Gać
Nasi w telewizji
Ma 51 lat, od 18. roku życia pracuje na kolei, lubi piłkę nożną, boks i dobry film. Ma w sobie coś, co sprawia, że nie boi się kamery. - Dwadzieścia lat temu występowałem w pewnym programie i odgrywałem scenę z „Seksmisji” - mówi. - Byłem też statystą w filmie „Sztuczki”. Kręcili kilka scen na torach w Oławie, a ja akurat byłem w pracy. Pięć razy próbowałem dostać się do teleturnieju „Idź na całość”, ale niestety, nie wybrali mnie.
Przed komisją „Mam talent” stawał dwa razy. Pojechał do Wrocławia i przeszedł pierwsze eliminacje. Zadowolony czekał na te, które będą transmitowane w telewizji TVN. Wiedział, że oprócz jury i ludzi siedzących na widowni, obejrzą go miliony przed telewizorami. Nie zraził się, chciał iść dalej. Pomysł na nietypowy występ pojawił się nagle. Waldemar dał się wcześniej poznać jako mistrz w jedzeniu chałwy. Dwa lata temu, podczas pierwszomajowych obchodów, zorganizowano w Brzegu zawody. Waldemar mówi, że to były takie małe mistrzostwa świata. Pokonał wtedy 10 zawodników. Dostrzegł go ktoś z Warszawy. Kiedy zaczęły się przygotowania do drugiej edycji „Mam talent”, Waldemar odebrał telefon z propozycją występu.
- Zadzwoniła pewna pani i powiedziała, że wie o moim sukcesie z chałwą - wspomina. - Zaproponowała, żebym zjadł coś w „Mam talent”. Nie wypadało odmawiać, przecież dzwonili z telewizji. Pomyślałem, że może kiedyś jeszcze gdzieś mnie zaproszą, a jak odmówię, to szansa przepadnie.
Zastanawiał się, co zjeść. Wybierał między pierogami a bigosem. Chałwa już nie wchodziła w grę.
- Nie wolno mi jeść tyle słodyczy. Gdyby program zobaczył mój lekarz, przy następnej wizycie mógłby wyrzucić mnie z gabinetu - śmieje się.
Pierogi świetnie się nadawały, tym bardziej, że Waldemar był mistrzem również w tej kategorii. Rok temu na dożynkach w Bystrzycy pokonał konkurencję i pochłonął misę pierogów. Wygrał bon wartości 50 złotych na obiad w restauracji. Mimo że tak dobrze mu szło z pierogami, postanowił spróbować czegoś nowego. Padło na bigos. Nie przygotowywał się specjalnie do występu w telewizji, nie jadł bigosu gotowanego według magicznej receptury żony. Po prostu poszedł do „Tesco” i przed programem kupił dwa duże pojemniki bigosu. Zjadł go na zimno...
- Kiedy pierwszy raz startowałem w eliminacjach, bigos był w sam raz, gorzej poszło na drugich. Wtedy kupiłem zamrożony i trochę się martwiłem, ale na występ czekałem od 8 rano do 22.00, więc kiedy wchodziłem na scenę, bigos był gotowy do jedzenia. Niestety, tego etapu nie przeszedłem. A szkoda..., bo później to już Warszawa, luksusowy hotel i może jakieś nagrody.
Jury programu „Mam talent” ze zdziwieniem obserwowało Waldemara, który powiedział: - Zaprezentuję bigos w jedzeniu na czas. Zasiadł do stołu w dwie minuty zjadł kilogram i trzydzieści dkg. Nie przekonał tym Kuby Wojewódzkiego, Małgorzaty Foremniak i Agnieszki Chylińskiej. Podziękowali mu za udział w programie. Zawodnik z Gaci nie zraził się. - Przeczuwałem, że nie przejdę - wspomina. - Nic się nie stało, to przygoda...
Program emitowano
5 września. Kiedy Waldemar przyszedł do pracy, kolega mu gratulował, w Brzegu spotkał mężczyznę, który z samochodu machał mu i krzyczał: - Jak tam bigos? Inni oglądaja się za nim na ulicy i uśmiechają.
Weronika Adamowicz podziwia męża. - Nie miałabym odwagi, żeby wystąpić przed taką publicznością - mówi.
- Nieważne co on tam jadł, ważne, że się nie bał. Stanął przed surowym jury. Oni jak coś czasem człowiekowi powiedzą, to idzie w pięty na całe życie... Tak samo uważają sąsiedzi. Gratulują nam i dziękują za rozsławienie wsi Gać. Do tej pory znali Waldemara z tego, że jest najwyższy w wiosce.
Na serwisie You Tube pojawił się filmik, zatytułowany „Waldemar Adamowicz - zjadacz bigosu na czas”.
W ciągu kilku godzin obejrzało go ponad 4000 użytkowników. Chętnie komentowali materiał. Jeden z internautów napisał: - Gdyby pan Waldemar jeszcze zaśpiewał, to przeszedłby program z palcem... w bigosie.
Agnieszka Herba
Napisz komentarz
Komentarze