście chcieli brać chyba nie do końca dobry wzór z kombatantów?
- Z tego, co wiem, weterani wojenni swoje coroczne obchody czasami przesuwają w czasie z czysto praktycznych względów. 1 września z reguły zaczyna się u nas rok szkolny, a trudno w tym dniu zmobilizować nauczycieli i młodzież szkolną do wspólnego świętowania z kombatantami. W naszym przypadku jest podobnie, co zresztą niedawno wyjaśniałam na łamach oławskiej gazety. Mówiłam, że cały rok 2010 jest okresem świętowania jubileuszu naszego związku, ale kulminacja obchodów przypadła na przełom sierpnia i września, czyli dokładnie w 30. rocznicę podpisania porozumień szczecińskich, gdańskich i jastrzębskich. Najistotniejsze były te gdańskie, bo akceptowały 21 słynnych postulatów, w tym jeden dla nas najważniejszy - możliwość utworzenia legalnego, wolnego i niezależnego od partii politycznych związku zawodowego. Gdy się ocenia pewne wydarzenia historyczne z nieco dłuższej perspektywy czasowej, to czasami trudno precyzyjnie wskazać datę tego przełomowego momentu. Tak też było w 1980 roku. Pierwsze strajki zaczęły się przecież nie w sierpniu i nie na Wybrzeżu, tylko już w lipcu i na Lubelszczyźnie, a konkretnie w Świdniku. Potem dopiero był Gdańsk, Gdynia, Szczecin, Jastrzębie, a u nas na Dolnym Śląsku - Wrocław, Lubin, Wałbrzych, no i w końcu również Jelcz, gdzie w fabryce autobusów i ciężarówek pracowała wtedy znaczna większość mieszkańców Oławy i okolic.
- Data powstania „Solidarności” może być rzeczywiście dyskusyjna, bo np. statut związku zarejestrował warszawski sąd dopiero 10 listopada 1980, a walka o zalegalizowanie „Solidarności” Rolników Indywidualnych trwała jeszcze dłużej, bo aż do maja 1981. Dużo w wcześniej w PRL istniały podziemne wolne związki zawodowe, w których działał przecież Lech Wałęsa.
- No właśnie, jeśli nie przyjmie się pewnych ustaleń, czasami umownych, ale opartych na jakiejś sensownej podstawie, to można się całkowicie pogubić. Bo przy omawianiu źródeł powstania „Solidarności” można się cofać np. do wydarzeń z grudnia 1970 roku, czy z marca 1968, albo jeszcze wcześniej - do października 1956. A jak ktoś się uprze, to będzie się cofał do Powstania Warszawskiego, do wojny z bolszewikami w 1920 roku albo nawet do Powstania Styczniowego czy Listopadowego. I tak można „wkoło Macieju”. Przyjęliśmy dzień 31 sierpnia jako datę powstania związku, bo jak już wspomniałam, wtedy właśnie władza komunistyczna zgodziła się na utworzenie zarówno wolnego jak i niezależnego od partii związku zawodowego. Wielu młodych ludzi nie zdaje sobie sprawy z tego, jaki to był wyłom w ówczesnym systemie geopolitycznym. To była ta iskra, ten płomyk, który zaowocował w pełni po dziesięciu latach upadkiem systemu komunistycznego i wejściem Polski i innych krajów Europy Wschodniej do wolnego świata.
- Zwrócili na to uwagę nasi posłowie, ustanawiając latem 2005 roku dzień 31 sierpnia „Dniem Wolności i Solidarności”. Chociaż od pięciu lat jest to święto państwowe, a w bieżącym roku powinno być szczególnie czczone, to w Oławie przeszło prawie niezauważone. Na palcach jednej ręki można było policzyć budynki, na których wywieszono flagi narodowe.
