- Jak długo mieszkał ksiądz w Oławie?
- Do 18. roku życia. Chodziłem do Szkoły Podstawowej nr 1, potem było Gimnazjum nr 2 na Lwowskiej. I wreszcie skończyłem oławski ogólniak na Placu Zamkowym, czyli Liceum Ogólnokształcące im. Jana III Sobieskiego.
- Był ksiądz ministrantem?
- Swoje doświadczenie z ministranturą miałem w naszym oławskim Sanktuarium Matki Bożej Pocieszenia.
- A dalsza edukacja?
- Po liceum rozpocząłem formację w Metropolitarnym Seminarium Duchownym we Wrocławiu i studia na Papieskim Wydziale Teologicznym we Wrocławiu, gdzie rektorem wtedy był oławianin - ks. Waldemar Irek. Po opuszczeniu seminarium związałem się już ze starokatolicyzmem. I po święceniach rozpocząłem pracę duszpasterską. Zawsze do Oławy wracam z wielką radością jako do mojego rodzinnego miasta.
- Rodzina księdza wciąż tu mieszka?
- Tak. W Oławie mieszkają moi rodzice oraz moje rodzeństwo wraz już ze swoimi rodzinami.
- Jak zareagowali rodzice i rodzeństwo na decyzję księdza o zmianie kościoła?
- Czy byli zadowoleni, to może nie bardzo (śmiech). Jednak zaakceptowali to. Byli świadomi, że jako dorosły człowiek, który już dawno wyfrunął z rodzinnego gniazda, sam decyduję o sobie. W Polsce, gdzie dominującym jest Kościół rzymskokatolicki, są też inne Kościoły katolickie, czyli tak zwane starokatolickie. Ludzie często nie mają o tym pojęcia.
- Czy miał ksiądz okazję porozmawiać z księdzem Irkiem o swoich planach zmiany Kościoła?
- Tak, rozmawiałem z nim o tym. Był on wówczas rektorem Papieskiego Wydziału Teologicznego we Wrocławiu. Był on też głównym promotorem pracy magisterskiej.
- I...?
- Rozmowa była bardzo serdeczna i motywująca. Ksiądz profesor Irek był człowiekiem wysokiej kultury i erudycji. Podszedł do tego ze zrozumieniem. Mimo opuszczenia seminarium i zmiany Kościoła mogłem dokończyć normalnie studia. Magisterium broniłem już jako diakon, a święcenia diakonatu otrzymałem nawet miesiąc wcześniej niż moi koledzy z rocznika.
- Powiedział mi ksiądz kiedyś, że to, co się zadziało z księdzem Irkiem, utwierdziło księdza w przekonaniu, że celibat powinien być dobrowolny dla duchownych. A czy w ogóle wiedział ksiądz o jego podwójnym życiu? Czy mówiło się o tym w seminarium?
- Nie. Nie wiedziałem o tym. Ani też, szczerze mówiąc, nic o tym nie słyszałem. Wszyscy go szanowali i nigdy nie słyszałem o nim złego słowa ani sam nic złego nie mogę powiedzieć.
- Czego zabrakło księdzu w Kościele rzymskokatolickim, że zdecydował się ksiądz go opuścić?
- Czy mi czegoś zabrakło... Na pewno możliwości realizacji jeszcze jednego powołania. Powołania do bycia mężem, do bycia ojcem. Jak każdy człowiek, jak moi znajomi, których obserwowałem, i którzy zakładali swoje rodziny, i ja chciałem mieć rodzinę. I to taką, którą sam założę. Gdzie będę miał z kim dzielić radości i smutki życia, do kogo się przytulić, z kim porozmawiać. Patrzeć, jak dorastają moje dzieci, kiedyś może prawnuki. Tego w Kościele rzymskokatolickim bym nie miał. A nawet jakby, to byłoby to w ukryciu, na pół gwizdka. To zdecydowanie nie dla mnie. Mam nadzieję, że kiedyś Kościół rzymskokatolicki zmieni swoje podejście do kwestii celibatu i będzie on tak, jak w pierwszych wiekach chrześcijaństwa fakultatywny. Myślę nawet, że to obecnie kwestia czasu... Tylko pytanie jak długiego. Widzimy obecnie w naszym Kościele Matce, jakim jest dla nas Rzym, spadek powołań kapłańskich, łączenie seminariów duchownych czy nawet też już zamykanie parafii, bo brakuje księży.
