Czwartek 21 maja
Kolejny dzień na historycznym szlaku II Korpusu. Kierujemy się do wyzwolonej przez naszych żołnierzy Ancony. Po drodze cała wyprawa jedzie nieco w bok od głównej trasy, do Grottazzolina. Dlaczego do tego miasteczka? Miałem ze sobą frontowe zdjęcie dziadka, wykonane u fotografa w „Foto Balacco”, właśnie
w Grottazzolina. Po prostu nie mogłem tam nie pojechać. Członkowie wyprawy zaakceptowali mój „rodzinny” fragment trasy (za co szczególnie dziękuję) i pojechaliśmy. Grottazzolina okazało się pięknym miasteczkiem, położonym typowo na szczycie wzgórza. Kiedy zauważono naszą grupę, po chwili pojawił się burmistrz, zaprosił nas i przyjął w sali posiedzeń rady, wręczył proporczyk miejscowości. My również pozostawiliśmy nasze pamiątki. I kolejne spotkanie, z synem właścicielki „Foto Balacco”, który pokazał miejsce, gdzie było studio fotograficzne. Jestem wzruszony - tu kiedyś przez chwilę był mój dziadek. Niestety, szklane negatywy ze zdjęciami wielu polskich żołnierzy nie przetrwały, a sam zakład został zamknięty w latach 90. W tym samym miejscu poznaliśmy wnuczkę polskiego żołnierza Władysława Czarneckiego, który ożenił się z Włoszką i został tu po wojnie. Wnuczka naszego, już nieżyjącego weterana, zaprosiła nas wszystkich do swojego domu, pokazała pamiątki po swoim dziadku i po wielu innych żołnierzach, którzy zostali w tej miejscowości. To było kolejne niezwykłe spotkanie. Żal było odjeżdżać - ale wiemy, że mamy przyjaciół w pięknym Grottazzolina. Tego dnia wieczorem dotarliśmy do Porto Recanati, w pobliżu Loreto. W Loreto tuż obok bazyliki znajduje się kolejny polski cmentarz wojskowy, ponad tysiąc grobów naszych rodaków. Bazylika i cmentarz już zamknięte, ale nasze flagi na jeepach zostały zauważone przez polskie zakonnice z klasztoru, jedna z sióstr przyszła do nas z kluczami
i mogliśmy do późna pozostać na cmentarzu. Tradycyjnie zapaliliśmy znicz na każdym grobie i wraz
z siostrą odmówiliśmy modlitwę za dusze poległych żołnierzy.
Piątek 22 maja
Jedziemy do Potenza Picena. W tym miejscu stacjonował po wojnie nasz 4. pułk „Skorpionów”. Przede wszystkim jedziemy na stadion. To także „nasz” obiekt sportowy, zbudowany po wojnie przez polskich żołnierzy i dlatego nosi nazwę właśnie „Skorpion”, co również zapisano na tablicy pamiątkowej przy wejściu. Na świetnie utrzymanym stadionie rozegraliśmy
(w mundurach) krótki mecz, następnie pojechaliśmy do ratusza, gdzie oficjalnie przyjęto naszą grupę. Nie byliśmy zapowiadani czy umówieni, a pomimo to przyjęcie było „na najwyższym szczeblu”.
Z Potenza Picena jedziemy do Ancony, brakuje nam czasu na zwiedzanie miasta, pozostaje jedynie przejazd głównymi ulicami i kilka zdjeć, podróżujemy dalej w kierunku Rimini. Na nocleg zatrzymujemy się w Misano Adriatico. W tym dniu mieliśmy pierwszy i jedyny problem z niezawodnymi jeepami. W jednym z nich pękła miska olejowa. Pomimo że to był piątkowy wieczór, we włoskim warsztacie udało się załatać miskę i rankiem samochód był gotów do dalszej drogi.
Napisz komentarz
Komentarze