Boże Narodzenie
Jelena Kutia od jedenastu lat mieszka w Oławie. Pod koniec lat 90. ubiegłego wieku podjęli z mężem Jewgienijem odważną decyzję. Opuścili wielką metropolię, rodzinny Kijów - aby zamieszkać w prowincjonalnym miasteczku w Polsce. Powiodło się - Jewgienij otworzył fabrykę wyrobów z granitu i marmuru w Skarbimierzu, Jelena prowadzi zakład kosmetyczny. Syn Alek skończył oławski ogólniak i studiuje dziennikarstwo we Wrocławiu.
- Kto potrafi lepiej świętować: Polacy czy Ukraińcy? - pytam sympatyczną blondynkę.
- Podoba mi się, że u was tak ważna jest tradycja - odpowiada. - W krajach byłego Związku Radzieckiego nie jest z tym najlepiej...
Ale Jelena stara się ją zachowywać. Co tydzień jest na nabożeństwie w prawosławnej cerkwi we Wrocławiu. W jej oławskim zakładzie, obok półek z kosmetykami i lakierami, można dostrzec ikony Matki Bożej i świętych. Kiedy z Kijowa przyjeżdża mama, chwali córkę, że kutię potrafi zrobić lepiej niż ona.
Na targowisku obok oławskiego dworca PKS handlują z powodzeniem trzy ormiańskie rodziny. - Jeszcze dzień, i biorę się za szykowanie kolacji - mówi Seda Sargsyan.- Główna różnica w świętach jest taka, że my prezenty dajemy sobie na Nowy Rok. Ponieważ teraz mieszkamy w Polsce, życzenia noworoczne od naszych rodzin i przyjaciół otrzymujemy o 21.00, bo różnica czasu między naszymi krajami wynosi trzy godziny.
- Tęsknię za świętami w Armenii - wyznaje Rachik Loggyan. - Od 6 do 13 stycznia nieustannie się odwiedzamy, składamy sobie życzenia i biesiadujemy. Mamy wspaniałe trunki, znane na całym świecie, niedawno dużą wytwórnię koniaków kupili Francuzi. Czwórka moich dzieci, urodzonych w Polsce, nie rozumie za czym tata tak tęskni. No, ale oni jeszcze nie byli w Armenii...
Pod wezwaniem Bogurodzicy
Największym skupiskiem chrześcijan obrządku wschodniego w Oławie jest greckokatolicka parafia pw. Narodzenia Najświętszej Bogurodzicy. 160 wiernych, w większości potomków rodzin łemkowskich, wygnanych z miejscowości Bielanka w gminie Gorlice w ramach niechlubnej akcji „Wisła”. Proboszcz ks. Lesław Łesyk mówi, że czas Bożego Narodzenia jest dla niego okazją, aby poznać tych parafian, którzy na co dzień nie pojawiają się w cerkwi - czy to z racji wieku, czy oddalenia od Oławy. - Wprawdzie nie przychodzą na nabożeństwa, ale chcą podejmować księdza w swoich domach - opowiada młody duchowny. - Świadczy to o ich przywiązaniu do Kościoła. Dla mnie to wyjątkowy moment, żeby nawiązać z nimi bliższy kontakt, bo pytają o wiele spraw, nie tylko związanych z wiarą.
Grekokatolicy cieszą się, że mają więcej dni do świętowania. Pierwszy - w którym oddają hołd nowo narodzonemu Chrystusowi, drugi - poświęcony najświętszej rodzinie, trzeci zaś, obchodzony ku czci pierwszego chrześcijańskiego męczennika, św. Szczepana. Problemem jest to, że nie mają tych dni wolnych od pracy. Ale od lat biorą urlopy w tym okresie.
Święta obchodzone są podobnie jak w tradycji zachodniej, choć nie brakuje różnic. Zamiast opłatkiem, dzielą się poświęconą w kościele prosforą, czyli pszenną bułeczką, pieczoną na zakwasie. Podczas kolacji macza się ją w miodzie, jako symbolu bogactwa, albo naciera czosnkiem, co - jak twierdzi Mirosław Śpiwak - ma zapewnić zdrowie. Oryginalną potrawą jest żur owsiany. Łemkowie, podobnie jak Polacy, szczycą się bogactwem kolęd. Są takie, które przyjęły się od zachodnich katolików, są oryginalne, ze wschodnim rodowodem. - Najpopularniejszą kolędą jest Boh predwicznyj - mówi Jerzy Kawecki. - Śpiewamy ją oczywiście również w naszym domu. Ks. Łesyk dodaje, iż tradycje świąteczne były tak bogate, że zdarzały się miejscowości, które miały kolędy, nie znane nigdzie indziej. Wspomina, że oławianie starają się zachować to dziedzictwo poprzez spisywanie pieśni przekazywanych w ustnej tradycji. Dotychczasowy komendant powiatowy Straży Pożarnej w Oławie, a obecnie zastępca komendanta dolnośląskiego Jerzy Łabowski posiada w swoich domowych zbiorach wiele śpiewników, historycznych i współczesnych.
Po świętach przychodzi wschodni Sylwester, nazywany Małanką. Śpiwak zwraca uwagę, że w kalendarzu ten dzień to także imieniny Melanii. Kto może, wyjeżdża do większych skupisk łemkowskich we Wrocławiu bądź Legnicy, aby wziąć udział w tradycyjnych zabawach. Na zakończenie okresu świątecznego - Jordan, czyli chrzest pański, obchodzony wyjątkowo uroczyście, poprzedzony Wigilią, tak jak przed Bożym Narodzeniem. Właśnie z tej okazji oławska społeczność łemkowska spotyka się na uroczystej kolacji, którą można porównać do katolickich opłatków. Na te uroczystości przychodzą prawosławni i rzymsko-katoliccy członkowie rodzin i przyjaciele grekokatolików.
Bogactwo Rzeczypospolitej
Jest to wydarzenie, które każe myśleć o bogactwie kulturalnym dawnej Rzeczpospolitej, państwie wielu narodów i kultur. Taką Polskę pamięta Michał Mazur, urodzony przed wojną w Podhajcach na Podolu. - W naszym mieście żyli Polacy, Ukraińcy i Żydzi. Myśmy mieli kościół św. Trójcy, a Ukraińcy swoją cerkiew, ale nie było różnicy. Oni przychodzili na nasze święta, my chodziliśmy do nich. Pamiętam jak w wieku kilku lat chodziłem winszować do babci Anny, drugiej żony mojego dziadka, która była Ukrainką. Tak mówiłem: „Szczo dobryj weczer wam hospodońku! Ja u was, ja u was, a wy hruba jak bas”. („Dobry wieczór gospodyni! Ja u was, ja u was, a wy gruba jak kontrabas”). A babcia odpowiadała mi „Padna hodyna”. („Co za nieszczęście...”).
Również w Złoczowie i w powiecie, skąd pochodzi wielu starszych oławian, wschodnie Boże Narodzenie było wielkim wydarzeniem. O koegzystencji dwóch wyznań świadczyły świątynie katolickie i greckokatolickie położone w bezpośredniej bliskości. Szczególnie malownicze było święto Jordanu. Procesja, która wychodziła ze złoczowskiej cerkwi, kierowała się do źródełka położonego pod wzgórzem, przy zamku Sobieskiego. Tam wierni nalewali do buteleczek święconą wodę i pili ją dla zachowania zdrowia.
Tekst i fot.: Xawery Piśniak
Napisz komentarz
Komentarze