- Dlaczego wybrał ksiądz dla siebie akurat Narodowy Kościół Katolicki (NKK)?
- Zdecydowałem się, aby realizować swoje powołanie kapłańskie na niwie kościołów starokatolickich. Kościoły tej tradycji są najbardziej zbliżone do Kościoła rzymskokatolickiego. Tak naprawdę więcej je łączy niż dzieli z nim. NKK jest dla mnie miejscem, gdzie mogę realizować swoje powołanie kapłańskie, a przy tym także być mężem i ojcem. To Kościół otwarty dla ludzi, gdzie panuje rodzinna i przyjazna atmosfera. Kościół ten jest Kościołem, w którym każdy znajdzie swoje miejsce i będzie mógł kroczyć ku zbawieniu. Jako Kościół mamy ważną sukcesję apostolską, a co za tym idzie sprawujemy ważnie sakramenty. Szanuję inne Kościoły i wierzę, że jest w nich obecny Chrystus, ale nie mógłbym być protestantem, gdzie rozumienie sakramentów chociażby Eucharystii jest trochę inne. Dlatego właśnie wybrałem nurt eklezjalny, który posiada tą ważność sakramentów i jest złączony z Kościołem Powszechnym poprzez ważną sukcesję apostolską.
- Co takiego ma, czego nie miał Kościół rzymskokatolicki?
- Kościół rzymskokatolicki ma wielowiekową historię i tradycję. I bardzo go szanujemy. Ja osobiście jestem wdzięczny, że to w tym Kościele przyjąłem pierwsze sakramenty - chrztu i bierzmowania. I w tym Kościele mogłem rozpocząć swoją formację ku chrystusowemu kapłaństwu. Nie mogę powiedzieć, że czegoś nie ma i że my w czymś jesteśmy lepsi czy gorsi. Jednak na przykład w Polsce Kościół dominujący nie jest w stanie skupić się na każdym człowieku. I to rozumiem, gdyż w wielu przypadkach jest to niemożliwe ze względu na wielkość parafii. U nas dzięki temu, że jesteśmy mniejsi, możemy się skupić indywidualnie na każdym człowieku. Panuje bardzo przyjazna atmosfera. Kościół rzymski jest ze względu na swoje rozmiary trochę bardziej oddalony od człowieka i jego problemów. My jako księża mający rodziny i pracujący zawodowo myślimy, że bardziej potrafimy zrozumieć naszych wiernych i ich problemy, gdyż sami też takie problemy przeżywamy.
- Czym się różnią oba te Kościoły przede wszystkim?
Jak już wspomniałem zdecydowanie wiele łączy nasze Kościoły. Podstawowe różnice to, że nasz Kościół nie podlega zwierzchności papieża. Biskupa Rzymu uznaje jako primus inter pares (łac. "pierwszy wśród równych sobie"), jako pierwszego i najgodniejszego ze wszystkich biskupów katolickich. Nasz Kościół przyjmuje zasadę dobrowolności celibatu duchownych - jako zgodną z nauką Apostołów i Tradycją Kościoła zachodniego do 1073 r. Komunia Święta jest zawsze udzielana wiernym pod dwiema postaciami (Ciała i Krwi Chrystusa). Posiadamy też spowiedź ogólną praktykowaną z reguły w niedziele czy na prośbę wiernych. W Kościele rzymskokatolickim nazywa się to absolucja generalna. I jest rzadko stosowana. Nasz Kościół dopuszcza stosowanie środków antykoncepcyjnych w małżeństwie, jeżeli małżonkowie całkowicie nie zamykają się na rodzicielstwo. Używanie antykoncepcji jest przedmiotem indywidualnego osądu męża i żony i w zakresie odpowiedzialności Kościoła nie leży mówienie jego wiernym, ile dzieci winni posiadać. Bycie rodzicem jest ważnym aspektem małżeństwa, a ograniczanie wielkości rodziny jest zarówno osobistym wyborem, jak i odpowiedzialnością. Poza prokreacją małżeństwo służy również innym ważnym celom. Kościół pozostaje także neutralny wobec polityki...
Cała rozmowa w "Gazecie Powiatowej" - do kupienia na terenie powiatu oławskiego lub TUTAJ: link poniżej
Napisz komentarz
Komentarze