Amerykański astronom Carl Sagan zwykł mawiać: „Człowiek uczy się całe życie z wyłączeniem lat szkolnych”. Niewątpliwie wielu z nas zgodziłoby się z nim choćby po części. Fizyczna obecność w klasie w czasie zajęć wcale nie gwarantuje postępów w nauce. Wręcz przeciwnie nierzadko daje fałszywe poczucie bezpieczeństwa zarówno samym uczniom jak i ich opiekunom. „Bo przecież syn chodzi do dobrej szkoły” – to jak to możliwe, że wiedza samoistnie nie wpływa mu do głowy? O przyczynach tego można by pisać godzinami i wciąż nie wyczerpać tematu, dlatego nie na tym się dziś skupimy. Panująca bardzo szczególna sytuacja zmusza nas do wykazania się samodzielnością i odpowiedzialnością za przyszłość własną lub naszych dzieci. Nierozsądnym jest oczekiwać, że instytucje publiczne takie jak szkoły, urzędy czy uczelnie wyższe dopilnują wszystkiego za nas w warunkach, które biurokracja w regulaminach nie przewidziała. „Zrób to sam” może z kolei brzmieć deprecjonująco i zniechęcić nas do jakiegokolwiek wysiłku. Rozwiązanie, jak zwykle, leży pośrodku – z każdej pomocy państwa warto korzystać, ale ze świadomością, że nie jest to ani jedyna, ani najlepsza propozycja na utrzymanie edukacyjnej dyscypliny w polskim domu. Wiele rozwiązań ukształtowanych wieloletnim kolektywnym wysiłkiem prywatnych przedsiębiorstw i organizacji tylko czeka, by zrobić z nich dobry użytek. O tym jak je znaleźć przeczytasz poniżej.
Mniej znaczy więcej
Podobnie jak podbój świata naukę w domu warto wpierw zaplanować. O ile są okazje, gdy spontaniczność gra niemałą rolę w sukcesie, o tyle do postępów w nauce potrzebna jest niemała doza metodyczności i systematyczności. Niewiele trzeba, by w sklepie Google Play lub AppStore znaleźć aplikacje do poprawy tzw. „produktywności”. Możemy przebierać zarówno między szalenie specjalistycznym płatnym oprogramowaniem jak również wśród równie zaawansowanych i intuicyjnych acz bezpłatnych programów. Łatwo ulec kolorowym interfejsom i wzniosłym, motywacyjnym sloganom wielu z nich. A już zainstalowawszy ładnie prezentujący się gadżet łatwo nauczyć się ignorować powiadomienia przezeń wysyłane i mimochodem zawsze przeskakiwać do aplikacji popularnych serwisów społecznościowych. Krótko mówiąc, przez przerost formy nad treścią aplikacje te okazują się zaskakująco często nieskuteczne. Zwyczajowy efekt to poczucie dobrze spełnionego obowiązku i przysłowiowe “osiadanie na laurach” własnej efektywności równoznaczne z wyparowaniem wszelkiej motywacji do zrobienia z aplikacji dobrego użytku.
Jak zatem planować skutecznie? Wystarczy trzymać się prostych, sprawdzonych metod. Inaczej - nie przekombinować. Z pomocą w planowaniu przyjść nam może kalendarz, organizer czy najzwyklejszy notes – potrzebujemy jedynie przejrzystej przestrzeni do pisania! Prostota stosowanego narzędzia otwiera przed nami nieskończone możliwości - ogranicza nas jedynie nasza własna wyobraźnia! W dodatku, fizycznie zapisane zadania i cele dają nam podświadome poczucie większego zobowiązania - zupełnie jakbyśmy podpisywali umowę własnym nazwiskiem. Z czasem nauczysz się coraz efektywniej używać tych narzędzi, by osiągać nawet najambitniejsze cele.
Houston, mamy problem!
