- Jak się czuje szkoleniowiec drużyny piłkarskiej, któremu nie udało się osiągnąć celu założonego przed sezonem?
Reklama
Z Jackiem Opałką - byłym trenerem trzecioligowej drużyny MKS Oława - rozmawia Krzysztof Andrzej Trybulski
- Jeśli mam mówić o swoim przypadku, to na pewno nie tryskam radością, ale także nie rozpaczam i nie przecinam sobie żył. Problem polega na tym, że nie byłem od początku do końca tą główną osobą, odpowiedzialną za realizację celu, o którym pan mówi, a którym miało być wywalczenie awansu do II ligi. Jestem w dość trudnej sytuacji, by to dokładnie i precyzyjnie wyjaśnić. Każde moje krytyczne słowo może być odebrane jako próba wybielenia własnej osoby i jednoczesnego dezawuowania moich poprzedników w funkcji pierwszego trenera MKS, zwłaszcza Wiesława Urycza, jego asystentem byłem przez pewien czas.
- Z tego, co wiem, Jacek Opałka miał pomagać Zbigniewowi Mandziejewiczowi, a “ożeniono” go z kontrowersyjnym Wiesławem Uryczem…
- Pewien zbieg okoliczności sprawił, że pojawiłem się na oławskim stadionie 7 stycznia tego roku i rzeczywiście miałem być asystentem trenera Mandziejewicza, ale kierownictwo klubu dwa lub trzy dni później podjęło decyzję o zmianie szkoleniowca. Zaproponowano mi pozostanie w MKS i współpracę z nowym trenerem, na co po krótkiej rozmowie telefonicznej z Wiesławem Uryczem w zasadzie od razu przystałem…
- Był pan tą osobą, która wprowadziła trochę nowoczesnej myśli szkoleniowej do małego prowincjonalnego klubu, z wielką chlubną tradycją drugoligową, ale już dawno zapomnianą. To laptop ze specjalistycznym oprogramowaniem, nagrywanie kamerą spotkań sparingowych i późniejsze analizowanie materiału filmowego.
- To wszystko, co pan wymienił, w dzisiejszym futbolu jest już standardem. Rzeczywiście w takich małych klubach jak MKS Oława może jeszcze nie powszechnym, ale już naprawdę coraz częściej stosowanym, nawet w zespołach grających w klasie “A”. To głównie uzależnione jest od chęci i zaangażowania. Pokolenie trenerskie, do którego się zaliczam, a więc trzydziesto- i czterdziestolatków, traktuje te nowoczesne narzędzia pracy jako rzecz całkiem normalną, wręcz niezbędną. To jednak nie wystarcza. Samym laptopem czy kamerą meczów się nie wygrywa. To są tylko narzędzia pracy, bardzo pomocne, wręcz niezbędne, ale nie jedyne…
- Co kryje laptop trenera Opałki?
- Korzystam ze specjalnego oprogramowania, ale już dość powszechnego, które pozwala np. dokładnie rozrysować przedmeczowe założenia taktyczne, opisać i pokazać sposoby wykonywania stałych fragmentów gry, ustawienia poszczególnych formacji, itp. itd. Służy też do analiz statystycznych, dotyczących zarówno całej drużyny jak i poszczególnych zawodników. Pozwala również kontrolować stan wydolności fizycznej oraz ilość kontuzji bądź urazów wszystkich graczy…
- Czy po kliknięciu na którąś z pańskich laptopowych ikonek wyświetli się odpowiedź na pytanie, dlaczego MKS Oława nie awansował w tym roku do II ligi?
