Opozycja szeroko komentowała temat "Mieszkań Plus". Była konferencja przed urzędem, mówiono o niejasnościach przy przydziale, braku transparentności. Temat wracał wiele razy na sesji Rady Miejskiej poruszany przez radnych opozycji, głównie Alberta Zielińskiego. Radny mówił, że na liście osób, które otrzymały przydział, jest pięć, które są urzędnikami lub ich bliską rodziną. Nazwisk jednak nie wymieniał publicznie, bo teoretycznie wiązałoby się to z odpowiedzialnością prawną. 30 marca podczas sesji temat znów się pojawił i wtedy padły cztery nazwiska. Ale radny zrobił to dość sprytnie, bo nie powiedział wprost, o co chodzi, tylko kończąc zupełnie inny wątek, nagle wrócił do tematu mieszkań i zwrócił się do burmistrza w ten sposób: "do tego Mieszkania Plus jedno zdanie" - i tu wymienił cztery nazwiska, wśród nich Kwaśniewską. Nie wyjaśnił jednak, o co dokładnie mu chodzi. Czy są to osoby, które tam mieszkają, czy mają inny związek ze sprawą? Burmistrz zwrócił na to uwagę radnemu i dodał, że kolejny raz rzuca wątek w sferę publiczną coś sugerując, ale nie mówiąc wprost...
Kolejna głos zabrała Wanda Nosek, koleżanka Zielińskiego z klubu "Wszystko dla Oławy" i wyjaśniła, że dwa nazwiska dotyczą urzędników, a dwa ich bliskich. W dyskusję wszedł również radca prawny. - Państwo wymieniliście teraz nazwiska urzędników, którzy rzekomo otrzymali korzyść związaną - tak rozumiem sugestię - z popełnieniem jakiegoś przestępstwa, więc też malwersacji. Pierwsza konferencja dotycząca rzekomych malwersacji przy przydziale mieszkań odbyła się 31 stycznia, mamy 30 marca, minęły dwa miesiące i ja bym chciał państwu zwrócić uwagę, że w przepisach prawa jest również obowiązek powiadomienia policji bądź prokuratury o popełnieniu przestępstwa, więc jeżeli macie państwo wiedzę na temat popełnienia przestępstwa, to proszę to zgłosić.
To, co się stało na tej sesji, spowodowało, że Małgorzata Kwaśniewska (pracuje w wydziale gospodarki komunalnej, mieszkaniowej i ochrony środowiska, jest administratorem zasobów komunalnych) powiedziała dość.
- Czarę goryczy przelało, kiedy pan radny powiązał moje nazwisko z - jak to mniej więcej nazwał - "jakimiś machlojkami przy Mieszkaniu Plus" - mówi urzędniczka. - Kiedy zrobił to publicznie na sesji Rady Miejskiej, stwierdziłam - "nie, nie pozwolę na to!".
Uznała, że to był ostatni moment, żeby zareagować i ukrócić to, co od dłuższego czasu dzieje się na internetowych lokalnych portalach i w mediach społecznościowych. - Samo blokowanie oczerniających komentarzy niewiele daje - wyjaśnia urzędniczka. - Ja wyznaję taką zasadę, że jak ktoś powie coś złego w sieci lub skłamie, a my siedzimy cicho, to jest przyzwolenie, żeby pisał dalej. To wszystko przekroczyło granicę już jakiś czas temu, ale ponieważ nie dotykało mnie aż tak bezpośrednio, starałam się nie wdawać w niepotrzebne dyskusje. Jednak pan radny Albert Zieliński przekroczył granicę. Nie mogłam nie zareagować, chociaż długo myślałam, czy to zrobić.
(...)
Jak do sprawy podchodzi radny Zieliński? Przeprosi czy pójdzie do sądu? Nie chce teraz tego komentować, bo - jak mówi - do 23 maja nie otrzymał jeszcze pisma oficjalną drogą, a to zamieszczone na Facebooku nie ma dla niego większego znaczenia. - To tylko wpis w mediach społecznościowych, luźne wypowiedzi pani Kwaśniewskiej - mówi. - Nie zamierzam tego komentować. Odniosę się do sprawy, jak będzie miała ciąg dalszy, ale na razie nie otrzymałem pisma, więc nie będę się wypowiadał.
Kwaśniewska nie sądzi, że radny ją przeprosi, dlatego szykuje się na rozprawę i dodaje, że na pewno nie odpuści. - Wiem, że będzie mnie to kosztowało sporo nerwów, ale ja się nie wycofam, chcę też pokazać innym, że trzeba bronić swojego dobrego imienia i nie pozwalać na powielanie kłamstw w przestrzeni publicznej. Nigdy nie ukrywałam, że mój mąż ma firmę projektową, a brat dostał mieszkanie. Nie pracujemy w czasach głębokiej komuny, kiedy można było ukryć niewygodne informacje, działać - jak to określają moi hejterzy - "pod stołem". To już nie te czasy. Ja jestem wolna od wszystkich stawianych mi przez radnego zarzutów. Tu nie ma żadnych "machlojek", "załatwiania" - dlatego reaguję. Jestem zwykłym urzędnikiem. Mieszkamy w małym mieście, gdzie każdy mniej lub bardziej z każdym się zna. To nie może powodować, że moja rodzina ma nie funkcjonować w Oławie i ma być wykluczona. A to, co robi radny, to jest zwykłe oczernianie, kłamstwa i manipulacje. Krzywdzi mnie i moją rodzinę. Mam nadzieję, że po kroku, który zrobiłam, znajdą się kolejne osoby, które też się odważą powiedzieć dość...
Cały tekst w "Gazecie Powiatowej" dostępnej na terenie powiatu oławskiego lub TU:
Napisz komentarz
Komentarze