- Jak się zostaje członkiem Rady do spraw Rodziny przy Konferencji Episkopatu Polski?
Andrzej Cwynar (A): - Zostaliśmy konsultorami Rady do spraw Rodziny KEP, bo tak to się oficjalnie nazywa, ale zapewne dużo więcej na ten temat dowiemy się 1 marca, gdy odbędzie się nasze ślubowanie. Jak to było w naszym przypadku? Dostaliśmy telefon z Konferencji Episkopatu, że jesteśmy zgłoszeni przez Archidiecezję Wrocławską i czy wyrażamy zgodę, aby kandydować. Po chwili namysłu zgodziliśmy się, no i ruszyła procedura weryfikacji czy opiniowania. Nie wiemy dokładnie, jak się to odbywa, ilu było zgłoszonych... Traktujemy to bardzo duchowo jako działanie Ducha Świętego. Mamy świadomość, że jest wiele małżeństw, które robią piękne rzeczy, ale w jakiś sposób zaproponowano nas i... jesteśmy.
Roksana Cwynar (R): - Wychodzimy z założenia, że Polska jest duża i jest wiele małżeństw, które działają na rzec innych rodzin, a że akurat my... Najważniejsze, że mamy świadomość, że to, co robimy, to jest kropla wobec tego wszystkiego, co się wokół rodziny dzieje w Kościele.
- Mówicie, że takich aktywnych małżeństw jak wy jest wiele, ale w samej Radzie do spraw Rodziny na 14 osób są tylko 2 małżeństwa. Mało.
R: - Wiemy, że to drugie małżeństwo to są ludzie bardzo zaangażowani na rzecz rodziny, są odpowiedzialni za cały Domowy Kościół w Polsce, wybierani byli na tę funkcję wielokrotnie, natomiast my z malutkiej Oławy...
- Nie bądźcie tacy skromni, bo działacie nie tylko w Oławie i to na wielu płaszczyznach.
A: - Jest kilka działów naszej aktywności, to prawda. Biwaki ojca z synem albo córką, wyjazdy wakacyjne dla całych rodzin, są Dialogi Małżeńskie, Finanse po Bożemu, jeszcze dodatkowo Tato.net i Oławski Klub Ojca, do tego filmiki, które nagrywamy z Teobankologią. No jest tego trochę. Robimy, ile możemy...
- Są jeszcze słynne Randki Małżeńskie, o których rozmawialiśmy poprzednim razem.
R: - Nie tylko, bo organizujemy też Randki o Wychowaniu Dzieci.
- Jak widać całkiem sporo jak na jedno małżeństwo. Czym - tak najogólniej - zajmuje się Rada do spraw Rodziny KEP?
A: - Tworzeniem programów rozwoju rodziny w Kościele. Czyli tego, jak rodzina ma funkcjonować w Kościele, co robić, czy coś robić i jak robić z rodzicami dzieci pierwszokomunijnych, albo z narzeczonymi, albo z rodzicami bierzmowanych. To są chociażby takie rzeczy. Rada zbiera się, myśli, zastanawia. A my jako konsultorzy będziemy to konsultować i mówić, co myślimy na ten temat. Jak budować i wzmacniać rodziny.
- Czy jako świeża krew w Radzie macie tylko konsultować, czy możecie występować z własnymi inicjatywami?
A: - To też będzie oczekiwane i uwzględniane, ale pewnie dokładniej dowiemy się 1 maca. Nie wyobrażam sobie, abyśmy nie mieli jakiegoś głosu. Po latach naszego zaangażowania coraz bardziej wiemy, jak coś zrobić, mamy doświadczenie z konkretnego działania, z naszych programów autorskich. Zdaje się, że to się sprawdza, działa, ludzie przychodzą, mamy setki świadectw osób, które coś przeżywają, zbliżają się do siebie, do dzieci. Takie "know how" już więc mamy i na pewno się nim podzielimy, ale będziemy też chcieli zebrać trochę informacji od innych małżeństw, od naszych znajomych, co na ten temat sądzą, bo - jak pan słusznie zauważył - w Radzie są tylko dwa małżeństwa.
- Co jest nie tak z rodziną w Kościele? Co - waszym zdaniem - można byłoby zmienić, poprawić, doradzić, zalecić?
-A: - Wolałbym nie oceniać, co jest nie tak. Lepiej z naszego punktu widzenia diagnozować, co jest, co się dzieje i co robić dalej. Mamy czasem poczucie, że w Kościele jest dużo teologizacji, dużo mądrych słów, które trudno jest przełożyć na codzienne życie, więc w naszej działalności staramy się to upraszczać. Staliśmy się praktykami. Chcemy pokazywać, że teologia, która jest bardzo mądra, głęboka, ma zastosowanie w życiu codziennym. To są czasem bardzo proste rzeczy, jak choćby zwrócenie uwagi na swoją wolę, na chęć budowania, oddawania czasu drugiemu człowiekowi. Mamy w Kościele bardzo ładne hasła, że trzeba się modlić - TRZEBA, że trzeba oddawać czas pan Bogu - TRZEBA, a tak na dobrą sprawę, skoro mówimy, że kogoś kochamy, to NIE TRZEBA, bo nic nie musimy. Chcemy. Chcemy oddawać czas, budować relacje. Przenosząc to na kwestie religijne - budujemy relację z osobą boską lub ludzką, ale nie ma na to szansy, jeśli sam nie oddamy trochę czasu. Zmuszanie się na zasadzie "droga żona, a teraz muszę z tobą porozmawiać 15 minut", to nie jest dobra droga...