- Może na jedną czy drugą nie, ale jeśli przeanalizujemy nieco głębiej zawartość mojego osobistego komputera, to na pewno uda się tam znaleźć odpowiedź bliską prawdy. Moim zdaniem przyczyn było wiele. Po pierwsze uważam, że system przygotowania do rozgrywek wiosennych metodą licznych sparingów nie do końca się sprawdził. W ciągu niespełna dwóch miesięcy zagraliśmy bodajże 12 spotkań kontrolnych, w których wystąpiła bardzo liczna grupa zawodników, a w meczach mistrzowskich grało później pięciu, góra sześciu z nich. Co więcej, kluczowi zawodnicy, jak np. Darek Zalewski, Piotrek Kluzek czy Przemek Stasiak, z różnych powodów prawie w ogóle nie grali w tych sparingach. To była więc pewnego rodzaju “para w gwizdek”. Druga rzecz, to całkowite przemeblowanie zespołu po rundzie jesiennej. Z dwóch drużyn, czy też może z półtorej, musieliśmy stworzyć trzecią, praktycznie całkiem nowy zespół. To nie było łatwe zadanie. Gdy w końcu drużyna jakoś się ustabilizowała i była gotowa do walki, z powodu perturbacji formalno-prawnych, związanych z przejęciem przez MKS Oława klubu Wulkan Wrocław, działacze Lubuskiego Związku Piłki Nożnej nie chcieli nas dopuścić do rozgrywek. Gdy w końcu wystartowaliśmy, przyszła żałoba narodowa i znów nam odwołano mecz. To na pewno nie sprzyjało utrzymaniu formy. Spowodowało też, że w pewnym momencie w ciągu pięciu tygodni musieliśmy rozegrać dziewięć spotkań ligowych i akurat z najtrudniejszymi rywalami…
- I to zdarzyło się dokładnie wtedy, gdy przejął pan jednoosobową odpowiedzialność za prowadzenie drużyny…
- To prawda. I miałem tego pełną świadomość. To był bardzo trudny moment w klubie. Drużyna mogła się rozpaść niemal z dnia na dzień. Nieco retorycznie zapytałem wtedy chłopaków, czy nie szkoda naszej dotychczasowej wspólnej i ciężkiej pracy? Zgodzili się z moją opinią i postanowiliśmy kontynuować dzieło. Wiedzieliśmy wtedy, że polkowicki Górnik jest już praktycznie poza zasięgiem, ale drugie miejsce, premiowane grą w barażach o II ligę, jest wciąż realne i możliwe do osiągnięcia…
- I rzeczywiście było, bo w końcowym rozrachunku zabrakło zaledwie dwóch punktów. Wystarczyło więc wygrać np. z Pogonią Oleśnica lub Chrobrym Głogów i oławscy kibice mogliby się cieszyć barażowymi pojedynkami z Zagłębiem Sosnowiec, z którym zamiast MKS Oława walczy w tym tygodniu świdnicka Polonia…
- Niby tak, ale patrząc obiektywnie, po prostu nie dorośliśmy jeszcze do występów w II lidze. Wystarczy przypomnieć, że przegraliśmy wiosną wszystkie mecze z drużynami z trzecioligowej czołówki - z Górnikiem Polkowice, z Polonią Świdnica, z rezerwą Zagłębia, z Motobi i w końcu także z Chrobrym, który grał już o nic.
- No właśnie, najbardziej chyba boli ta porażka w Głogowie, tym bardziej że rywal ze Świdnicy w tym samym czasie poległ w Ząbkowicach…
- Obaj byliśmy na meczu z Chrobrym i wiemy, że nie zasłużyliśmy tam na porażkę, a na pewno nie w takim wysokim rozmiarze. Taki jest jednak futbol, nieprzewidywalny i czasami bardzo brutalny…
- Który z zawodników MKS zaskoczył pana in plus, a który in minus?
- Nie chciałbym zbyt dokładnie oceniać poszczególnych graczy, bo uważam, że piłka nożna jest grą zespołową i najważniejszy jest efekt, jaki uzyskuje cała drużyna. Nie mam też wystarczających i obiektywnych narzędzi, którymi mógłbym bez ryzyka błędu ocenić stopień zaangażowania tego czy innego piłkarza. Wiem, że chłopcy w każdym meczu bardzo się starali i bardzo chcieli wygrywać. Nie zawsze się udawało. Przyczyn było sporo, o niektórych już mówiłem. Na pewno prawdziwym odkryciem wiosny okazał się Konrad Forenc, który w kilku meczach bronił wręcz fantastycznie. Więcej należało się spodziewać po Marku Bihunie i Łukaszu Ochmańskim. Obaj mają bardzo duży potencjał, ale nie potrafili go w pełni wykorzystać…
- Dość uparcie forował pan Tomka Grabowskiego, który zdaniem wielu kibiców był wiosną zupełnie bez formy…
- Nie zgodzę się z tą opinią. Proszę spojrzeć do mojego laptopa - Tomek zagrał tylko w trzech meczach pełne 90 minut. A tu proszę - kilka asyst bramkowych, liczne dośrodkowania, groźne strzały z rzutów wolnych…
- W jakim stopniu czuje się pan odpowiedzialny za wiosenną porażkę, bo tak trzeba nazwać zajęcie dopiero czwartego miejsca w lidze…
- Zajęliśmy czwarte, bo walcząc o wygraną w meczu z rezerwami Zagłębia straciliśmy dwa gole w doliczonym czasie gry. A żeby było jeszcze śmieszniej, to dwa punkty, decydujące o nieuzyskaniu drugiego miejsca, straciliśmy jesienią w meczu z… MKS Oława, który zremisował wtedy z Wulkanem 0:0. Co do mojej odpowiedzialności powiem tylko, że sukces ma zawsze wielu ojców, a porażka jest sierotą, więc niech i tak będzie w tym przypadku…
- W sierpniu rusza nowy sezon piłkarski w naszym regionie. Na ławce jakiego klubu zobaczymy trenera Jacka Opałkę?
- Wszystko wskazuje na to, że będzie to... MKS Oława. Otrzymałem propozycję poprowadzenia rezerwowej drużyny, która ma być zgłoszona do rozgrywek wrocławskiej klasy okręgowej.
- Dziękuję za rozmowę i życzę powodzenia w pracy z nowym zespołem, niezależnie który nim ostatecznie będzie…
Tekst: Krzysztof Andrzej Trybulski
Fot.: Michał Mruk
Reklama
Napisz komentarz
Komentarze