- Trudno mi to precyzyjnie ocenić, bo akurat w tym dniu nie było mnie w Oławie. Jak już informowaliście w „Gazecie Powiatowej”, przebywałam wtedy w Gdańsku i w Gdyni, gdzie obradował uroczysty zjazd „Solidarności”. Uczestniczyłam w nim jako delegatka z powiatu oławskiego. Z tego, co wiem, 31 sierpnia nasze reprezentacje związkowe złożyły kwiaty i wieńce pod Pomnikiem Losów Ojczyzny w Oławie oraz pod solidarnościowym krzyżem, obok jelczańskiego wieżowca. W tej drugiej uroczystości wzięli udział liczni przedstawiciele miejscowych władz samorządowych oraz partii politycznych. W Oławie pod tym względem było skromniej, bo tutejsi samorządowcy nastawili się na udział w uroczystościach zaplanowanych na 12 września.
- Była pani jedyną delegatką na sierpniowy zjazd „Solidarności”, ale nie jedyną osobą z naszego powiatu, która w nim uczestniczyła…
- To prawda. Ponieważ zjazd miał charakter uroczysty, zaproszono nań wszystkie nasze związkowe poczty sztandarowe z różnych regionów Polski. Od nas pojechały do Gdańska dwa poczty sztandarowe - z Oławy i z Jelcza-Laskowic. W tym drugim przypadku to był w zasadzie poczet zakładowy z Jelczańskich Zakładów Samochodowych, a w jego składzie byli: Bogusław Świerzko, Grzegorz Kalinkowski i Wiktor Królicki. Grupa oławska, którą tworzyli: Renata Kordysz, Irena Olczyk i Zygmunt Paszek, pojechała ze sztandarem dawnej Międzyzakładowej Komisji Koordynacyjnej.
- W poniedziałek, 6 września, po wakacyjnej przerwie Tomasz Lis wznowił swój autorski program telewizyjny. Jego pierwszym gościem była bohaterka gdańskiego zjazdu Henryka Krzywonos. Na koniec rozmowy z legendarną działaczką „Solidarności” ten znany i wybitny dziennikarz powiedział, że od ludzi, którzy walczyli przed laty o wolność - nie tylko dla Polski, i dla których zawsze bezcenna była międzyludzka solidarność - nie spodziewał się „tak wielkiej kumulacji jadu i nienawiści”.
- Jeśli ktoś po kilka razy dziennie w różnych programach i na wielu kanałach telewizyjnych oglądał tylko wystąpienie Henryki Krzywonos lub gwizdy i tupanie nogami w czasie przemówienia premiera Donalda Tuska, to rzeczywiście mógł odnieść takie wrażenie, jak zaprezentowane przez Tomasza Lisa. Moje jest zupełnie inne. Nie chcę tu jakoś merytorycznie dogłębniej oceniać działanie czy wystąpienie Henryki Krzywonos, niby spontaniczne, a tak naprawdę sterowane politycznie. Świętujemy przecież jubileusz naszego związku i to powinno się odbywać w sposób poważny i godny. Jesteśmy to winni setkom czy nawet tysiącom związkowców, często bezimiennych, którzy w czasach PRL-u, a szczególnie w stanie wojennym, mieli odwagę walczyć o innych i o wspólne dobro. Nie powinniśmy się więc wzajemnie oskarżać, czy też publicznie, w świetle telewizyjnych kamer, prać jakieś nasze stare brudy. Powiem tylko tak, że jeśli trwają jakieś obrady, przy których obowiązują pewne określone reguły, np. w kwestii kolejności bądź sposobu zabierania głosu, to powinno to być przestrzegane. Jeśli ktoś te reguły łamie, to niezależnie od tego, czy robi to świadomie, czy też może „spontanicznie”, takie działanie nie powinno być akceptowane.
- Czy w dzisiejszych czasach, gdy Polska jest członkiem Unii Europejskiej, w której przyjmuje się coraz więcej wspólnych regulacji, w tym wielu prospołecznych, działalność związkowa ma rację bytu?
- Ma, miała i będzie miała. Przynajmniej do czasu, gdy będzie występowała grupa pracowników najemnych. Ona nigdy nie zniknie, zwłaszcza w gospodarce kapitalistycznej, a jak pokazała nieudana i zbankrutowana próba budowy socjalizmu, lepszego niż kapitalizm systemu dotąd nie wymyślono.
