- Sylwestra w łaźni zorganizowaliśmy - mówi Manecki. - Między innymi ja, bo byłem wtedy zastępcą przewodniczącego Rady Zakładowej, wiec trzeba było działać. Dlaczego w łaźni? Nie mieliśmy gdzie. Wszyscy organizowali, więc sale były pozajmowane. W ogólniaku zajęte, w tartaku zajęte... Gdzieś trzeba było się bawić. W tym dużym holu zrobiliśmy sylwestra, stoły porozkładaliśmy... Było nas ze 30-40 osób. Kiedy to było? Chyba w 1974 roku.
Przy jakiej muzyce wtedy się bawiono?
- Generalnie przy magnetofonie szpulowym, bo miałem sporo nagrań, byłem elektrykiem w zespole Olevianie - wspomina Manecki, ale żadnego konkretnego przeboju nie pamięta. - Ja jestem z czasów "dzieci-kwiatów", więc pewnie to musiała być muzyka big-bitowa.
Nie zabrakło też zapewne hitów 1974 roku. Zaglądamy na ówczesną listę przebojów i naprawdę jest w czym wybierać: "Honey Honey" zespołu ABBA, "Małgośka" Maryli Rodowicz, "Far Far Away" zespołu Slade, "Malovany Dzbanku" Heleny Vondrackovej, "Sereno È" w wykonaniu Drupiego, "Ciągle Pada" Czerwonych Gitar, czy wreszcie "Najtrudniejszy Pierwszy Krok" Anny Jantar
Nie, żadnych większych ekscesów wtedy w łaźni nie odnotowano, przynajmniej oficjalnie, choć ciężko uwierzyć, by w sylwestrową noc nikt nie skorzystał z wanny czy sauny.
Ale - jak się okazuje - nie tylko sylwestra w łaźni można było wtedy mieć.
- Ta zakładowa zabawa sylwestrowa to tylko raz była - opowiada pani Kłak. - Ja wtedy akurat byłam chora, więc nie poszliśmy. Ale tam też kiedyś było organizowane... wesele. Państwo młodzi mieszkali koło łaźni z tym wysokim budynku, ale kto to załatwiał, nie wiem.
Gdy więc ktoś dzisiaj powie o małżeństwach rodem z oławskiej łaźni, wcale nie będzie to przesada. Zwłaszcza że już przed ślubem pary potrafiły zaszyć się pod jednym natryskiem albo w jednej wannie.
- Ja nie chciałam tak puszczać, ale mąż puszczał - pani Lidia. - Raz kiedyś mąż puścił jednego z dziewczyną, a to nie była jeszcze jego żona, ale jak przyszli razem kolejny raz, to ja im mówię nie, że nie wolno, że do widzenia, czyli że pani tu, a pan tam. Do tej pory mnie nie lubi.
- Jak przychodzili czasem chłopak z dziewczyną, tu puszczałem ich razem na jedną stronę, a co! - przyznaje pan Kazimierz. - Żona nie puszczała, ale ja tak. Niech się razem... Parę osób z tych, które puszczałem do łaźni razem, to potem pozawierało małżeństwa.
Szybki koniec
Początkowo wydawało się, że łaźnia to był strzał w dziesiątkę. Okazała się strzałem w kolano, do czego przyczyniło się zapewne otwarcie parę lat później, niż miało być, czyli wtedy, gdy mieszkańcy zaczęli mieć własne łazienki, a Sowieci rozpoczęli budowę własnej łaźni.
- Początkowo wszystko było rentowne, a przynajmniej tak słyszeliśmy - wspomina Andrzej Manecki. - Przecież często poczekalnia była pełna, zwłaszcza w zimie.
- Potem jednak kierowniczka coraz częściej mówiła nam, że jest ciężko, że nie ma chętnych, a przecież wszystko kosztuje - mówi Lidia Kłak. - O ile początkowo bywało, że dziennie kąpało się i sto osób, potem już tylko 10-20 osób.
- I tak łaźnia przestała być opłacalna - mówi jej mąż Kazimierz. - A gdy jeszcze Ruscy przestali przychodzić, to już koniec był blisko.
