Kiczaty wyjaśnia, dlaczego zmodyfikował pomysł Mikosiaka: - Postać księdza Jerzego, przypominająca trochę wyniesione z grobu ciało Jezusa Chrystusa, dominuje na pomniku. Chciałem jednak, aby znalazły się tam także oławskie akcenty, dlatego postanowiłem „przyłączyć” do głównego bohatera dwóch innych męczenników, z okresu II wojny światowej. Ona wciąż jest obecna w świadomości milionów Polaków, także oławian. Jednym z nich jest błogosławiony Bernard Lichtenberg, zamordowany przez hitlerowców za umiłowanie wiary i wolności, bardzo mocno związany z Oławą, bo się w niej urodził i mieszkał. Druga osoba to święty Maksymilian Maria Kolbe, który zginął męczeńską śmiercią w oświęcimskim obozie koncentracyjnym, a od lat patronuje placowi obok oławskiego sanktuarium MBP. Na tym placu stoi drewniany krzyż, wokół którego przez wiele ciemnych lat stanu wojennego zbieraliśmy się na różne, zakazane wtedy uroczystości patriotyczne. Ten krzyż uwzględniłem jako istotną część pomnika.
Realizacja pomysłu budowy pomnika nie była jednak taka prosta. Andrzej Mikosiak zasugerował wykorzystanie dużego głazu, który od pewnego czasu leżał przed oławskim starostwem. Postawił go tam kilka lat wcześniej ówczesny wicestarosta Przemysław Pawłowicz. Okazało się jednak, że mimo zgody kierującej wtedy starostwem Marii Bożeny Polakowskiej, głazu nie można było zabrać, bo potrzebny był do tego potężny dźwig, który nie mógł wjechać na plac, gdzie niedawno położono nawierzchnię z kostki. Według ekspertów z Powiatowego Zarządu Drogowego, nie wytrzymałaby ona nacisku dźwigu, ważącego kilkanaście ton.
Finansowe schody
Mikosiak i Kiczaty jednak nie odpuszczali. Udało się załatwić inny głaz w strzelińskich kamieniołomach, za który musieli dość słono zapłacić. Cały koszt budowy pomnika, wraz z towarzysząca mu infrastrukturą (wybrukowany chodnik, nowe oświetlenie fragmentu placu Kolbego) wyniósł około 10 tysięcy złotych. Kiczaty uważał, że wystarczy pieniędzy bez problemu, jeśli tylko każdy z członków „Solidarności”, których w naszym powiecie było wtedy około tysiąca, da po 10 zł. - Rzeczywistość była jednak smutna - wspomina Andrzej Mikosiak. - Ksiądz proboszcz Andrzej Szafulski pożyczył nam na długi termin 3 tysiące złotych, trochę grosza dorzucił potem poseł Waldemar Wiązowski, ale najwięcej pieniędzy wyłożył Boguś Kiczaty.
Napisz komentarz
Komentarze