Mandat za wezwanie karetki
Ratownicy medyczni mają dość wyjazdów do bezzasadnych wezwań. - Od tej pory będziemy reagować stanowczo i dzwonić po policję - mówi Paweł Rojek. - Karetka służy do ratowania życia, a nie leczenia grypy czy skręconej nogi. Ludzie muszą to zrozumieć, ten proceder trzeba ukrócić!
Zgodnie z artykułem 66 Kodeksu wykroczeń policja może nałożyć mandat do 500 złotych za bezpodstawne wezwanie karetki, ale jeżeli sprawa trafia do sądu, grozi grzywna nawet do 1500 złotych, do tego dochodzi pokrycie kosztów sądowych. Prawo się nie zmieniło, taka kara obowiązuje od lat, zmieniło się natomiast podejście ratowników medycznych, którzy podkreślają, że nie będą już odpuszczać i do ewidentnych nadużyć ze strony mieszkańców wezwą policję. Paweł Rojek, ratownik medyczny, w zawodzie pracuje od 13 lat. Mówi, że nie ma dnia, aby karetki w naszym powiecie nie wyjeżdżały do bezzasadnego wezwania.
- Teraz postanowiliśmy z kolegami, żeby każde takie wezwanie kończyło się wystawieniem mandatu - mówi Rojek. - Oczywiście chodzi tylko o sytuację, kiedy jest to jawne nadużycie.
Co to znaczy jawne nadużycie? Ratownik sypie przykładami, wybraliśmy te najbardziej rażące. Mężczyzna około 40 lat, skręcił dzień wcześniej kostkę, poruszał się o własnych siłach, chodził, był w pracy na budowie i wykonywał jakieś czynności. - Wezwał karetkę, bo twierdził, że jemu się należy, przecież płaci na nas podatki! - mówi Rojek. - Takie sytuacje bardzo nas irytują. Ludzie nie patrzą na to, że karetka jest do ratowania życia, mówią, że im się należy i już. Można powiedzieć takiemu petentowi, że na więziennictwo też płaci podatki, więc dlaczego nie korzysta... Ten człowiek był bardzo roszczeniowy, ale kolega odpuścił i nie wezwał wtedy policji.
Teraz już nie będą odpuszczać. Ratownik mówi, że rozwieszą też kartki informujące mieszkańców, co grozi za wezwanie karetki, jeśli życie nie jest zagrożone. O tym, że policja przyjedzie i wystawi mandat, przekonał się ostatnio starszy mężczyzna, który poprosił o przyjazd pogotowia, bo... bolało go całe ciało. - O co nie zapytałem, to mówił, że boli - nogi, głowa, brzuch - mówi Rojek. - Przy badaniu okazało się, że brzuch wcale nie boli, potem powiedział, że boli go w klatce, natychmiast zrobiliśmy EKG - parametry w normie, został przebadany od A do Z i nie było absolutnie stanu zagrożenia życia.
To starszy człowiek, który - owszem - był już schorowany, ale w danym momencie nie wymagał interwencji ratowników. Ci zdecydowali się na wezwanie policji, ponieważ to nie była pierwsza akcja tego człowieka. Paweł osobiście jeździł do niego kilka razy, te wezwania nie były uzasadnione. Na przewlekły ból ciała skarżył się od grudnia. Wcześniej po ratowników dzwoniła jego żona, ale tym razem i ona odmówiła, dlatego starszy pan poszedł do pobliskiego sklepu i poprosił ekspedientkę, żeby zadzwoniła. - To było kolejne nadużycie z jego strony. Jak dowiedział się, że wzywam policję, to od razu chciał wysiąść z karetki. Jednak najpierw został dokładnie zbadany. Przyjechał patrol policji i mieszkaniec powiedział, że nie podpisze mandatu, ale jak się dowiedział, że sprawa idzie do sądu, a tam już może dostać grzywnę, to zmienił zdanie. Policjant wypisał 500 złotych kary.