- Związki mają być apolityczne i skupiać się na obronie praw pracowniczych. Tymczasem w Polsce często angażują się w bieżące rozgrywki polityczne. Dziś dość powszechnie mówi się, że „Solidarność” jest przybudówką Prawa i Sprawiedliwości…
- Związki zawodowe ze swojej natury są rodzajem opozycji, sprzeciwu czy obrony. W takiej roli jest też dzisiaj PiS i stąd być może wytwarza się to skojarzenie. Do tego dochodzą pewne bliskie nam i PiS założenia programowe, które jednak nie zawsze są zgodne z takimi, czy innymi sympatiami personalnymi. To skojarzenie jest jeszcze potęgowane przez największe media, które raczej nie sprzyjają partii Jarosława Kaczyńskiego. Dziś owe media to już nie czwarta, lecz pierwsza władza. Gdy zechcą, to w okamgnieniu mogą człowieka zupełnie zgnoić, a w innym przypadku potrafią z buraka zrobić intelektualną gwiazdę.
- I to w tych złych mediach można przeczytać lub usłyszeć, że przewodniczący Janusz Śniadek nie może znać prawdziwego losu zwalnianego z pracy górnika czy stoczniowca, bo zarabia 16 tysięcy złotych miesięcznie.
- To jedna z wielu bzdur, jakie krążą w polskiej prasie, nieprzychylnej „Solidarności”. Wynagrodzenia głównych działaczy związku są jawne i łatwo je sprawdzić.
- A jak po trzydziestu latach ma się „Solidarność” w naszym oławskim powiecie?
- Nie powiem, że świetnie, ale nie stwierdzę też, że źle. Mamy obecnie około 700 członków, którzy działają w 17 komisjach zakładowych. Po pewnym regresie, kiedy upadało mnóstwo firm czy zakładów pracy, w tym największy przez lata pracodawca w naszym regionie, czyli Jelczańskie Zakłady Samochodowe, od pewnego czasu obserwujemy systematyczny wzrost liczby członków związku. Coraz bardziej aktywne są komisje i działacze w firmach z kapitałem zagranicznym. Mamy silną reprezentację związkową w spółce „Autoliv”, do „Solidarności” należy około 150 pracowników jelczańskiej „Toyoty”, rośnie liczba członków naszego związku w „Electroluksie”. Patrząc na kwestię rozwoju liczby członków związku z innej strony, mogę powiedzieć, że wcale nie walczymy o sztuczne powiększanie naszych szeregów. Nowe organizacje powstają bowiem najczęściej tam, gdzie źle się dzieje, gdzie pracodawca nie szanuje pracowników, a czasami wręcz chce ich ograbić. Jeśli w firmie czy przedsiębiorstwie jest dobrze, to tam ludzie z reguły nie widzą potrzeby utworzenia reprezentacji związkowej, na zasadzie „sztuki dla sztuki”.
- Dziękuję za rozmowę i życzę udanych obchodów pięknego jubileuszu Panny „S”, która się nam już nieco postarzała…
- No tak, formalnie związek istnieje 30 lat, ale pamiętajmy, że jest w tym długa, prawie dziesięcioletnia wyrwa, jaka nastąpiła po 13 grudnia 1981, a więc po wprowadzeniu stanu wojennego. Nie wszyscy wtedy wytrzymali ten okres łamania charakterów. Za walkę o wolność wielu zapłaciło życiem lub utratą zdrowia. Przede wszystkim im chcemy dedykować nasz tegoroczny jubileusz. Ale nie tylko. Pamiętamy o wszystkich, którzy wnieśli choćby małą cegiełkę w utworzenie i rozwój związku, zarówno w latach 1980 - 1981, jak i w okresie stanu wojennego oraz po 1989 roku. Niektórzy mówią, że w każdym z tych okresów była inna „Solidarność”. Nie zgadzam się z tą tezą. Dla mnie „Solidarność” zawsze była jedna i wciąż jest ta sama. To nie znaczy, że taka sama bo związek musi się cały czas rozwijać, by nadążać za bardzo szybko zmieniającą się rzeczywistością, która go otacza…
Napisz komentarz
Komentarze