Minkowice Oławskie. 5 lat i 9 miesięcy za śmierć
Było tuż po północy. Chłopiec poinformował matkę o krótkiej przejażdżce do Wójcic. Kilkanaście minut później doszło do tragedii. Auto prowadził 31-letni Artur C. Miał w organizmie 2,5 promila alkoholu. Citroen ax jechał zbyt szybko. Nagle przeciął środek jezdni, wpadł do rowu i koziołkował. Grześ zginął, przygnieciony karoserią. Artur C. nigdy nie miał prawa jazdy. Wcześniej zatrzymano go za jazdę po pijanemu. Od 2007 roku do 2011 miał sądowy zakaz prowadzenia pojazdów.
Dlaczego chłopak o tej porze wsiadł do samochodu? - Było auto, a on uwielbiał przejażdżki - wspomina Edyta, jego druga siostra. - Poza tym Artur dał mu piwo dla kurażu. Sekcja zwłok wykazała, że miał 0,8 promila alkoholu we krwi. Nie zwracał uwagi, że jest już późno. Chciał się przejechać. Tak po prostu...
29 stycznia w oławskim Sądzie Rejonowym zapadł wyrok. Artura C. skazano na 5 lat i 9 miesięcy więzienia. Matka Grzesia nie odwołała się. Była załamana. Nie radziła sobie z dramatyczną sytuacją. - Prawdopodobnie bała się, że może być ukarana za niedopilnowanie syna - mówi Iwona, trzecia siostra Grzesia.
Edyta i Iwona chciały walczyć o sprawiedliwość. Ten wyrok potraktowały jak koszmarny sen. W piśmie do sądu zwróciły się z prośbą o udostępnienie akt sprawy. Chciały pójść do adwokata. Odpowiedź pogrzebała wszelkie nadzieje. - Okazało się, że nie możemy odwołać się od wyroku, bo nie byłyśmy powołane na świadków, nie byłyśmy stronami w sprawie - mówi Iwona. - To już koniec, nic więcej nie zrobimy...
24-letnia Agnieszka ma z Arturem kilkuletnią córeczkę. Nie potrafi wykluczyć go z życia, mimo że konkubent zabił jej brata. Boi się. Mówi, że w końcu wyjdzie z więzienia i ona nigdy się od niego nie uwolni.
- Artur wszystkich terroryzował - mówi Iwona. - Zabraniał Agnieszce kontaktów z nami. Mieszkaliśmy w jednym domu. Oni na górze. Przez półtora roku siostra nie mogła z nami rozmawiać. Groził, że nas pozabija. Pobił mnie, powybijał kilka zębów, miałam spuchniętą twarz. Uszło mu to na sucho. Była rozprawa, ale okazało się, że miałam za małe obrażenia, żeby coś wskórać.
Jakiś czas przed wypadkiem policjanci zatrzymali w Oławie samochód ze stłuczonym światłem. Był w nim Artur, pijany i bez prawa jazdy. Auto zabrano na policyjny parking, wykonano czynności służbowe i mężczyzna wrócił do domu. Właścicielem samochodu był wujek Artura. Odebrał auto następnego dnia. - Pojechali we dwójkę - wspomina Iwona. - To zatrzymanie niczego nie nauczyło Artura. Dalej robił, co chciał.
Mieszkańcy Minkowic Oławskich wiedzieli o wybrykach Artura. Kiedy się upił, był nieprzewidywalny. - Potrafił przejść przez wioskę z młotkiem w ręce i grozić, że powybija szyby - mówi Edyta. - Ludzie bali się. Nie miał szacunku nawet dla dzieci. Przebił dmuchany basen w ogrodzie. Starsze dzieci spały przy basenie, żeby następnego dnia maluchy mogły się kąpać.
Zareagował przyjaciel rodziny Grzesia. Przeczuwał, że stanie się coś złego. Nie mógł znieść, że konkubent Agnieszki notorycznie wsiada za kierownicę pijany. Pechowego dnia spotkał policjantów. - Zgłosił, że Artur w końcu kogoś zabije - tłumaczy Edyta. - Jednak niewiele to pomogło. Policjant powiedział, żeby zadzwonić od razu, gdy tylko ponownie wsiądzie do auta.