Kiedy więc wezwanie pogotowia jest zasadne i możemy mieć pewność, że dzwoniąc nie narazimy się na mandat? Wszelkie stany nagłe z ostrym przebiegiem, czyli np. silny ból brzucha, ale - uwaga! - nagły, a nie pojawiający się od paru tygodni. - Ostatnio na SOR w Oławie miałem 20-letnią kobietę z bólem brzucha. Te objawy były dobrze jej znane, bo miewa je od pięciu miesięcy. Nawet nie wzięła żadnych leków rozkurczowych ani przeciwbólowych. Przyszła do lekarza, ale nie do rodzinnego czy na świąteczną pomoc, tylko od razu na SOR. To błąd. Była już w trakcie diagnostyki i miała umówione jakieś badania, ale na to, wiadomo, trzeba czekać, a ludzie myślą, że jak przyjdą na SOR albo wezwą pogotowie, to skrócą sobie kolejkę albo od razu trafią do szpitala. To nieprawda.
Rojek ma też uwagi do funkcjonowania niektórych lekarzy rodzinnych. To lekarz pierwszego kontaktu ma obowiązek przyjąć pacjenta w dniu, w którym jest chory. Wielu ludzi słysząc, że w przychodni nie ma miejsc, odchodzi z kwitkiem. - Ja rozumiem, że są kolejki, ale mówienie w rejestracji, że nie ma miejsc, jest nie w porządku - stwierdza ratownik. - Lekarz ma obowiązek zbadać takiego człowieka i zadecydować, czy to jest stan pilny, a wtedy ma możliwość wystawienia skierowania do szpitala bądź na oddział ratunkowy. Często lekarze rodzinni wysługują się pogotowiem, każą bez wcześniejszego badania zgłosić się na SOR lub zadzwonić na pogotowie, bo to może być coś nagłego.
A kiedy naprawdę jest coś nagłego? Nie zastanawiaj się nad wezwaniem karetki, kiedy masz nagły, silny ból w klatce piersiowej, nagły, silny ból brzucha, jeżeli masz uraz głowy z utratą przytomności, towarzyszą temu wymioty, masz zaburzenia równowagi, widzenia lub mowy, niedowład jednostronny - to tylko kilka przykładów do tego, aby reagować natychmiast!
Ludzie często popełniają błąd i nie reagują odpowiednio na objawy choroby, która dopiero się pojawia, tylko doprowadzają do tego, aż się rozwinie, nie idą do lekarza rodzinnego po leki. Działają dopiero po czasie i to właśnie dzwoniąc po karetkę. Tak było w przypadku mieszkańca, który miał duszności i gorączkę. Ktoś z rodziny wezwał karetkę. - Zbadaliśmy mężczyznę - mówi Rojek. - Okazało się, że od miesiąca miał zapalenie płuc, ale normalnie funkcjonował. Był w miarę wydolny i uznałem, że jeżeli tak długo chodzi z dusznością i nie pofatygował się do lekarza rodzinnego, to jest nadużycie. Ta kobieta, która wezwała nas do tego człowieka, dostała mandat 200 lub 300 zł.
Rojek przypomina, że z grypą, infekcją, wysoką gorączką można udać się na świąteczną lub nocną pomoc, która znajduje się w szpitalu - to opcja dla tych, którzy nie znaleźli pomocy w przychodni lub objawy nasiliły się wieczorem albo w weekend. W szpitalu lekarz dyżuruje od poniedziałku do piątku od 18.00 do 8.00, a w weekendy i święta całodobowo. To tu należy się zgłosić, jeśli nie ma nagłego zagrożenia życia, ale czujemy się źle.
Dlaczego więc dyspozytor wysyła karetkę, jeśli po przeprowadzonym wywiadzie jest w stanie stwierdzić, że to będzie nadużycie? Mieszkańcy często po prostu kłamią, mówią na przykład, że ktoś jest nieprzytomny.