Wielu z nas było zawiedzionych systemem polskiej edukacji już w jego tradycyjnej formie. Nieważne czy z gimnazjum czy bez, niewykwalifikowanych i niezaangażowanych nauczycieli nigdy nie brakowało. W dodatku sztywno ustalana podstawa programowa, poza którą wiele szkół panicznie obawia się wykraczać. Nigdy jednak wcześniej słabość polskiej edukacji nie była tak dobrze wyeksponowana jak właśnie teraz – w momencie gdy archaiczny system zetknął się z technologią XXI wieku. Tak, mowa tu o chaotycznie wprowadzanych w szkołach tzw. „e-lekcjach”. Nie musiał minąć tydzień od wprowadzenia polskiej szkoły do internetu, by sieć zalała fala prześmiewczych memów i uszczypliwych komentarzy punktujących wszystkie nieporadności jakimi wykazują się uczestnicy zajęć. Dotyczą one zarówno umiejętności (lub ich braku) nauczycieli do korzystania z prostego oprogramowania, jak i uczniów, którzy zdają się traktować te nieszczęsne próby bardziej jak jedną z egzotycznych atrakcji w czasie wygodnych “koronaferii” niźli rzadką okazję do nauki. Możemy (i powinniśmy) mieć nadzieję, że w swoim czasie nauczyciele przemogą trudności technologiczne, a uczniowie zdadzą sobie sprawę z powagi sytuacji. Mówić kiedy i czy w ogóle do tego dojdzie, to jak próbować przewidzieć kolejny szalony pomysł Elona Muska – zadanie nie z tej Ziemii…
Nadzieja w młodych
Miały być „magiczne metody”, a tu wieje póki co pesymizmem. Nie dajcie się jednak zwieść – to tylko dla zbudowania napięcia! Lekcje online da się robić lepiej spełniając proste warunki: stawiając na nauczycieli kompetentnych, ale i czujących się komfortowo z nowoczesną technologią oraz zmniejszając grupy zajęciowe tak, aby uczeń czuł na sobie uwagę nauczyciela i odczuwał potrzebę skupienia. Zbyt proste, by nazywać to „magicznym”? Nie jest to w żadnej mierze efekt czarów i zaklęć, ale z magią ma tyle wspólnego, że budzi nieufność. Rozwianiu wątpliwości na pewno pomoże próbowanie na własnej skórze. Otwartość na dobrą zmianę, bez podtekstów politycznych, to tylko i aż czego nam potrzeba.
Przechodząc do konkretów, portale takie jak www.lepiejznauka.pl oferują lekcje online w małych grupach prowadzone przez studentów najlepszych uczelni w kraju i za granicą. Jeśli słowo „studenci” od razu przywołuje skojarzenie z „niekompetentni”, to pomyśl o tym, że w internecie prawdopodobnie spędzili więcej czasu niż na codziennych posiłkach. Poza tym niektórzy z nich mogą się poszczycić studiami na prestiżowych kierunkach Uniwersytetu i Politechniki Warszawskiej czy University of Cambridge. A może zamiast dywagować o ich kwalifikacjach warto dać im szansę i przekonać się samemu? Nic prostszego! - Oferują darmową pierwszą sesję próbną. Brzmi dobrze? Może być jeszcze lepiej, gdy wykonasz ten pierwszy krok!
Zabawa w naukę
Nie można się jednak oszukiwać, że omówione wyżej „skoki cywilizacyjne” edukacji, to dalej to samo danie podane na innej zastawie. Dokładane są wszelkie starania, by formalny system nauki szkolnej przenieść w niezmienionej postaci do internetu. W ten sposób nie zmienimy najważniejszego czynnika wpływającego na efektywność nauki - zaangażowania i entuzjazmu ze strony samych uczniów. Należy dążyć do sprawiania młodemu pokoleniu jak najwięcej radości ze zdobywania wiedzy. Dobrze z tym radzą sobie kanały edukacyjne na YouTube. Czy ja dobrze widzę? Przecie YouTube to główne narzędzie do marnowania czasu! W istocie nietrudno tam natknąć się na całe multum bezwartościowych, przyciągających uwagę sensacyjnymi tytułami filmików. Gdy jednak odrzucimy pokusę oddania się bez reszty taniej rozrywce, możemy odkryć całe morze możliwości, które oferują zasoby YouTube’a. Mowa to zarówno o kanałach popularnonaukowych jak i tych ściśle skupiających się na nauce szkolnej i przygotowaniach do egzaminów.
