Przed zbliżającymi się wyborami parlamentarnymi, chcieliśmy przeprowadzić wywiady ze wszystkimi kandydatami z powiatu oławskiego, którzy startują w okręgu nr 3 (Sejm) oraz okręgu nr 6 (Senat). Dotychczas opublikowaliśmy rozmowę z Mariuszem Michałowskim, którą możecie przeczytać tutaj: https://www.tuolawa.pl/artykul/31936,michalowski-wystarczy-tego-konfliktu-w-polsce, rozmowę z Karoliną Kaczor-Hanuszewicz, którą możecie przeczytać tutaj: https://www.tuolawa.pl/artykul/32008,kaczor-hanuszewicz-to-nie-jest-zadna-prekampania-kandyduje-by-wygrac, rozmowę z Agnieszką Mikołajek, którą możecie przeczytać tutaj: https://www.tuolawa.pl/artykul/32107,mikolajek-bardzo-bym-chciala-by-kobiety-nie-zostawialy-tej-decyzji-mezczyznom oraz rozmowę z Michałem Rado, którą możecie przeczytać tutaj: https://www.tuolawa.pl/artykul/32193,rado-koalicja-zobowiazuje-czasem-trzeba-zaglosowac-wbrew-sobie. Kandydatka PiS Ewa Polanowska nie zgodziła się na wywiad, w którym mogłaby przedstawić Państwu swoje poglądy.
***
- Brak absolutorium po raz drugi i odwołanie ze stanowiska starosty to raczej kiepska rekomendacja do startu w wyborach parlamentarnych.
- Nie łączę tego. To są zupełne inne obszary działania. Jedno z drugim nie ma nic wspólnego. Byłem starostą wybranym na to stanowisko przez radnych i stałem na czele zarządu powiatu, nie byłem burmistrzem, wybieranym przez mieszkańców. To zarząd nie otrzymał absolutorium i takie sytuacje się zdarzają.
- Ale pan jest pierwszym starostą w historii powiatu oławskiego, którego w wyniku braku absolutorium dla zarządu odwołano ze stanowiska.
- I jest to bolesne, trzeba się jednak z tym zmierzyć, zwłaszcza, że stało się to w takiej, a nie innej formule czyli przyłączyli się do tego moi byli koledzy. Ubolewam nad tym.
- Przeciwko panu zagłosowali radni z PiS-u. Skoro nawet oni panu nie ufają i źle oceniają pana pracę na rzecz powiatu, to jak mieszkańcy mają panu zaufać i oddać na pana głos?
- Tylko niektórzy z mojej partii głosowali za odwołaniem mnie ze stanowiska, ale czy oni reprezentują mieszkańców? Myśli pani, że któryś z nich zorganizował spotkanie z mieszkańcami i zapytał ich co ma zrobić, czy odwołać Brezdenia? Jestem pewien, że nie i czas pokaże, jak ich ocenią mieszkańcy. Jestem w trudnej sytuacji, ale staję przed wyborcami już teraz i zobaczymy.
- Dlaczego zdecydował się pan kandydować na posła?
- Uważam, że moja dotychczasowa droga polityczna mnie nie dyskredytuje. Przeciwnie. To, co robiłem, robiłem rzetelnie i uczciwie, na ile mogłem. W ciągu tych 13 lat pracy jako starosta, wcześniej jako członek zarządu, a także radny gminy Oława, starałem się działać dla dobra społeczności. Być może nie wszystkim się to podobało, ale uważam, że większości tak, skoro za każdym razem byłem weryfikowany przez wyborców, nie moich kolegów i otrzymywałem wyniki, które wskazywały, że to, co robię, jest odbierane pozytywnie uzyskując mandat radnego.
- Jak pan ocenia swoje szanse?
- Z doświadczenia dwukrotnego kandydowania - nie jestem hurraoptymistą. Znam swoje miejsce w szeregu.
- Z czym wychodzi pan do wyborców?
