Wigilię przygotowali żołnierze Wojsk Nadwiślańskich. W sali kominkowej stanęła choinka z bombkami w barwach narodowych. Błyskało mnóstwo światełek. Stół był pokryty sianem, a na nim leżał haftowany obrus. Była kołyska z Dzieciątkiem, a na kratownicy nad paleniskiem płonęło mnóstwo świec. Meble były w stylu góralskim, wszędzie skrzaty, świątki i inne regionalne rzeźby. Potraw było oczywiście dwanaście. Podobno Piotr Jaroszewicz powiedział wtedy: "Ateizm ateizmem, a tradycja tradycją". Pod koniec wieczerzy Edward Gierek w geście podzięki obiecał przyłączenie Mucznego i okolic do terenów ośrodka, a za zasługi i dla uhonorowania osoby komendanta przemianowanie wsi na Kazimierzowo. Tak się też stało. Misternie przygotowany przez "Naczelnego Łowczego PRL" plan został zrealizowany. O klasie ośrodka świadczyło to, że byli w nim przyjmowani m.in. prezydent Francji Valéry Giscard d`Estaing, premier ZSRR Aleksiej Kosygin, prezydent Jugosławii Josip Broz Tito, przywódca NRD Erich Honecker, brat szacha Iranu Rezy Pahlawiego. W latach późniejszych Arłamów zaczął otwierać swoje podwoje dla gości dewizowych z zagranicy, bo fama o organizowanych tu niezwykłych łowach rozniosła się po Europie. Wszystko jednak ma swój kres.
W 1981 r. skończyła się wszechwładza płk. Kazimierza Doskoczyńskiego. Na kategoryczne żądanie "Solidarności Bieszczadzkiej" pułkownik został usunięty z zajmowanego stanowiska, a Kazimierzowo znowu stało się Mucznem. Były komendant zmarł w Warszawie w roku 2000 w wieku 78 lat. Jeszcze długo przed jego śmiercią Arłamów gościł Lecha Wałęsę, lecz nie jako prezydenta, a jako internowanego. Warunki internowania nie były zatem najgorsze.
Po transformacji ustrojowej ośrodek stał się ogólnodostępny. Upodobali go sobie kolejni selekcjonerzy kadry piłkarzy, organizując tu zgrupowania kondycyjne przed ważnymi meczami. Pod pojęciem "Arłamów" kryje się też zupełnie inna treść. Wiele jednostek wojskowych w różnych okresach prowadziło wtedy hodowlę trzody chlewnej. Działo się tak najczęściej gdy na rynku pojawiały się kłopoty aprowizacyjne. Na przełomie lat 60. i 70. w kierownictwie resortu spraw wewnętrznych powstał projekt stworzenia dużego gospodarstwa rolnego. Miejscem lokalizacji tegoż miały być okolice Arłamowa. Wstępnie prace realizowali żołnierze Wojsk Nadwiślańskich, przybyli tam podobnie jak załoga ochronna z Warszawy. Bardzo szybko okazało się, że jest ich o wiele za mało. Wyjściem z sytuacji było jedynie utworzenie nowej jednostki wojskowej stacjonującej w Bieszczadach, przeznaczonej wyłącznie do pracy w coraz bardziej rozbudowującym się gospodarstwie rolno-hodowlanym. Jednostka powstała i przyjęła nazwę "pułku ochrony", choć z ochroną Arłamowa, czy czegokolwiek innego nie miała nic wspólnego. Zostało powołane dowództwo pułku, ale pieczę, całościowy nadzór i władzę decyzyjną sprawował wyłącznie... płk. Doskoczyński. To w tym momencie musiał zrezygnować z kierowania ośrodkiem w Łańsku, którego pracownicy i załoga odetchnęli z ulgą.
Do pułku w Bieszczadach wcielano poborowych ze wsi i po dwumiesięcznym przeszkoleniu unitarnym kierowano do prac w gospodarstwie. Pracowali w ubraniach roboczych od pobudki do capstrzyku, a nierzadko w nocy. Mieli przerwy na posiłki i odpoczynek. Pułk nie posiadał typowych koszar, poszczególne kompanie stacjonowały w różnych miejscach, a głównie w mało zamieszkałych wsiach: Kwaszenina, Trójca i Trzcianiec, oddalonych od siebie o kilkanaście kilometrów. Porządku pilnował płk. Doskoczyński, a sama "fama" o nim powodowała, że panował wzorowy porządek i dyscyplina. Efekty pracy były znakomite. Hodowla i uprawy rolne były prowadzone na obszarze około 800 ha zmieni ornej, 600 ha łąk i 800 ha pastwisk. Taki areał pozwalał na hodowlę 3500 szt. tuczników, 2500 owiec i 4500 bydła. Gospodarstwo oceniane było przez przełożonych jako bardzo dobrze prowadzone, odwiedzali je osobiście kolejni ministrowie spraw wewnętrznych.
Z warunków służby żołnierze służby zasadniczej byli raczej zadowoleni, gorzej oceniała je kadra zawodowa, choć kierowani byli do pułku głównie chętni. Niezadowoleni byli natomiast oficerowie rezerwy: lekarze medycyny i weterynarii. Tych drugich trzeba było sporo. Doskwierało im boleśnie wyrwanie ze środowiska, od rodzin, przerwanie na dwa lata kariery zawodowej. Jeśli kiedyś ktoś użyje pojęcia "Arłamów", pytajcie, o który chodzi. Czy o rezydencję, czy o wojskowe gospodarstwo rolne? Pojęcie to bowiem przylgnęło do obu, bo były w pobliżu, a przede wszystkim łączyła je osoba płk. Doskoczyńskiego.
Po roku 1981 gospodarstwo przejęło Ministerstwo Rolnictwa.
Zygmunt Piskozub Czerwiec 2020
Napisz komentarz
Komentarze