- Ta choroba różnie przebiega u każdego. W moim przypadku lekarze twierdzą, że powinnam brać ten lek już do końca życia, aby zapobiec rzutom choroby, a na pewno do momentu kiedy trwa przeszczep, średnio to jest tak osiem lat, mam nadzieję, żę u mnie będzie to dłużej... A jak to potoczy się dalej, czy wciąż będzie refundacja...?
- Podczas akcji "2 dla Doroty" udało się zebrać niecały milion. Na ile to wystarczy, jeżeli wycofają się z refundacji?
- Do 2020 jest podpisany program refundacyjny, czy on będzie kontynuowany, tego nie wiadomo. Może się tak zdarzyć, że powiedzą koniec i wtedy za pieniądze zebrane przez siepomaga.pl kupuje na pół roku lek, a co dalej...
- To jest przytłaczające w tym całym szczęściu, że nerka się znalazła i przeszczep się przyjął, ale pani cały czas musi się martwić przyszłością. Jest strach?
- Na razie nie wybiegam aż tak w przyszłość, żyję teraz tylko tym, aby ta nerka pracowała, aby wszystko było dobrze. Czekam tylko, na te wizyty w szpitalu co dwa tygodnie i sprawdzam wyniki, żeby wszystko było dobrze. Skupiam się na funkcjonowaniu tej nerki.
- Jest dobrze?
- Tak. Wyniki są dobre. To młoda nerka, od mężczyzny, który miał 27 lat.
- Myślała pani o tym człowieku?
- Nieraz. Chciałam bardzo podziękować jego rodzicom, może małżonce, za to, że zdecydowali się oddać jego nerkę. Myślę o tym często. Przekazuję im pozytywne myśli.
- Obok tej pozytywnej wiadomości, że znalazł się dawca, był chyba też wielki strach, bo już raz przeszczep się nie udał. Jak pani udźwignęła to psychicznie?
- No i właśnie... Kilka dni po przeszczepie pojawił się nagle ogromny ból, krwiak się zrobił i miałam jakby deja vu, bo po pierwszym przeszczepie było dokładnie tak samo. Tydzień po krwiak, konieczna reoperacja itd. I teraz pomyślałam "Boże, to wszystko się znowu powtarza!". Ale na szczęście tym razem wyniki były cały czas dobre i wszystko się ułożyło. Muszę też dodać, że lekarze do tego przeszczepu bardzo się przygotowali, wszystko było dopięte na ostatni guzik. Byłam tyloma lekami zabezpieczona, trzy antybiotyki i inne dodatkowe leki, które miały zapobiec wszelkim komplikacjom i to przyniosło oczekiwane efekty. Lekarze badali mnie pod każdym kątem, cały czas, sprawdzali czy choroba wraca, czy są jakiekolwiek symptomy. Wszystko zostało zablokowane. Nic nie wróciło. Śmiali się, że zdrowa kobieta ze mnie! Ten lek zrobił swoje...
- Jak rodzina reaguje na taką zmianę w życiu? Dzieci, mąż odetchnęli wreszcie?
- Teraz jestem w domu na zwolnieniu, więc oni w ogóle są zaskoczeni tą sytuacją, bo zazwyczaj często mnie nie widywali. Rano do pracy, 45 minut w domu, po tym na dializy i wracałam 23.30, dzieci już spały, mąż czekał. A teraz nagle jestem w dzień, zaskoczeni, że mama gotuje, że jest w domu. Wracają ze szkoły i są zdziwieni, bo wreszcie jestem z nimi. Mówią, mamuś, pamiętasz my o tych porach tylko ze sobą zawsze pisaliśmy, a teraz jesteś! To jest takie dziwne. Ja cały czas mam w myślach, jakbym teraz była gdzieś na urlopie od dializy, nie do końca wierzę, że to się dzieje naprawdę.
- Jak długo była pani dializowana?
- Aż 11 lat i trudno teraz się przyzwyczaić, że już nie muszę. Ostatnio mąż mówi, że może gdzieś w piątek pojedziemy, a ja od razu odpowiadam, ale jak przecież mam dializy i dopiero po chwili wraca myśl, że przecież, no właśnie... Już nie mam.
- Przewartościowała pani swoje życie przez to wszystko?
- Mnie choroba bardzo zmieniła. Na wiele rzeczy spojrzałam zupełnie inaczej. Kiedyś byłam taka bardzo zadziorna, nie wiem nawet jak to nazwać, ale na pewno trochę złagodniałam. Na wiele spraw przymykam oko. Jestem dużo bardziej tolerancyjna. Z jednej strony trochę zmiękłam, bo przez tę chorobę, to dzieciom na wszystko bym pozwoliła, wszystko im oddała. To trochę nie jest wychowawcze, ale gdzieś to w człowieku jest, że myśli - dzisiaj jestem, a jutro może mnie nie być, to trzeba dać jak najwięcej miłości, ciepła, wszystkiego. Przede wszystkim pomimo choroby byłam cały czas osobą mocno pozytywną, wszyscy wiecznie mi w pracy mówili, "jak ja cię podziwiam, jaka ty jesteś uśmiechnięta, czy cię boli, czy cię nie boli, ty zawsze widzisz pozytywy, ty zawsze idziesz do przodu". Choroba mi wskazała, drogę, że nieważne co złego się dzieje, trzeba myśleć pozytywnie, trzeba wszystkim mówić, że zawsze jest nadzieja, że zawsze jest rozwiązanie. To jest najważniejsze.
- To nie była pani maska przed ludźmi w pracy i na ulicy...
Napisz komentarz
Komentarze