Biurokracja i uroczysta odsłona
Wykonania płaskorzeźby na pomniku, według artystycznej wizji Kiczatego, podjął się Leszek Pliniewicz, artysta-rzeźbiarz, który przez pewien czas mieszkał w Oławie i wspólnie z żoną Gabą Prucnal prowadził galerię „Pod Kokotem”. Przy okazji dodajmy, że to właśnie Pliniewiczowie wymyślili trwającą do dziś w naszym mieście coroczną imprezę pod hasłem „Oławski plener malarski”.
Pomnik Męczenników uroczyście odsłonięto w niedzielę 24 października 2004, po zakończeniu mszy świętej w sanktuarium Matki Boskiej Pocieszenia. Nie obyło się przy tym bez pewnych emocji. Mimo usilnych starań i administracyjnych zabiegów, Społecznemu Komitetowi Budowy Pomnika Męczenników, utworzonemu dużo wcześniej przez Mikosiaka i Kiczatego, nie udało się na czas załatwić wszystkich formalnych pozwoleń. Główną przeszkodą był wojewódzki konserwator zabytków, który nie zaopiniował projektu w wyznaczonym terminie. Lokalizację pomnika powinna była także zaakceptować stosowną uchwałą Rada Miejska. Na to też zabrakło czasu. Zrobiono to dopiero późną jesienią 2006, gdy dokonywano zmian w szczegółowym planie zagospodarowania centrum Oławy. Wtedy także zalegalizowano stojący od lat na placu Zamkowym pomnik papieża Jana Pawła II.
Mimo tych formalno-prawnych problemów, w uroczystym odsłonięciu Pomnika Męczenników tłumnie uczestniczyli przedstawiciele władz miejskich i powiatowych, a także związków zawodowych, organizacji politycznych i pozarządowych. Poprzedzającą to wydarzenie mszę świętą celebrował ks. dziekan Stanisław Bijak, a okolicznościowe kazanie wygłosił proboszcz Andrzej Szafulski. - Na krzyżu widnieją trzy daty, to dni śmierci męczenników: Maksymiliana Marii Kolbego, który oddał życie za współwięźnia, Bernarda Lichtenberga, który zmarł w drodze do obozu koncentracyjnego i Jerzego Popiełuszki - wyjaśnił podczas kazania kustosz sanktuarium MBP. - Dwie stojące na pomniku postacie to św. Maksymilian i błogosławiony Bernard. Postać leżąca, w sutannie, ze skrępowanymi nogami, którą podtrzymuje orzeł w koronie, to ks. Jerzy Popiełuszko. Nam dorosłym, pomnik niech przypomina tamte lata, za które oni poświęcili życie. Natomiast kolejnym pokoleniom powinien przypominać o ich przodkach, którzy byli gotowi poświęcić się dla tego, co wielkie.
Po zakończeniu mszy świętej wierni zgromadzili się pod pomnikiem. Przed poświęceniem głos zabrali m.in.: Renata Kordysz z oławskiej „Solidarności”, która wspominała Jerzego Popiełuszkę, oraz Waldemar Wiązowski, który opowiadał o dziejach związku „Solidarność” w powiecie oławskim. Poświęcił obelisk ks. Andrzej Szafulski, a uroczyście odsłonili przedstawiciele władz samorządowych i organizacji społecznych.
Policyjny bokser
Na koniec uroczystości podziękował inicjatorom budowy pomnika za pomysł i realizację burmistrz Oławy Franciszek Październik.
- Przyjąłem to sobie wtedy mocno do serca - wspomina dziś Andrzej Mikosiak. - Tak jak główny bohater pomnika, ksiądz Jerzy, postanowiłem zło dobrem zwyciężać.
Kapelana „Solidarności” brutalnie zamordowali funkcjonariusze Służby Bezpieczeństwa. Gdy po 1989 roku nastała wolna Polska, wydawało się, że już żaden przedstawiciel demokratycznego państwa nie będzie łamał prawa i krzywdził bezbronnych obywateli. Andrzej Mikosiak szybko się przekonał, że w wielu zakątkach „Polski powiatowej” to wciąż jest pobożne życzenie. Był styczeń 1992 roku. Wracał do domu z przepompowni ścieków na ulicy Żeromskiego w Oławie, gdzie pracował. Po drodze miał zabrać córkę ze szkoły. Nie udało się, bo gdy na chwilę zatrzymał się przy odrzańskim moście, podjechała stara wysłużona „nyska”, kiedyś milicyjna, teraz policyjna. - Pan pojedzie z nami na komendę! - usłyszał od funkcjonariusza. To, co się potem działo na komendzie przy ulicy Kopernika, do dziś nie jest dokładnie wyjaśnione. Późnym popołudniem zabrała Andrzeja Mikosiaka stamtąd żona. Jeszcze tego samego dnia wylądował w szpitalu. Lekarze zawiadomili prokuraturę, bo pacjent miał wyraźne ślady pobicia. - Bili mnie fachowo, by tych śladów praktycznie nie było, ale lekarze nie dali się nabrać - wspomina Mikosiak.
Potem, po wielomiesięcznym śledztwie, które prowadził prokurator Henryk Pieńkowski, okazało się, że powodem zatrzymania Mikosiaka przez policjantów było sąsiedzkie pomówienie o kradzież roweru. Gdy Mikosiak wydobrzał i podczas konfrontacji w prokuraturze wskazał konkretnego policjanta odpowiedzialnego za pobicie, ten próbował zastraszyć pokrzywdzonego. - To było 1 czerwca, w Dniu Dziecka, przyszedł pod mój dom i bezczelnie w biały dzień, przy wielu świadkach, także przy dzieciach, zaczął mnie wyzywać, a potem bić - wspomina z wypiekami na twarzy i z drżącymi rękami Mikosiak.
To nie uszło policjantowi na sucho. Po kilkuletnim śledztwie i procesie, w czerwcu 1995 roku Alfred G. został prawomocnie skazany i wydalony z policji. - Tego, co mi zrobił wcześniej na komendzie, nie zdołaliśmy mu prawomocnie udowodnić, chociaż sąd pierwszej instancji przyznał rację mnie i prokuratorowi - wyjaśnia Mikosiak. - Potem policjant wziął sobie mecenasa z najwyższej wrocławskiej półki i ten go wybronił z części zarzutów.
Napisz komentarz
Komentarze