- Bo odbębnię to jakoś z zegarkiem z ręku, a potem uciekam z domu do garażu czy na mecz.
R: - Odreagować (śmiech). Pierwsze o czym pomyślałam przy pytaniu, co poprawić w rodzinie, to jest właśnie czas. To najdroższa waluta dla każdego i chodzi właśnie o takie przekierowanie, że wiele rzeczy można nabyć, ale bycie w relacji, bycie dla drugiego - to jest bezcenne. A to się dopiero docenia, jak się jest starszym albo gdy dzieci zaczynają być nastolatkami i nie chcą z nami przebywać, albo jak już jesteśmy osamotnieni i chcielibyśmy z kim poprzebywać... Ten czas, to przebywanie, to bycie, te rozmowy, to znoszenie drugiego człowieka w jego kaprysach, w trudach, z rozchwianiach hormonalnych, w tym, że nie zawsze się układa, to wsparcie, to zrozumienie.
- A jak jest w waszym małżeństwie?
R: - Dajemy sobie dużo wolności, jak najbardziej. Mój mąż jest tą osoba, która nas chroni i broni w razie czegoś, w związku z tym moim zadaniem jest wspieranie go, a nie podcinanie mu skrzydeł. Przyznaję, że zrozumiałam to dopiero po paru latach małżeństwa i po paru kursach. Dopiero wtedy ogarnęłam, co to znaczy być wsparciem dla męża. W Piśmie Świętym jest to określone jako "sojusznik pełen mocy", czyli mam moc i wspieram. Mówiąc tak bardzo przyziemnie, egoistycznie, to jest też w moim interesie, żeby mój maż wzrastał, żeby miał pewność siebie, miał mądrość, żeby działał i rozwijał się. Oczywiście ja też się realizuję zawodowo, nie tylko w domu z dziećmi, bo to działa w dwie strony. Andrzej jest dla mnie wsparciem, to jego pomysł, abym zajęła się prywatną nauką języka angielskiego, to on we mnie uwierzył. W takich prozaicznych rzeczach jak robienie zakupów czy zajmowanie się dziećmi też mnie wspiera. Nie mamy umowy, że jakaś praca jest kobieca, a jakaś męska... Uważam, że moje przestrzenie życiowe są bardzo szerokie i jestem z tego zadowolona.
- Brzmi jak w dobrym związku partnerskim, bo jesteście na tym samym poziomie, relacja jest równa...
A: - Raczej unikamy określenia "partnerski".
- A jakie byłoby lepsze?
A: - Mąż i żona.
- I tyle?
A: - Tyle.
- Nie ma żadnego przymiotnika?
A: - Akurat słowo "partnerski" moim zdaniem zubaża. W słowie małżeństwo zawiera się partnerstwo, zawiera się przyjaźń, zawierają się inne relacje... Jesteśmy równi co do czci i godności. Nie ma kogoś wyżej czy niżej. Konflikty w małżeństwach często pojawiają się właśnie z tego powodu, że ktoś jest wyżej albo niżej, albo z boku.
R: - Problem z odległością...
A: - Właśnie. Jest takie powiedzenie, że konflikty tworzą się z problemów z odległością, gdy coś z nimi jest nie tak. Bo jesteśmy tak samo wartościowi, mamy tę samą godność i powinniśmy doznawać tego samego szacunku, choć jesteśmy kompletnie inni. Nie ma u nas czegoś takiego w małżeństwie, że moja praca jest ważniejsza od pracy Roksany. Nie. Ja mogę wychodzić z domu do pracy, bo Roksana "zabezpiecza tyły" i robi inne rzeczy, jest w stanie lepiej doglądać dzieci, ale też czasami zamieniamy się rolami, Roksana wyjeżdża i ja wtedy zajmuję się dziećmi, robię coś w domu.
R: - Jesteśmy na jednym "froncie". Raz Andrzej idzie na czoło, a ja siedzę w okopach i go ostrzeliwuję, aby mógł osiągnąć cele, wspieram go i mnie ta forma odpowiada, bo to Andrzej jest wystawiony. Innym razem możemy się wymieniać, a wtedy ja jestem na czele, a mąż "zabezpiecza tyły". Uzupełniamy się. Myśmy się tak umówili, jesteśmy w tym zgodni i to działa. Czasem mówię mu, teraz ty wskakuj do domu, bo ja potrzebuję wyjechać. I wskakuje. A ja jadę.
A: - Oczywiście najlepiej jest, gdy razem działamy, to najlepsza wersja.
- Rada ma się zajmować rodziną, a wiadomo, że ona cały czas ulega przedefiniowaniu. Mówi się o związkach partnerskich, o związkach tęczowych. O parach bezdzietnych z wyboru. Czy to rodzina? Ostatnio słyszałem o coraz modniejszych rodzinach międzygatunkowych, czyli on, ona i pies czy kot.
A: - My generalnie jesteśmy bardzo praktyczni i co do zasady mało wchodzimy w polemikę pojęciową.
- Rozumiem, że skoro macie się zajmować rodziną, to chyba jednak warto mieć jakąś definicję. Czy dwie panie i dziecko to jest rodzina?
Napisz komentarz
Komentarze