Po opuszczeniu formacji załoga por. Con Robinsona leciała w kierunku Wrocławia, na szczęście nikt już nie atakował samotnego samolotu. Inne uszkodzone w tej samej walce samoloty rozproszyły się po Śląsku, np. jedna z B-17 lądowała przymusowo w Wałbrzychu. "Nasza" załoga nadała radiowy sygnał-hasło "Starfish", oznaczający kierowanie się w stronę rosyjskich linii. Na pokładzie samotnej "fortecy" trwała gorączkowa walka o życie. Nie działała łączność wewnętrzna, sprawna była jedynie instalacja tlenowa, pilot miał problemy z silnikami, z rozbitych zbiorników wyciekało paliwo, otwory były tak duże, że nawet samouszczelniające się zbiorniki nie mogły zahamować wycieku benzyny. Nie działały systemy hydrauliczne i wspomagające system sterowania. Bombowiec stale tracił wysokość. Na pokładzie było dwóch ciężko rannych. Pomimo kamizelek kuloodpornych, strzelcy odnieśli wiele ran. W bardzo złym stanie był radiotelegrafista John Chupa, który nie mógł się poruszać. Opiekował się nim Hilario Rivera, który pomimo swoich ran i upływu krwi, oddał ciężko rannemu koledze swoją maskę tlenową.
Z obliczeń nawigatora wynikało, że po upływie godziny osiągnięto tereny zajmowane przez Rosjan. Dowódca samolotu postanowił lądować, wcześniej powiadamiając załogę, że kto chce, może opuścić bombowiec ze spadochronem. Większość postanowiła skakać, oceniając zapewne, że przymusowe lądowanie wrakiem samolotu stanowi znacznie większe ryzyko. Samolot leciał coraz niżej, na wysokości około tysiąca metrów. Po minięciu Wrocławia, lotnicy zaczęli opuszczać B-17. Przez tylne drzwi samolotu skakali po kolei Carl Brown , Richard Clifford , Virgil Cochran, Hilario Rivera, John Chupa oraz Ivor Bunn. W przypadku ciężko rannego Chupy konieczna była pomoc kolegów. Praktycznie wyrzucili oni kolegę z samolotu. Szczęśliwie wszystkim otworzyły się spadochrony i bez kolejnych kontuzji cała szóstka wylądowała na „ziemi niczyjej", pomiędzy niemieckim a sowieckimi liniami. Pomimo znacznego rozproszenia, wszyscy zdołali przedostać się do Rosjan-sojuszników, unikając niewoli. Wsamolocie pozostali obydwaj piloci: Con Robinson i Richard Craig.
John Andreola znajdował się w komorze bombowej, a nawigator James Kakides pozostał w przedziale radiowym. Ppor. Robinson, lecąc na resztkach paliwa, zdołał wykonać bardzo ostrożne, doskonałe lądowanie ze schowanym podwoziem, "na brzuchu". Czterech lotników bez obrażeń szybko opuściło rozbity bombowiec.
Maszyna leżała na "ziemi niczyjej", gdzieś pomiędzy Domaniowem a Wiązowem. Linia frontu przebiegała wtedy równolegle do autostrady, np. Strzelin wciąż pozostawał po niemieckiej stronie. Amerykanie szybko zorientowali się w położeniu i rozpoczęli bieg na północ, do rosyjskich okopów. Kiedy do najbliższej transzei pozostało zaledwie kilkanaście metrów, rozegrał się ostatni akt dramatu. Drugi pilot Richard Craig został trafiony w plecy przez niemieckiego snajpera. Kula uszkodziła kręgosłup i rozerwała żołądek. Pozostali lotnicy, przy pomocy Rosjan, ściągnęli rannego do okopu i przewieźli do szpitala polowego.
U Rosjan
Ciężko ranny drugi pilot znalazł się w rosyjskim szpitalu polowym, prawdopodobnie gdzieś na terenie przyczółka w okolicach Ścinawy, być może w Oławie. Rosyjscy lekarze nie zezwolili na dalszy transport rannego, jego szanse na przeżycie oceniali, jak wspomina C Robinson, "50 na 50". Richard Craig zmarł nazajutrz po odniesieniu ran - 23 marca. Dwa dni później, w innym szpitalu, zmarł Chupa. Jego ciało pokazano dowódcy załogi, widzieli go również Andreola, Clifford i Brown. Obydwu poległych lotników pochowano bez obecności ich kolegów z załogi. Gdzie? Nie wiadomo.
