Janików. Sylwetka hobbysty
Kiedyś, podczas jego prelekcji na konferencji radiokomunikacyjnej, młody mężczyzna z publiczności nachylił się do swojego kompana i powiedział: - Ty, ale po co oni robią te łączności - internetu nie mają?!
Tomasz Niewodniczański śmieje się z takich ignorantów. Jak można podważać sens tego, co stało się pasją tak wielu osób? Krótkofalarstwu oddał większość lat swojego życia. Zbudował powyżej stu odbiorników i nadajników radiowych. Nawiązał połączenia ze wszystkimi krajami świata i zagubionymi na oceanach wyspami, które znają tylko marynarze i krótkofalowcy. W międzynarodowych zawodach radioamatorów osiągnął najwyższe laury. Jest mistrzem świata 2005 w kategorii nadajników do 5 watów i kapitanem polskiej reprezentacji, liczącej niemal 110 zawodników.
Dandys przed pokrętłami
Pracownia Niewodniczańskiego ma 8,5 metra kwadratowego. Na starym biurku stoją dwa transceivery, wzmacniacz, kilka sterowników do anten... Wśród urządzeń o “słusznych” rozmiarach gubi się plazmowy ekran komputera. Przepastna szuflada kryje pożółkłe numery “Polskiego krótkofalowca”, rocznik 1960. Na bocznych półeczkach porozrzucane lampy, transformatory, przełączniki i inne części, przydatne do konstruowania radioodbiorników, wzmacniaczy i konwerterów. Mapa wisząca nad biurkiem przedstawia podział świata według krótkofalowców. Każdemu krajowi przyporządkowany jest odpowiedni prefiks. Regał zapełniają książki. Wśród nich kilka albumów w płóciennej oprawie. Do nich, począwszy od 1964, Niewodniczański odręcznie wpisywał dane swoich połączeń. Na okładce książki, która ukazała się w 1999, z okazji stulecia krótkofalarstwa (wydanie limitowane, numer 570) widzimy mężczyznę w stroju angielskiego dandysa z XIX wieku. Ma dumny wyraz twarzy, w ręce dzierży słuchawkę w kształcie kielicha, a przed nim stoi potężna maszyneria z masą pokręteł, kabli i wskaźników.
Sprzętu się nie kupowało
W maju minęło 45 lat, od kiedy Niewodniczański otrzymał licencję. Nie obchodził tej rocznicy uroczyście. Postanowił, że wybuduje replikę swojej pierwszej radiostacji lampowej, wystara się o specjalny znak (każda stacja krótkofalarska ma swój symbol) i przeprowadzi jubileuszowe łączności. Dokładnie tak jak wtedy.
W 1964 roku nie kupowało się sprzętu. Tomka, który jako jedyny ze swojego kursu zdał egzamin i mógł się szczycić, że był najmłodszym krótkofalowcem w kraju, czekało kolejne zadanie: wybudować sobie własną stację. Już wcześniej dłubał przy radioodbiornikach i wzmacniaczach, więc to nie było problemem. Bardziej dokuczał obowiązek odczekania pewnego okresu, w którym służby państwowe “prześwietlały” początkujących krótkofalowców. Wystarczył donos sąsiada, udział w protestach 1956 roku lub podejrzanie długie łączności z Zachodem, żeby na zawsze pożegnać się ze swoją licencją.
W przypadku Tomka procedura nie trwała długo.
- Przyszedł dzielnicowy, zapytał sąsiadów z bloku, co ja za jeden. Odpowiedzieli mu: “a taki chłopaczek, co się bawi w harcerstwo”, i było po wszystkim. Przysługiwały mu tylko dwa z sześciu pasm krótkofalarskich, miał pozwolenie wyłącznie na telegrafię, ale wreszcie mógł nawiązać swoje pierwsze łączności!