- Mieliśmy takie zgłoszenie, w tzw. kodzie pierwszym, czyli pędziliśmy na sygnałach do nieprzytomnego człowieka, narażaliśmy swoje zdrowie, bo przecież może po drodze dojść do wypadku - mówi Rojek. - Przyjeżdżamy, a tam siedzi pan na krzesełku, więc pytam, do kogo wezwanie? Ojciec 30-latka odpowiada, że do syna! Mówię, że przecież przyjechaliśmy do nieprzytomnego człowieka, na co ojciec odpowiada, niech pan zobaczy, jaki on jest bez kontaktu. A on siedzi i reaguje normalnie. Ojciec stwierdził, że syn nadużywa alkoholu i dlatego wezwał pogotowie! Owszem, człowiek był pijany, ale przytomny i logicznie ze mną rozmawiał. Wtedy poinformowałem ich, że będzie mandat. Wezwałem policję.
Ratownicy podkreślają, że tego typu nadużycia powodują, że oni są na wyjeździe, kiedy ktoś naprawdę pilnie potrzebuje pomocy. Kolejna kuriozalna sytuacja zdarzyła się w nocy. Rodzice wezwali karetkę, bo dziecko nagle obudziło się z płaczem. Nie miało żadnych niepokojących objawów, po prostu wyrwało się ze snu. Kiedy pogotowie dojechało, ono już smacznie spało, ale rodzice wcześniej spanikowali, nie wiedzieli co zrobić, więc wezwali ratowników. Inne zgłoszenie było do pacjenta, którego od dwóch tygodni bolało ucho... W naszym powiecie są trzy karetki za dnia i tylko dwie w nocy. Tylko, bo to co najmniej o jedną za mało, a z obserwacji ratowników wynika, że to właśnie w nocy jest najwięcej pracy.
- Z roku na rok jest coraz gorzej, musimy coś z tym zrobić - mówi Rojek. - Napiszę do starosty, aby interweniował w tej sprawie u marszałka, trzeba zwiększyć obsadę, aby ta trzecia karetka funkcjonowała również w nocy. Liczba karetek jest ustalana w zależności od zameldowanych mieszkańców, ale proszę zwrócić uwagę, jak nasze miasto się rozrasta, a liczba karetek wciąż bez zmian. Na wsiach też jest dużo nowych domów, do tego przyjeżdża mnóstwo Ukraińców, którzy nie są tu zameldowani, a do nich przecież ratownicy też jeżdżą. Powiat oławski jest najbardziej licznym powiatem pod względem liczebności mniejszości ukraińskiej na terenie Polski.
Problem braku kartek ratownicy zgłaszali już kilka lat temu. Wtedy szeroko pisaliśmy o tym na łamach gazety. Czy teraz się uda to zmienić? Nieuzasadnione wezwania pogotowia to niejedyny problem, z którym mierzą się w swojej pracy, do tego dochodzi agresja pacjentów, ale za nią też grożą kary. Ratownicy w tej kwestii również nie odpuszczają. Paweł Rojek usłyszał od mieszkańca naszego powiatu, że znajdzie go i zabije maczetą. - Zostałem napadnięty, kiedy udzielałem mu pomocy, oprócz tego mężczyzna mi groził. Był agresywny i pod wpływem alkoholu. Wezwano nas, bo leżał napity na trawniku na posesji, próbowałem do niego podejść, zorientować się, czy jest przytomny, bo leżał i nie ruszał się, w tym momencie mnie kopnął, odsunąłem się i powiedziałem, żeby się uspokoił, że chcę mu pomóc. Wstał, obruszył się i poszedł do domu. Poszliśmy za nim, żeby go zbadać, spisać dane i zakończyć sprawę. Wtedy przyparł mnie do muru. Już wtedy mógłbym mu coś zrobić w ramach samoobrony, ale się powstrzymałem. Rodzina go zabrała, nagle rzucił się na kolegę i wtedy byliśmy zmuszeni go obezwładnić. Położyliśmy na ziemi i wezwaliśmy policję.
Mężczyzna odpowiedział za czynną napaść na funkcjonariusza na służbie. Na rozprawie się nie stawił, ale ukarano go grzywną, musiał też wykonywać prace społeczne.
Agnieszka Herba [email protected] (tekst ukazał się w 2018 roku w papierowym wydaniu "Powiatowej")
Napisz komentarz
Komentarze