- Ma pan za sobą epizod z Platformą Obywatelską. Dlaczego więc to nie ona?
- Ten epizod był lata temu. W pewnym momencie, należąc już do struktur wrocławskiego koła marketingu politycznego Platformy Obywatelskiej, stwierdziłem, że nie jest mi to już tak bliskie, jak wtedy, gdy byłem znacznie młodszym człowiekiem, czyli jakieś 10 lat temu. Wtedy nasze drogi się rozeszły. Potem startowałem do Rady Gminy drugiej kadencji już z listy LZS, a więc niezależnie od partii. Analiza rynku politycznego, funkcjonowanie w samorządzie, to wszystko sprawiło, że sercem było mi bliżej do Bezpartyjnych Samorządowców (BS). Tu spodobało mi się, że nie było takiej hierarchii, jak wcześniej przez parę lat w strukturach PO. Stąd też mój start w wyborach przedterminowych na wójta już z Komitetu Bezpartyjnych Samorządowców. To był w jakimś sensie początek tego, że dalej chcę w nurcie społeczno-politycznym funkcjonować pod takimi barwami. Startowanie teraz do Sejmu z listy BS jest tego prostą konsekwencją. Stanowimy drużynę, która spróbuje z tego bardzo trudnego tortu mandatów urwać coś dla siebie. Chciałbym dołożyć jakiś swój wkład w uzyskanie głosów poparcia dla BS.
- W jakim stopniu to była decyzja wymuszona przez środowisko, bo pracuje pan przecież w Urzędzie Marszałkowskim, mateczniku Bezpartyjnych Samorządowców, a w jakim pana osobista?
- To prawda, UM jest kolebką Bezpartyjnych, ale nie, start w wyborach to była moja suwerenna decyzja, sam zgłosiłem swój akces. Wiadomo, mam pewną rozpoznawalność na tym terenie, więc liczę, że ileś tam głosów do całościowej puli BS dorzucę.
- Bezpartyjni Samorządowcy przez lata budowali swoją tożsamość w opozycji do partii politycznych. Jak pan wytłumaczy koledze z Bystrzycy, że teraz bezpartyjni stworzyli... partię?
- Nawet zbierając podpisy i rozmawiając z wieloma osobami, musiałem jakoś to uzasadniać, ale argumentowałem w bardzo prosty sposób. Ordynacja wyborcza jest tak skonstruowana, że tylko partia z dużym poparciem i wielką ilością głosów może zaistnieć na scenie politycznej.
- Ale to już było wiadomo wtedy, gdy powstawała nazwa "Bezpartyjni Samorządowcy"...
- Tłumaczyłem ludziom, że nie można inaczej, że to wszystko musi być robione przez partię. Dlaczego? Bez tej partyjności nie można dziś mieć realnego wpływu na władzę. To w sumie jest smutne, bo wolałbym, aby było inaczej. Kilka podpisów i już mogę startować, ale to musi być jednak partia, mocne poparcie, ogromne struktury... Przy okazji ciekawa obserwacja. Gdy zbierałem podpisy w wyborach samorządowych, było znacznie łatwiej. Dużo większe zaangażowanie ludzi. Dla zwykłego zjadacza chleba wybory parlamentarne to jest jednak coś odległego. Nawet jeżeli wiedzą, że to ja - ich sąsiad - jestem na liście, to dla mieszkańca powiatu oławskiego nadal jest coś odległego. To też uświadomiło mi, jak trudno jest zaangażować ludzi, aby złożyli swój podpis. Na szczęście udało nam się zarejestrować ogólnopolski komitet wyborczy, jeden z sześciu, więc odnieśliśmy ogromny sukces. Żeby móc rywalizować między tymi dwoma największymi graczami na scenie politycznej, móc pokazać się szerszej grupie społecznej, musieliśmy się zarejestrować jako partia. Jasne, z tą nazwą wyszło jak wyszło, ale startowaliśmy z innego pułapu. Przez te wszystkie lata pewna marka została ugruntowana, pewna rozpoznawalność, trzeba to było kontynuować...
(...)
- Na Dolnym Śląsku Bezpartyjni są w dość niezręcznej sytuacji, bo rządzą wraz z PiS, a teraz będą z nim rywalizować wyborach. Jak chcecie z PiS wygrać? Będziecie sobie z koalicjantem jeść z dzióbków, czy atakować się wzajemnie?
- Pewne zachowanie polityczne już pokazują, że bardzo mocno jesteśmy oddzieleni. Umowa koalicyjna na poziomie Sejmiku to jedna rzecz, a wybory parlamentarne to jednak coś innego. Kiedyś prowadziliśmy cykl spotkań marszałka dolnośląskiego z mieszkańcami, gdzie jasno podkreślaliśmy, że są pewne rzeczy, których nie akceptujemy u koalicjantów.
- Bardziej będziecie akcentować w kampanii to, co was łączy z PiS, czy to, co was dzieli?
- Powiem, jak to widzę ze swojej perspektywy. Nigdy nie udawałem, że darzę sympatią partię rządzącą. Bardzo mocno i krytycznie wypowiadam się na temat jej działań. Moje podejście w kampanii to jest na pewno osobna droga niż droga PiS, więc postaram się, abyśmy się nie spotykali w kampanii z żadnym wątkiem.
(...)
- W związku z tym, że dobrze wam się współpracuje z PiS w koalicji dolnośląskiej, będziecie naturalnym koalicjantem PiS, gdyby ta partia wygrała wybory?
- Nie chciałbym opowiadać, że jesteśmy naturalnym koalicjantem, bo wiadomo, że koalicjant to jest ktoś, kogo zobowiązują zapisy pewnych umów. W takich umowach zapisuje się pewne rzeczy, które są ważne do zrealizowanie dla jednej i drugiej strony. Myślę, że w Sejmie nie będziemy wielką siłą, więc...
- Czasem nawet tych parę głosów się liczy.
- Myślę, że odpowiedź na to pytanie padnie po wyborach, bo dzisiaj dzielimy skórę na niedźwiedziu. Po wyborach będziemy wiedzieli, czy mamy co dzielić.
*
Cała rozmowa w Gazecie Powiatowej - do kupienie na terenie powiatu oławskiego- lub TU
Napisz komentarz
Komentarze