Świetnie cię słychać SP6T
- Sierra papa six tengo! Sierra papa six tengo! - Tomasz Niewodniczański wywołuje nadawcę z wyspy położonej u brzegów Irlandii. Wpadające w ucho zawołanie to nic innego jak międzynarodowe rozwinięcie skrótu stacji Niewodniczańskiego: SP6T. Irlandczyk nie reaguje. - No to potraktujemy go tak, że z krzesła spadnie - mruczy pod nosem Tomasz i lewą ręką odpala własnoręcznie skonstruowany wzmacniacz. Teraz jego stacja ma pięciokrotnie większą moc. - Sierra papa six tengo! Sierra papa six tengo! - ponawia swój meldunek. - Świetnie cię słychać sierra papa six tengo - odzywa się krótkofalowiec z Irlandii. Po tej próbce łączności fonicznej, Tomasz prezentuje zastosowanie telegrafii. I nie jakieś tam “po sąsiedzku”, tylko prawdziwie daleką łączność, za którą na zawodach dostaje się maksimum punktów. Ze specjalnej strony internetowej Niewodniczański dowiaduje się, kto aktualnie jest w eterze. Wynajduje nadawcę z Malezji. Jest słyszalny w Niemczech, więc bez trudu powinniśmy złapać go na Dolnym Śląsku. Krótkofalowiec zaczyna kręcić gałką, szukając właściwej częstotliwości. Rozbrzmiewają charakterystyczne odgłosy fal radiowych o wysokiej amplitudzie. Żeby łatwiej złapać łączność Niewodniczański obraca na południowy wschód swój system antenowy. Mamy go! Z odbiornika płynie rytmiczny kod alfabetu Morse’a. Tomasz chwyta za klucz do nadawania Morsem i odpowiada. Przez chwilę trwa wymiana wiadomości. Potem Niewodniczański obraca się i mówi: - To Polak. Jest na wyprawie krótkofalarskiej w Malezji. Zna mnie. Powiedział: - Cześć Tomek.
Bunt żony
Krótkofalowcy wyżywają się w różnych dziedzinach. Tacy jak Niewodniczański regularnie mierzą swoje siły w zawodach. Jest ich bez liku. Krótkofalowiec z Janikowa uzbierał już ok. 100 dyplomów. Organizowane na całym globie, z najrozmaitszych okazji. Gdański klub przeprowadził w 69. rocznicę napaści Niemiec na Polskę siedmiodniowy maraton łączności pod hasłem “Westerplatte broni się nadal!”.
Niewodniczański startuje od lat w oficjalnych mistrzostwach świata w krótkofalarstwie. W 2005 roku, w kategorii mininadajników do pięciu wat, był najlepszy. Miejsca w pierwszej dziesiątce to standard. Żeby osiągnąć takie sukcesy, trzeba mieć świetny sprzęt, niemałą wprawę, ucho nietoperza i żelazną kondycję. - Przeskakujemy z częstotliwości na częstotliwość, korzystamy z obrotowych anten. Początkujący nie jest w stanie wyłowić z pasma trzasków i szumów nadawanych komunikatów. A ja tam słyszę stacje radiowe. Kiedy zdobywałem mistrzostwo świata, wytrzymałem bez snu 43 z 48 godzin, bo tyle trwają zawody.
Radiowcy bez wyczynowego zacięcia spędzają wiele godzin na pogaduchach. Tworzą specjalną kategorię krótkofalowców i mogą ubiegać się o dyplom “przeżuwaczy szmat”. Warunek jest jeden: podczas połączenia kwalifikacyjnego trzeba przez pół godziny mówić na jakiś mało znaczący temat. Przysłuchują się temu doświadczeni “przeżuwacze”, po czym decydują, czy pretendent rzeczywiście nadaje się do tego, aby wzmocnić grono pleciug.
