- Nie ulega wątpliwości, że jakaś rekompensata finansowa panu Bojakowskiemu się należy, ale ona nie może przekroczyć granic zdrowego rozsądku - odpowiada wójt Ryszard Wojciechowski. - Na to, aby zapłacić milion złotych za kawałek gruntu, jak chce Bojakowski, po prostu nas nie stać...
O problemie drogi dojazdowej do osiedla domków jednorodzinnych w Bystrzycy pisaliśmy już kilkakrotnie. Przypomnijmy, że sprawa dotyczy wykupu działki nr 291/2, o powierzchni 0,16 ha. Od wielu lat jest ulicą, której patronuje polski bohater narodowy, generał Józef Bem. Przed laty działka należała do Józefa i Kornelii Bojakowskich, rodziców Jacentego. Pod koniec 1983 roku postanowili sprzedać swoje grunty pod budowę domków jednorodzinnych. Architekt Andrzej Solski podzielił teren na działki budowlane, wskazał lokalizację domków, wyznaczył tzw. “tereny zielone” i wytyczył drogi dojazdowe do projektowanych posesji. Jedną z nich miała być działka, którą odziedziczył po rodzicach Jacenty Bojakowski.
- W 1994 roku byłem w oławskim Urzędzie Gminy i dowiedziałem się, że działka, po której biegnie ulica Józefa Bema, już dawno przeszła na własność samorządu gminnego - przypomina początki swojej walki z gminą Jacenty Bojakowski. - Tak powiedziały mi urzędniczki, zajmujące się gruntami. Ale kiedy jesienią 1997, po powodzi tysiąclecia, wziąłem z powiatu wykaz wszystkich moich gruntów, żeby w firmie ubezpieczeniowej wykazać popowodziowe straty, okazało się, że nadal jestem właścicielem działki nr 291/2, przez którą biegnie ulica Bema.
Przepychanki, połajanki
Kilka miesięcy później, w maju 1998, Jacenty Bojakowski po raz pierwszy zaproponował gminie wykupienie działki. W odpowiedzi otrzymał informację, że gminny samorząd jest w złej kondycji finansowej, bo „liże popowodziowe rany”. Jednocześnie ówczesny wójt Jan Kownacki przyrzekł Bojakowskiemu, że jeśli tylko sytuacja się poprawi, to Urząd Gminy dokona wykupu gruntu - najpóźniej w następnym roku, czyli w 1999. Kiedy jednak przyszło do realizacji przyrzeczenia, wójt wysłał Bojakowskiemu pismo, w którym poinformował, że sprawa staje się bezprzedmiotowa, gdyż w szczegółowym planie zagospodarowania przestrzennego Bystrzycy nie przewidziano spornego terenu na drogi. Tymczasem Bojakowski twierdzi, że w planie sporządzonym jeszcze w 1984 roku, jego działka zaznaczona była jako „droga projektowana”. Zgodnie z ustawą działki gruntu wydzielone z nieruchomości, której podział został dokonany na wniosek właściciela, przechodzą na własność gminy z dniem, w którym decyzja o podziale stała się ostateczna. Problem wziął się z tego, że ówczesny naczelnik gminy Oława i jego urzędnicy nie dopilnowali ujawnienia w księgach wieczystych wpisu o przejęciu na własność gminy działki z wyznaczoną na niej drogą. Podobno zawarto ustną umowę z dziś już nieżyjącą Kornelią Bojakowską o bezpłatnym przekazaniu przez nią działki pod ulicę na rzecz Urzędu Gminy, w zamian za sporządzenie szczegółowego planu zagospodarowania przestrzennego. - Dziś w wielu gminach też tak się robi, chociaż moim zdaniem nie do końca jest to zgodne z prawem - mówi Barbara Konefał, inspektor do spraw gospodarowania mieniem gminnym w oławskim UG. - Z ustawy jasno wynika, że dotychczasowemu właścicielowi gruntu należy się odszkodowanie, którego wysokość ustala się w drodze rokowań.
Dlaczego więc dotąd nie zapłacono Bojakowskiemu za drogę? Zdaniem Barbary Konefał jest kilka przyczyn. Najważniejsza to niejednoznaczność przepisów. Wiele bowiem zależy od ich interpretacji. W trakcie sporu z Bojakowskim opinie prawników często się różniły, czasami nawet radykalnie. Według jednych przepis dotyczący rekompensaty odnosi się do dróg publicznych, a należąca do Bojakowskiego taką nie jest. To typowa droga wewnętrzna i m.in. dlatego nie została zaliczona uchwałą rady gminy do kategorii dróg gminnych. Inspektor Konefał przypomina sobie, że próbowano ten problem uregulować decyzją wojewody, na podstawie ustawy dotyczącej zasad podziału dróg na różne kategorie. - Okazało się, że nie ma takiej możliwości - dodaje urzędniczka.
Mimo bałaganu w dokumentach, dotyczących ulicy Bema, urzędnicy wydawali sporo różnych decyzji. Akceptowano budowanie domów, meldowano właścicieli i ich dzieci, poprowadzono wodociąg, wyrażono zgodę na pociągnięcie linii telefonicznej oraz na postawienie słupów i przyłączy energetycznych. - Słupy prawie w komplecie oraz kilka elektrycznych skrzynek przydomowych ustawiono na mojej działce, nie pytając mnie o zgodę - mówi Jacenty Bojakowski. - Gdy wysłałem w tej sprawie pismo do energetyki, to odpowiedzieli, żebym przekazał drogę gminie. Oczywiście, za darmo!
Więcej na ten temat w najnowszym wydaniu "Powiatowej".
Tekst i fot.: Krzysztof A. Trybulski
Napisz komentarz
Komentarze