Uratowani lotnicy nie byli razem przez kilka dni, Rosjanie umożliwili im pierwsze spotkanie dopiero we Lwowie. Po powrocie do USA, wszyscy lotnicy w ankiecie dla wywiadu, na pytanie o pierwsze spotkanie z dowódcą po zestrzeleniu, wpisywali:-Lvov - Poland. Pisali tak, zapewne nie wiedząc, że w 1945 roku Lwów już nie był polski. Po kilku dniach lotników przewieziono do amerykańskiego szpitala w Połtawie, gdzie spotkali kolegów z innych samolotów zestrzelonych w ciągu ostatnich dni. Wkrótce powrócili do Włoch i do Stanów, na pokładzie statku szpitalnego. W ojczyźnie najszybciej znalazł się Hilario Rivera, którego wysłano do USA samolotem szpitalnym.
Po wojnie
Po zakończeniu działań wojennych Rosjanie założyli swój cmentarz wojskowy w Oławie przy ul. Zwierzynieckiej. W ciągu kilku miesięcy ekshumowali z terenu Ziemi Oławskiej ponad pięć tysięcy swoich poległych, powtórnie pochowanych właśnie w Oławie. Jest bardzo prawdopodobne, że dokonali również przeniesienia ciał Craiga i Chupy. W 1995 roku pisaliśmy o tajemniczym grobie lotników, położonym pod murem, tuż przy bramie cmentarza Armii Radzieckiej. Z tego miejsca w 1946 roku Amerykanie zabrali dwa ciała, przenosząc swoich poległych żołnierzy do Francji, a nawet do USA. Wciąż nie znamy nazwisk tych, których wtedy zabrano z Oławy. Dla pełnego wyjaśnienia i uzupełnienia tego fragmentu historii Ziemi Oławskiej konieczne jest uzyskanie pełnego wykazu alianckich ekshumacji dokonywanych na Śląsku.
* * *
Poszukując informacji o amerykańskich lotnikach, którzy zginęli w okolicach Oławy i Strzelina, otrzymałem kopie wszystkich meldunków i raportów załogi por. Robinsona. Chylę czoła przed sprawnością i solidnością pracy archiwów, które są w stanie niezwłocznie udostępnić tak szczegółowe materiały.
Całość wydarzeń opisałem na podstawie ośmiu indywidualnych raportów. Skrupulatni archiwiści dostarczyli ponadto szereg innych informacji, które nie znalazły się w tej publikacji. Dysponujemy np. numerami wojskowymi załogi, imionami rodziców wszystkich lotników, wykazem ich żołdu po powrocie do służby, numerami seryjnymi wszystkich czterech silników bombowca, a nawet numerami każdego egzemplarza broni pokładowej, notatkami nawigatora itd. To jest dobry przykład, jak niektóre narody potrafią dbać o swoje dziedzictwo.
PRZEMYSŁAW PAWŁOWICZ
Specjalne podziękowania dla Szymona Serwatki - Aircraft Missing in Action Project
* * *
Me wiemy, gdzie dokładnie wylądował samolot oraz co się z nim stało. Zapewne po prostu trafił na złom, ałe może coś z niego pozostało? Jak zwykle, liczymy na naszych czytelników, ich relacje często uzupełniały historyczną układankę. Wkrótce zapewne otrzymamy zdjęcia członków opisywanej załogi B-17, kilku z nich mieszka w USA, cieszy się dobrym zdrowiem i być może niebawem uzupełnimy historię nowymi wiadomościami.
- - - - - -
Przypominamy tu tragiczny los dwu Amerykanów. W czasie II wojny światowej pod niebem Europy zginęło przeszło dwieście tysięcy lotników.
- - - - - -
Załoga Boeing B-17 G „Flying Fortress" s.n 42-107156: pilot Con Robinson - Pasadena, California, Richard Craig - Detroit. Michigan. James Kakides - Bradfurd. Massachusetts, John Andreola - Bronx, New York, hor Bunn - Akron, Ohio. John Chupa - Summit HM, Penmylvania, Richard Clifford – Seattle, Washington. Hilario Rivera - San Angelo, Texas, Virgil Cochran - Sullivan, Illinois, Carl Brown - Summerfield, Louisiana
Tekst ukazał się w Wiadomościach Oławskich nr 50/2001
Napisz komentarz
Komentarze