Niektórych pochłania techniczna strona krótkofalarstwa. Specjalizują się w konstruowaniu urządzeń. Niewodniczański funkcjonował tak przez długi czas. Budował nadajnik, rozbierał go i tworzył nowy. Był świadkiem rozwoju techniki radiowej. Stacje lampowe ustępowały miejsca tranzystorom. Nadajniki i odbiorniki poszły w kąt, kiedy pojawiły się transceivery, czyli urządzenia łączące obie funkcje. Sprzęt własnej roboty wyparła produkcja fabryczna. W jego przypadku przyczyniła się do tego żona. Widziała, jak po pracy bierze się za lutownicę i tak spędza całe wieczory. W końcu nie wytrzymała i kazała mu kupić sprzęt firmowy. Tomasz był zachwycony z supernowoczesnego wyposażenia, a pani Zofia - że mąż ma teraz dla niej więcej czasu.
Rezonans srebrnego globu
Powszechne wśród krótkofalowców jest zbieranie “krajów”. Jest ich nieco więcej niż tych z politycznej mapy świata. Na przykład ulica w Rzymie, należąca do kawalerów maltańskich, liczona jest jako osobny kraj. Kuriozalnym przypadkiem jest archipelag Scarborough. To rafy koralowe między Filipinami, Tajwanem a Chinami. Na kilku milach kwadratowych rozsiane są skałki wielkości stołów. Po tym jak prywatny właściciel wszedł w posiadanie archipelagu i zarejestrował tam organizację krótkofalarską, posiadanie łączności z tym zakątkiem świata jest absolutnym hitem wśród radioamatorów.
Inwencja hobbystów jest nieograniczona. Zbierają połączenia z wyspami, zamkami lub latarniami morskimi. W Polsce kolekcjonują gminy i powiaty. Niewodniczański planuje właśnie historyczną wyprawę. Na Scarborough krótkofalowcy lądowali już trzykrotnie, w gminie Domaniów jeszcze ani razu. Dlatego chce wybrać się tam z kolegą i przeprowadzić pionierskie połączenia. Co roku w lipcu można rozmawiać z krótkofalowcami nadającymi z okrętów wojennych - muzeów. Niewodniczański zaliczył krążownik “Aurora”, pancernik “Missouri”, na którym Japonia podpisała akt bezwarunkowej kapitulacji, oraz bazę wojskową Pearl Harbor. Podczas licznych podróży po świecie odwiedzał te pływające muzea. Myśl, że miał już z nimi łączność radiową, dawała dodatkową satysfakcję.
Z zupełnie ekstremalnym wyczynem spotkał się u kolegi na Malcie. Ten krótkofalowiec zasmakował w nadawaniu i odbieraniu połączeń odbijanych od księżyca i powracających stamtąd na ziemię.
- Odegrał mi takie łączności z magnetofonu. “Ale ja tu niczego nie słyszę!” - powiedziałem mu. “Spróbuj jeszcze raz.” Po 10 przesłuchaniach umiałem odcyfrować przekaz telegraficzny. Ale nie były to zwyczajne sygnały, tylko minimalna zmiana ciśnienia akustycznego w uchu.
Skandalista z góry Atos
Przeprowadzone łączności trzeba udokumentować. Kiedy uzbiera się ich odpowiednia liczba, krótkofalowiec przesyła rozmówcom kartę ze swoim znakiem, zdjęciem, albo motywem z ojczystego kraju. Album Niewodniczańskiego zawiera karty niemal ze wszystkich krótkofalarskich “krajów”, również takich, które już nie istnieją, np. German Democratic Republic. Brakuje tylko jednego połączenia: ze ściśle strzeżonym rezerwatem Navassa na Karaibach. Krótkofalowcom udało się tam dostać tylko jeden raz w historii. Potem Amerykanie nikogo już nie wpuszczali.