- Sporo domów wybudowano wtedy w Oławie tuż przed uruchomieniem łaźni - wspomina Lesław Mazur. - I ta sytuacja powodowała stopniowy brak zainteresowania łaźnią. Proszę pamiętać, że w dużym tempie powstawały następne domy, przy Kasprowicza, 3 Maja, 1 Maja i Żołnierza Polskiego, a na początku lat 70. zaczęto oddawać do użytku mieszkania na osiedlu Chrobrego. Potencjalni klienci łaźni ubywali wraz z rozwojem budownictwa mieszkaniowego. Poza tym mieszkańcy zaczęli robić "na dziko" łazienki w starych przedwojennych domach, na własny koszt. Wtedy, żeby zwiększyć liczbę korzystających z łaźni, zaczęto nawet rozdawać w zakładach pracy bezpłatne bilety do łaźni. Ale niewiele to pomogło... Zwłaszcza, że Armia Radziecka wybudowała wtedy łaźnię u siebie w koszarach przy 3 Maja.
Wierszem
Łaźnia ma swoją historię opowiedzianą wierszem. Podczas Dni Oławy w 1966 roku wystawiono sztukę autorstwa Eugeniusza Chorosteckiego, która już wtedy, czyli kiedy tylko łaźnia ruszyła, mówiła o problemach z frekwencją. Oto fragment:
Mówi Sędzia:
Drodzy mieszczanie, lat trzy mija prawie
jak trzeciej z kolei przewodniczę rozprawie.
Tu na tym rynku, gdzie śmiech i wrzawa,
toczyć się będzie kolejna rozprawa.
Wróćmy do pierwszej - gdzieśmy osądzali
tych, co dla nas łaźnię budowali.
Wyrokiem też było zadośćuczynienie,
lecz dzisiaj na mieszczan spada oskarżenie.
Wolałbym nie spać i słaniać się z głodu,
niż sądzić mieszczan nadodrzańskiego grodu.
Nie skarżą was władze ni też ludność wiejska,
do sądu podała was dziś Łaźnia Miejska.
Treść oskarżenia tu widzę bogatą,
treść tę wyjawi wam Prokurator.
Więc proszę łaskawie, Prokuratorze,
niech pan mieszczanom jasno wyłoży,
może do winy się szybciej przyznają
i łaskę przysięgłych niechaj otrzymają.
Prokurator:
Przykro mi niezmiernie, że oskarżać was muszę,
ze wstydu za was się jąkam i duszę.
Bo przyznam, że wstyd to i hańba niemała,
żeby Łaźnia Miejska mieszczan oskarżała.
Na jej budowanie wszyscy nalegali,
a jej budowniczym raz sto batów dali.
I każdy z was naglił, pod łaźnią tak stąpał
i mówił, że w łaźni wciąż się będzie kąpał.
Że w wannie z prysznicem tak będzie wam zdrowo,
że choć raz w tygodniu - daliście słowo.
Chęć wasza do łaźni prysnęła - oj, ludzie!
I teraz z powrotem żyć chcecie tak w brudzie?
Aż wierzyć się nie chce, żeby tak zbrzydło
mieszkańcom Oławy i woda, i mydło!
Ostatecznie, jak wynika z pracy magisterskiej Marii Bubiak, napisanej w 1993 roku w Akademii Ekonomicznej we Wrocławiu, urządzenia kąpielowe łaźni w Oławie były wykorzystywane zaledwie w 50%: - Powodowało to niewspółmiernie wysokie koszty utrzymania łaźni w stosunku do wartości sprzedaży świadczonych przez nią usług. Wpływy były 5 razy mniejsze niż koszty rocznego utrzymania. Zapotrzebowanie na higieniczne usługi kąpielowe systematycznie malało w miarę budowy nowego i modernizacji starego budownictwa mieszkaniowego. Celowe i uzasadnione było więc przejęcie obiektu łaźnie miejskiej przez Zespół Opieki Zdrowotnej w Oławie i zamienienie profilu jej działalności na lecznicze usługi balneofizykoterapeutyczne. Postulat ten zrealizowano w 1977 roku.
A dokładnie 7 czerwca 1977 roku, kiedy to zarządzeniem wojewody wrocławskiego nr 24 "w sprawie zmiany zakresu działalności RPGKiM" (to następca MPGK) wyłączono w tym obiekcie usługi łaziennicze. W ten sposób w miejsce łaźni Oława miała od tej pory zakład przyrodoleczniczy, zwany popularnie balneologią. No, ale to już temat na inny tekst.
Jerzy Kamiński
Napisz komentarz
Komentarze