Smakowite lekcje z matematyki na każdym poziomie zaserwuje nam kanał „Pi-Stacja Matematyka”. Poprawić nasze rozmowy po angielsku pomoże Arlena Witt, a zawiłości naszego ojczystego języka wyjaśni „Mówiąc inaczej”. Tajemnice chemii odkryje przed wami popularny “Pan Belfer”, czyli przebojowy nauczyciel Dawid Łasiński. Z fizykiem Tomaszem Rożkiem każdy trudny światowy problem wydaje się bardziej zrozumiały - na swoim kanale “Nauka. To Lubię” omawia analitycznie wiele z najgłośniejszych kwestii naszych czasów - w tym epidemii koronawirusa! Wiedza nadprogramowa to nadzwyczajna jakość - przekonują twórcy kanału “Pasja Informatyki”. Mirosław Zelent i Damian Stelmach uczą przystępnie informatyki i programowania, a także przybliżają szczegóły kariery zawodowej w najbardziej przyszłościowej branży - IT.
Nagrane przez nich filmy zapewnią nam miesiące, jeśli nie lata, przystępnej i sprawiającej frajdę nauki. A to przecież tylko garść z nich...
„Żeby wygrać, trzeba grać”
To zmiana jest motorem napędowym postępu. W czasie zarazy musimy się dopasować do wielu obostrzeń prawnych i społecznych na niemałą skalę. Skoro już zmieniamy nasze przyzwyczajenia i chcąc nie chcąc poszerzamy naszą strefę komfortu o te nowe doświadczenia, to dlaczego nie pójść krok dalej i uwzględnić w tych zmianach wspomniane propozycje? Miara dodatkowego związanego z tym wysiłku jest niewielka, ryzyko niemal żadne, a i najpopularniejsza wymówka naszych czasów nie ma tu mocy (bo przecież nie uwierzę, że w kwarantannie „Nie masz czasu”!). Może zamiast szukać powodów, by nie zrobić przypadkiem nic nowatorskiego, lepiej skupić się na powodach dlaczego wartościowe jest nawet samo próbowanie?
“Inwestowanie w wiedzę zawsze przynosi największe zyski.” – Benjamin Franklin.
*
Kim jest autor?
Autorem felietonu jest student drugiego roku Matematyki (sam prosił o zapisanie Królowej Nauk wielką literą) na Uniwersytecie w Cambridge, absolwent prestiżowego XIII Liceum Ogólnokształcącego w Szczecinie - Maciej Maruszczak. W latach szkolnych wielokrotnie zdobywał tytuły finalisty i laureata w ogólnopolskich olimpiadach: Matematycznej, Fizycznej, Informatycznej, Wiedzy Technicznej, Lingwistyki Matematycznej, Statystycznej oraz w niezliczonych drobniejszych konkursach. Poza rozwojem naukowym na najwyższym poziomie pasjonuje się otwieraniem możliwości edukacyjnych innym. Aktywnie działa w Project Access - organizacji wolontaryjnej pomagającej uczniom z całej Polski w dostaniu się na najbardziej prestiżowe uniwersytety w Wielkiej Brytanii. Jak dotąd 3 jego podopiecznych rozpoczęło studia matematyczne na Cambridge, a 3 kolejnych dostało oferty do ich rozpoczęcia w następnym roku. Ma też swój udział w rozwoju pierwszej w Polsce platformy korepetycji online - LepiejzNauką.pl.
W czasie wolnym od nauki uwielbia uprawiać sport, w szczególności wioślarstwo i lekkoatletykę. Do jego pasji można również zaliczyć numizmatykę oraz książki science-fiction.
- Mój dziadek wychowywał się na Dolnym Śląskim i wciąż spora część mojej rodziny rezyduje od Jawora przez okolice Wrocławia po Oławę właśnie, gdzie m.in. moja kuzynka pracuje w oławskim szpitalu - mówi. - Również mój ojciec spędzał tam każde ferie i wakacje. Dlatego też i ja regularnie odwiedzam te rejony.
Napisz komentarz
Komentarze