- Nie. W domu też taka byłam. Nieraz się śmiałam do męża i mówiłam "to ja chora wiecznie banan na twarzy, na wszystko machnę ręką, a ty się tak przejmujesz, to ty powinieneś być taki"
- Miała pani świadomość, że następnego dnia może pani nie być. Może stąd ta postawa? Chciała pani być jak najlepiej zapamiętana?
- Może. Chociaż ja jestem już taka z natury, że nigdy szybko się nie poddaje. Moment w którym zachorowałam, to był zaraz po porodzie, a ja nie miałam ani depresji poporodowej. Dwa razy była u mnie psycholog i mówiła, że ona nie ma co tutaj robić. Myślę, że siła charakteru pozwoliła mi być taką, a nie inną w tej chorobie. Czasami mnie irytuje, jak w szpitalu są dziewczyny, czy kobiety w moim wieku i są takie wiecznie narzekające i skwaszone. To mnie denerwuje. Ja się ze swoją chorobą zaprzyjaźniłam, i traktuję, jak coś co musi być w moim życiu i jakoś sobie z tym radzę. Musiałam to sobie wszystko poukładać, bo przecież przez pierwszy rok, to prawie każda dializa była przepłakana, więc później podchodziłam do tego żartując do bliskich i mówiąc im, że jadę na dializę, żeby od was odpocząć, pooglądać sobie w spokoju seriale... Też poznałam tam wspaniałych ludzi, przyjaciół. Pielęgniarki niesamowite, który są jak rodzina. Teraz jak czasem tam idę, to mówią do mnie, "a po co tutaj przyłazisz, wiesz że nie powinnaś, bo jak się przyjdzie to się później tutaj wraca". Odpowiadam, że nie wierzę w zabobony. Przez 11 lat to miejsce było jak drugi dom. Ciężko nagle o tym zapomnieć.
- Jakie ma pani teraz marzenia, cele, kiedy już jest dobrze i bez dializ?
- Chce, żeby to wszystko dalej działało jak teraz, żebym dalej otrzymywała ten lek, wiem, że jest już nowa wersja, którą podaje się co osiem tygodni, a nie co dwa, więc lepszy komfort. Ale na razie jest tylko w Stanach i marzę, aby wprowadzili to do Europy. Przede wszystkim chciałaby dać też mojej rodzinie, dzieciom, szansę wyjazdu gdzieś dalej niż tylko w Polskę, bo do tej pory nigdy nigdzie się nie ruszaliśmy, przez dializy i trudności z tym związne.
- Czy te najbliższe święta będą inne dla pani niż poprzednie?
- Pewnie będą z jakąś nową myślą, nadziejami, planami. Kolejny rok się zbliża, oby był szczęśliwy i w zdrowiu. Tylko tyle. Nie mam wielkich marzeń i planów. Żeby tylko było tak jak jest, a wszystko inne się poukłada.
- Co pani chce powiedzieć tym wszystkim, którzy tak mocno się zaangażowali, żeby pani pomóc? Stworzyli akcję, która sprawiła, że stała się pani częścią jednej wielkiej rodziny.
- Już tyle słów padło, tyle podziękowań... Może powiem tak. Mieszkaliśmy z mężem dwa lata w Belgii, jak byliśmy młodzi i zdecydowaliśmy sie jednak wrócić do Oławy, do naszego rodzinnego miasta. (Dorota wzrusza się, przez chwile nie może mówić przyp. red) Myślę, że to była najlepsza decyzja w życiu... Zawsze trzymaliśmy się tej Oławy i to właśnie mieszkańcy Oławy i okolic wsparli mnie najbardziej w tej najważniejszej walce o lek, przyszłość i życie.
- Czy ma pani złotą radę dla ludzi, którzy teraz są w beznadziejnej sytuacji, w takiej jak była pani?
- Ja miałam nadzieję, cały czas wierzyłam, że coś się wydarzy, bo medycyna idzie do przodu. Po pierwszym przeszczepie, który zakończył się nieszczęśliwie, nie miałam dobrych perspektyw, profesor zaprosił do gabinetu i powiedział, "pani Doroto przykro mi, ale dializa do końca życia". Rozpłakałam się, wyszłam z gabinetu i mówię do męża i co teraz? A minęło dziewięć lat i jestem po przeszczepie! Dlatego zawsze jest nadzieja, zawsze trzeba szukać różnych rozwiązań, nie poddawać się. Jestem też w bardzo bliskim kontakcie z Ewą Leszczyńską, która ma dwa nowotwory. Przyjaźnimy się od dziecka i cały czas jej powtarzam, musisz jechać w świat, szukać nowych możliwości. Medycyna idzie do przodu. Pamiętaj Ewa pozytywne nastawienie. Nie słuchaj głupot, ludzi, którzy mówią negatywne rzeczy, myśl pozytywnie. Jedź i szukaj nadziei, bo ona jest. Ja się nigdy nie poddałam. Nie chciałam zamykać sie w domu z chorobą, wiele osób dializowanych idzie na rentę i żyje od dializy do dializy. Powiedziałam od razu "a ja będę inaczej", będę pracować tyle ile będę mogła. Będę żyć. Ja się nie dam. Mam też bardzo pomocnego i wyrozumiałego pracodawcę, nigdy nie miałam żadnych kłopotów. Są tacy pracodawcy, którzy ludziom przewlekle chorym pozwalają normalnie funkcjonować. Zachęcam osoby chore, aby podejmowały aktywność zawodową, to bardzo ważne, to wyzwala chęć do życia. Trzeba wstać rano, zmobilizować swój organizm i wyjść do ludzi. Wtedy się zupełnie inaczej funkcjonuje. Nie myśli się wciąż o chorobie i bólu.
(Rozmowa była publikowana w papierowym wydaniu "Powiatowej" pod koniec 2019 roku)
Napisz komentarz
Komentarze