- Dlaczego reakcja następuje tylko wtedy, gdy dojdzie do tragicznego wypadku? - pytał przyjaciel chwilę po wypadku na naszej stronie internetowej. - Sam próbuję sobie na to pytanie odpowiedzieć i myślę, że policja powinna bardziej interesować się takimi sprawami...
Policjanci nie mogli podjąć interwencji, bo w chwili zgłoszenia podejrzany o jazdę pod wpływem alkoholu siedział w domu, a nie w samochodzie.
- Funkcjonariusze ze służby patrolowo-interwencyjnej działają w pierwszej kolejności w nagłych wypadkach - wyjaśnia Alicja Jędo z KPP w Oławie. - Jeżeli jest się naocznym świadkiem przestępstwa, należy to zgłosić, wtedy natychmiast jedziemy na miejsce zdarzenia. Patrol policyjny jest jak pogotowie. Najpierw reaguje na zgłoszenia o zagrożeniu zdrowia i życia, później mienia. Nie może być tak, że policjanci wyjeżdżają do zdarzenia, które wydarzyło się jakiś czas temu i nikt nie jest w stanie udowodnić, że rzeczywiście stało się coś złego.
Od rozmów i pouczeń są dzielnicowi. Jeżeli jest podejrzenie, że ktoś nadużywa alkoholu i później wsiada do auta, należy to zgłosić. Dzielnicowy w takiej sytuacji idzie do rodziny i rozmawia. Gdyby w chwili wykonywania telefonu na komendę podejrzany wsiadał za kierownicę, policjanci natychmiast interweniowaliby.
Znajomy rodziny chciał pomóc, ale nie udało się zapobiec tragedii. Tego samego dnia zginął Grześ.
- Był taki kochany - wspomina Iwona. - W szkole miał wielu przyjaciół, bo był po prostu dobry. Potrafił bezinteresownie pomóc i tym zjednywał sobie ludzi. W domu opiekował się młodszymi dziećmi, świetnie sobie radził. Maluchy wciąż mówiły, że chcą zostać z Grzesiem. Był niezastąpiony...
*
Artur C. spędzi w więzieniu kilka lat. Na swoim koncie ma inne przestępstwa, m.in. drobne rozboje. Z tego powodu już wcześniej miał trafić do aresztu. - Unikał kary, bo to nie były wielkie sprawy - mówi Edyta. - W areszcie nie było dla niego miejsca. Czekał na swoją kolej...
Agnieszka Herba
[email protected]
Po publikacji artykułu „Śmierć 15-latka” („GP-WO”, nr 42/2009) internauci zabrali głos. Na naszym portalu wspominali Grzesia i bezwzględnie wypowiadali się o Arturze:
@
Znałam tego chłopaka. Chodził ze mną do szkoły. To straszne, bo przecież on nie był niczemu winny, a zginął przez takiego idiotę.
@
To był mój kolega, a pomyśleć, że wczoraj dawałem mu cześć.
@
Grzesiu [*] kolega mój: ( A przedwczoraj jeszcze z nim rozmawiałam...: (...Sam powiedz, dobry chłopak zginął. Chciał żyć, chciał dobiec do marzeń, które sam sobie w życiu zawsze tworzył; (Zabrałeś mu oddech, spełnienia celu nie dożył...; (Grzesiu na zawsze w naszych sercach [*]:(
@
Grześko byłeś fajnym chłopakiem! Ciężko pogodzić się z myślą, że nie ma Ciebie już!!!
Miałeś zaledwie piętnaście lat, cały świat u stóp...
W sercach tych, którzy Cię znali, kochali, lubili pozostawiłeś ogromny ból, smutek, tęsknotę i żal... Dlaczego, dlaczego TY?
Napisz komentarz
Komentarze