- Jestem osobą rzetelną, uczciwą, dla której dobro państwa polskiego jest najważniejsze i zależy mi, by zatrzymać to szaleństwo, jakie ogarnia nasze społeczeństwo, jeżeli chodzi powstające obecnie podziały. Tak być nie powinno i zawsze byłem za tym, by te podziały zasypywać, a nie pogłębiać.
- Pana zdaniem straszenie Polaków uchodźcami, stawianie muru na granicach, by ich zatrzymać, gdy w tym samym czasie handluje się polskimi wizami i wpuszcza do Europy ludzi, którzy nie zostali zweryfikowani, jest przykładem działania dla dobra państwa?
- Tak zwana afera wizowa to rozdmuchana do niebotycznych rozmiarów sprawa, która nie ma istotnego znaczenia.
- Handlowanie polskimi wizami nie ma znaczenia?
- No nie ma. Poza tym jakie handlowanie? 263 wizy, bo takie są oficjalne informacje, i ja to przyjmuję. Niech sprawdzą to odpowiednie służby i prokuratura, poinformują o tym, jak naprawdę było i wtedy będziemy dyskutować. Nie wierzę w to, co o tej sprawie mówi Komisja Europejska i ci wszyscy, którzy zapewniali, żeby się nie martwić sprawą nielegalnych imigrantów.
- Nie bulwersuje pana, że coś takiego w ogóle miało miejsce?
- Oczywiście, że tak i rząd podjął już pewne kroki, sprawą zajmują się służby i jeżeli okaże się, że ktoś nas okłamuje, to poniesie konsekwencję, natomiast wszyscy widzimy, co się dzieje w sprawie nielegalnych imigrantów. Chce mi pani powiedzieć, że mur na granicy z Białorusią jest niepotrzebny? To jakbym słuchał pani Agnieszki Holland albo Janiny Ochojskiej i paru innych, z którym absolutnie się nie zgadzam. Ten mur jest potrzebny.
- Dlaczego?
- Bo państwo musi się bronić przed wejściem na nasz teren w sposób nielegalny ludzi, którzy mogliby to zrobić legalnie. Myśli pani, że ci imigranci znajdowani w busach, zatrzymywani przez służby mundurowe, to legalnie chcą przekraczać granicę? Nie, ale to się działo, dzieje i będzie się działo, póki państwo nie podejmie zdecydowanej reakcji. Zaczęło budując mur i weryfikując w sposób, na ile to możliwe tych, którzy chcą się przez niego przedostać w sposób nielegalny. Absolutnie nie chcę powrotu do czasów PRL, ale wtedy granica państwa była dobrze strzeżona. Chce pani żebyśmy mieli takie problemy jak Europa Zachodnia?
- A uważa pan, że powinno się wprowadzić kontrole na granicach?
- Jesteśmy w strefie Schengen i nie możemy tego zrobić, ale pewne rzeczy trzeba weryfikować. Nie można wpuszczać do kraju ludzi na zasadzie, że później ich sprawdzimy. Bo niby jak? Handel ludźmi robi swoje. Gdyby w takim busie z nielegalnymi imigrantami spośród 40 osób, które tam były, 35 stanowiły kobiety i dzieci, to jeszcze bym zrozumiał, ale to byli młodzi mężczyźni, którzy powinni się wziąć do roboty w swoim kraju.
- Pójdzie pan do kina na film "Zielona granica"?
- Nie.
- Bo "tylko świnie siedzą w kinie"?
- Nie, to przesadzone, ale widziałem fragmenty i... Staram się rozumieć artystów, ale wszystko ma swoje granice. Kiedyś oglądałem film Leni Riefenstahl, która kręciła dla Hitlera znakomite filmy, promujące nazistowską propagandę. To była mistrzyni obrazu, oglądając je można było wierzyć, że nazizm to jest to. To naprawdę była sztuka. "Zielona granica" jest przy tym propagandowym prymitywem.
- Ale przecież nie widział pan tego filmu.
Napisz komentarz
Komentarze