Okiem oławianina. Arłamów
Pułkownik przez długi czas nie narzekał na brak zajęć, przygotował bowiem logistycznie budowę, a jednocześnie kierował ośrodkiem w Łańsku. W końcu musiał się jednak skupić na Arłamowie. Powierzchnia całego terenu wypoczynkowo-łowieckiego była ogromna. Obejmowała tereny wsi: Grąziowa, Kwaszenina, Trójca, Borysławka, Jamna Górna i Dolna, Krajno, Łomna i rezerwat Tarnica. Łącznie z przyległościami było to niespełna 25 tysięcy hektarów. Cały teren ogrodzono trzymetrowym płotem o długości ponad 80 km. Wykonano w nim przejścia dla zwierzyny w taki sposób, że mogły wejść do środka, ale wydostać już się nie mogły. Drogi dojazdowe zostały zamknięte. Przy szlabanach stali wartownicy, a teren był patrolowany. Z myślą o łatwiejszym docieraniu do ośrodka niedaleko Birczy zbudowano lotnisko.
Na kompleks składały się: budynek główny ze spadzistym góralskim dachem, zabudowania gospodarcze, socjalne, stajnie, wartownia. Nieopodal powstał też drewniany domek dla komendanta. Na pierwszym piętrze budynku głównego znajdował się reprezentacyjny apartament i podobny na drugim. Pierwszy był przeznaczony wyłącznie dla Edwarda Gierka, a drugi dla Piotra Jaroszewicza. W sumie w ośrodku było 40 miejsc noclegowych, z których korzystać mogli członkowie Biura Politycznego, sekretarze KC, wpływowi ministrowie i niektóre osoby z Rady Państwa. Na parterze były pomieszczenia rekreacyjne i odnowy biologicznej. Na tym poziomie mieszkali żołnierze Wojsk Nadwiślańskich pełniący funkcje kierowców, łowczych, kelnerów, kucharzy. W sumie około 30 osób.
Miałem raz okazję przez 3 dni korzystać z noclegu w budynku głównym na drugim piętrze. To, co najbardziej mnie uderzyło, to wspaniałe skóry zwierząt leżące na podłodze w sypialni pokrywające prawie całą jej powierzchnię, a tak delikatne i ciepłe, że chciałem położyć się spać na nich, a nie na łóżku.
W planach inwestycyjnych komendanta w pewnym momencie znalazł się projekt budowy trzech drewnianych domów na południowym stoku góry Jaworów w opuszczonej wsi Trójca, kilka kilometrów od Arłamowa. Nie był to pomysł przypadkowy. Płk. Doskoczyński właściwie od początku swego panowania w Bieszczadach zamierzał powiększyć obszar łowiecki o tereny obejmujące wieś Muczne i jej duże przyległości. Sprzeciwiał się temu gen. Berling, odsunięty w styczniu 1945 roku od dowodzenia 1. Armią WP, który na otarcie łez początkowo został komendantem Akademii Sztabu Generalnego, a później prezesem Polskiego Związku Łowieckiego, zyskał w nim popularność, a także duże wpływy w lobby łowieckim. Płk. Doskoczyński, aby zrealizować swój plan, musiał zdobyć dla niego pełną przychylność Edwarda Gierka i Piotra Jaroszewicza. W tym celu zaprosił ich na Wigilię do niewykończonych jeszcze domów. Budowa jednak wlokła się i termin grudniowy był zagrożony. Komendant zadziałał w swoim stylu. Zwołał zebranie budowniczych, zbeształ ich okropnie, wyzwał ich od darmozjadów, pasożytów, nierobów, śmierdzących leni i nie były to jedyne epitety. Oświadczył, że do połowy grudnia ma wszystko błyszczeć, bo inaczej zgniją w kryminale za sabotaż. Po tej tyradzie przywołał żołnierzy, którzy przynieśli kilka skrzynek wódki i pojemnik wypełniony kiełbasą. Zachęcił do picia i jedzenia, a zakończył stwierdzeniem: "Od jutra praca wre!". I stało się, termin został dotrzymany.
Napisz komentarz
Komentarze