W zbiorach hobbysty z Janikowa można znaleźć wiele perełek. Pożółkłe karty z dawnych republik radzieckich, przedstawiające dzielnych mołodców pochylonych nad radiowym sprzętem i symboliczną jutrzenkę. Prześmieszne obrazki z archipelagu Scarborough. Stacje zainstalowane na małych kamieniach i ocean aż po horyzont. Brodatą twarz Apollosa, prawosławnego mnicha, który szokuje na świętej górze Atos posiadaniem podejrzanego, “nowoczesnego” sprzętu i oddawaniu się tak niesłychanej próżności. Z wieloma kartami łączą się historie. Tę poplamioną, z 1965 roku, uratował ze śmietnika, dokąd trafiła za sprawą jego mamy, nieświadomej jak cenną rzecz wyrzuca z domu. Wyjątkowa jest również karta ze strefy Kanału Panamskiego. W 1967 Niewodniczański nawiązał łączność z amerykańską bazą wojskową, którą wkrótce zlikwidowano.
Ze wszystkich rozmów przeprowadzonych w tamtym okresie tylko ta jedna pozostawała nieudokumentowana. Wiele lat później Tomasz natrafił w internecie na hobbystę, który posiadał archiwum łączności przeprowadzonych na tej bazie. Bezzwłocznie się z nim skontaktował, a tamten odesłał mu kartę z dopiskiem: jestem szczęśliwy że mogę potwierdzić tę łączność po 32 latach!
Antena zamiast przewodnika
Krótkofalowiec może czuć się na całym świecie jak u siebie w domu. Tomasz Niewodniczański często wyjeżdżał służbowo za granicę. Miał oryginalny sposób zwiedzania miast. Nie korzystał z przewodników opisujących najsłynniejsze zabytki, lecz rozglądał się po dachach. Spostrzegał antenę, szukał okna, do którego prowadziły kable, obliczał sobie piętra, meldował się na miejscu, i przyjmowano go jak u swoich. Nie wszędzie było łatwo. Zrozumiałe, że w ten sposób nie mógł wpaść do króla Hiszpanii Juana Carlosa, choć wypatrzył na jego pałacu anteny i wiedział, że jest krótkofalowcem. Musiał nachodzić się po krętych uliczkach Wenecji, żeby wreszcie kabel wskazał mu właściwe mieszkanie. W Stanach Zjednoczonych przystąpił do egzaminu na amerykańską licencję. Było to nie lada sztuką: wyższe wymagania i obcy język... Kiedy zapytał, czy może skorzystać ze słownika, odparli: “Przecież to amerykański egzamin!” - A do nas tylu Niemców przyjeżdża zdawać, bo jest łatwiej, i wtedy im wszystko tłumaczymy... - komentuje.
Na zawsze zapamięta przygodę, która spotkała go w Wiesbaden. Niemieccy krótkofalowcy urządzali podsumowanie roku. Statystyki przeprowadzonych połączeń, okolicznościowy film, potem rozmowy starych znajomych przy grzanym winie. Niewodniczański przypomniał sobie, że swoją pierwszą łączność miał właśnie z Wiesbaden. - Dokładnie zapamiętałem imię i nazwisko oraz znak korespondenta: Paul Bregger, DJ1MU. Zapytałem, czy jest tu taki. Pokazali mi mężczyznę rozmawiającego z kolegą. Podchodzę do niego i pytam “DJ1MU”? “Tak”. “Cześć, SP6AYP”. A facet siada... Ja mówię: “Co ci jest?”. A on mi na to: “Czy wiesz, że to była moja pierwsza łączność?”.
Około stu krótkofalowców z ośmiu krajów europejskich i z Brazylii spotka się od 21 do 23 sierpnia
w Janikowie. Dla wielu będzie to pierwsza okazja, aby zobaczyć się twarzą w twarz z kolegami, których znają z zawodów o mistrzostwo świata. W niedzielne przedpołudnie uczestnicy gminnych dożynek będą mogli skorzystać z obecności radioamatorów i zapoznać się z pracą stacji krótkofalarskich.
Xawery Piśniak
Fot. www.scarboroughreef.com i Xawery Piśniak
Napisz komentarz
Komentarze