- Hejter i narodowiec Rafał Dobrowolski znalazł się w radzie programowej ośrodka edukacyjnego dla młodzieży, finansowanego przez rząd. Wcześniej pisał o wysyłaniu "lewackiego bydła i podludzi" do kanału - pisze Karolina Kozakiewicz we wczorajszym dodatku dolnośląskim "Gazety Wyborczej". Podsumowuje, że w styczniu rozdysponowano z rządowego Funduszu Patriotycznego 12 milionów złotych. Jak informuje portal Wirtualna Polska, w dużej mierze pieniądze otrzymały organizacje i instytucje kojarzone z obecną władzą. Wśród beneficjentów znalazło się m.in. stowarzyszenie, w którym zasiadają przedstawiciele Młodzieży Wszechpolskiej, znanej z akcji spalenia flagi Unii Europejskiej czy stawiania tęczowej gilotyny na Marszu Równości. Chodzi o ośrodek edukacyjno-historyczny "Ogniwo" w Jelczu-Laskowicach, którego częścią jest Muzeum Tradycji Ruchu Narodowego. O otwarciu tego ośrodka pisaliśmy obszernie na portalu i w gazecie.
"Wyborcza" pisze, kim jest Rafał Dobrowolski - jeden z członków Rady Programowej ośrodka "Ogniwo" w Jelczu-Laskowicach.
- Dr Rafał Dobrowolski to historyk z Lublina, który zasłynął z faszystowskich poglądów i nienawistnych komentarzy w sieci - pisze Karolina Kozakiewicz. - "Lewackie degeneraty", "bydło", "gówno", "podludzie, których trzeba wysłać do obory albo do kanału i na wysypisko śmieci" - tak o wykładowcach UMCS pisał internauta podpisany "Naród Polski”. Dr hab. Piotr Witek i dr hab. Tomasz Kitliński postanowili złożyć w tej sprawie zawiadomienia na policję i do prokuratury. Zwrócili uwagę, że autor komentarzy, szczególnie poprzez użycie słowa „podludzie", propaguje faszyzm i nacjonalizm. - Po doświadczeniach II wojny światowej, Holocaustu wypisywanie takich rzeczy, które są żywcem wyjęte z propagandy Goebbelsa, to rzecz niewiarygodna - tłumaczył dr hab. Witek w Radiu TOK FM. Śledczy ustalili, że pod nickiem kryje się dr Rafał Dobrowolski. Sprawę ostatecznie umorzono, uznawszy, że wpis nie był motywowany różnicami narodowościowymi, etnicznymi, rasowymi czy wyznaniowymi, ale przynależnością polityczną, orientacją seksualną i różnicami światopoglądowymi. (...) Skrajne poglądy nie przeszkodziły Dobrowolskiemu w karierze - jest doktorem nauk historycznych z Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, pisał pracę m.in. na temat ONR-u, był też prezesem Związku Żołnierzy Narodowych Sil Zbrojnych w Lublinie. Po wygranych przez PiS wyborach Dobrowolski został specjalistą w Departamencie Kultury, Edukacji i Sportu w urzędzie marszałkowskim w Lublinie. Wysokie stanowisko czekało też na niego w oddziale IPN w Lublinie. Od 2017 roku jest członkiem Komitetu Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa. Nigdy nie ukrywał swoich skrajnie prawicowych poglądów. Kilka lat temu startował w wyborach samorządowych jako kandydat Ruchu Narodowego. Jako ekspert występuje często w TV Trwam, Radiu Maryja i narodowych mediach. Swoje kolumny miał m.in. w nacjonalizującym periodyku "Glaukopis". Dobrowolski był m.in. pomysłodawcą dekomunizacji ulicy Lucyny Herc, podporuczniczki Ludowego Wojska Polskiego, która straciła życie, pomagając powstańcom. Jego zdaniem ulica powinna nosić imię Leonarda Zub-Zdanowicza, cichociemnego, a później podpułkownika w Brygadzie Świętokrzyskiej NSZ. To pod jego dowództwem dokonano mordu pod Borowem, gdzie rozstrzelano kilkudziesięciu partyzantów Gwardii Ludowej i kilku chłopów.
- Z panem doktorem współpracujemy na płaszczyźnie konsultacji w sprawie podziemia niepodległościowego, gdyż posiadamy spory dział archiwaliów, prasy i druków ulotnych oraz korzystamy z jego doświadczenia w zakresie pracy w archiwach - tłumaczy "Wyborczej” Mateusz Kotas, dyrektor ośrodka "Ogniwo".
- PONIŻEJ TEKST Jerzego Kamińskiego Z GAZETY POWIATOWEJ:
Czy narodowo-katolicka narracja spod znaku Młodzieży Wszechpolskiej zdominuje jelczańską patriotyczną przestrzeń publiczną?
Muzeum w prywatnym mieszkaniu Mateusza Kotasa powstało już parę lat temu (2017). Gdy założona przez niego fundacja "W połowie drogi" otrzymała kilkaset tysięcy zł z rządowego Funduszu Patriotycznego na zakup lokalu wraz z infrastrukturą na potrzeby Ośrodka Edukacyjno-Historycznego "Ogniwo", ruszyły prace budowlane w lokalu przy ul. Witosa, a w lokalnej przestrzeni publicznej zaistniał mało znany dotąd Mateusz Kotas.
Z wykształcenie jest politologiem. Przy pierwszym spotkaniu robi dobre wrażenie, młody, sympatyczny, chętnie rozmawia z każdym. W pewnych środowiskach był znany już wcześniej, np. wśród amatorów sztuk walki (jest instruktorem krav magi, ale zawiesił działalność) czy w Lidze Polskich Rodzin (LPR), z której startował nieudanie do Sejmu w 2007 roku. Gdy jednak pytam o te wybory, zaprzecza. Twierdzi, że startował jedynie na radnego. Faktycznie, rok wcześniej wystartował do Rady Powiatu, ale bez problemu znajduję jego nazwisko na listach w wyborach do Sejmu w 2007 roku. I to jako członka LPR.
- Co do startu w wyborach, nie pamiętałem tego faktu z młodzieńczego życia. Epizod - tłumaczy, gdy zwracam na to uwagę. - Formalnie nie należałem do partii LPR, nie miałem legitymacji, byłem organizatorem struktur i pełnomocnikiem na Jelcz-Laskowice oraz delegatem na kongres krajowy. Zapewne LPR jako młoda partia miała dziury na liście i zgodziłem się na umieszczenie mnie na listach. Natomiast nie robiłem kampanii.
Bardziej czytelne są związki Mateusza Kotasa z Młodzieżą Wszechpolską (MW). Na facebookowym profilu muzeum chwali się zaproszeniem na uroczystości wszechpolaków, w komentarzach czytamy, że jelczański ośrodek prowadzony jest przez "pasjonata, Patriotę, Wszechpolaka".
Dziś Mateusz Kotas bardzo się stara, aby nie łączyć go z polityką. - Nie potrzebuję jej - mówi. Nie zaprzecza jednak związkom z Młodzieżą Wszechpolską, której przez lata był członkiem. Przyznaje, że zakładał w J-L lokalne koło, którego był prezesem. Dziś z racji wieku nie może być członkiem, ale środowisko go szanuje, nazywa seniorem MW, na uroczystościach z okazji 100-lecia organizacji wygłaszał referat jako kustosz Muzeum Tradycji Ruchu Narodowego. Nigdy nie zerwał kontaktów z tym środowiskiem. Ani ono z nim.
Napisz komentarz
Komentarze